Z prof. Barbarą Strzałkowską, biblistką i przewodniczką po Ziemi Świętej i krajach biblijnych, rozmawia Magdalena Prokop-Duchnowska

Bóg działa zawsze i wszędzie. Po co więc pielgrzymować?
To pytanie zadawano sobie od zarania chrześcijaństwa. Niektórzy pierwsi Ojcowie Kościoła, tzw. Ojcowie Kapadoccy, twierdzili, że pielgrzymowanie do świętych miejsc jest nie tylko niebezpieczne, ale także niekonieczne – rodzima Kapadocja gwarantuje wszak pełny dostęp do Boga w sakramentach i Eucharystii. Z jakichś jednak powodów sam Bóg zdecydował, że Wcielenie Jego Syna nastąpi w konkretnym czasie i miejscu. Dlatego chrześcijanie od początków, wzorem biblijnych Izraelitów, czuli się zobligowani, by do miejsc szczególnego działania Boga pielgrzymować.
Jan Paweł II w „Liście o pielgrzymowaniu do miejsc związanych z historią zbawienia” z 1999 r. pisał o geografii zbawienia, wskazując, że choć Bóg jest obecny zawsze i wszędzie, to istnieją miejsca będące świadkami biblijnych wydarzeń, w których jest do Niego jakby bliżej. Chrześcijanie pielgrzymują choćby do Betlejem, Galilei, Jerozolimy, ale także do północnej Afryki, południowej Europy i Azji Mniejszej, właśnie po to, by móc upamiętnić i „dotknąć” najważniejszych wydarzeń historii zbawienia. Na przykładzie Całunu Turyńskiego, chusty z Manoppello, korony cierniowej czy Drzewa Krzyża Świętego widać, jak silna jest w nas potrzeba kultywowania świadków męki Jezusa i pamięci o wydarzeniach. Ale też pielgrzymujemy do miejsc związanych z objawieniami, cudami Eucharystycznymi czy życiem i męczeństwem świętych i błogosławionych.
Kiedy z powodu dziejowych burz trudniej było do niektórych miejsc świętych docierać, rozpowszechnił się kult relikwii, a także zaczęto tworzyć kopie kluczowych dla chrześcijan miejsc, jak choćby polska Kalwaria Zebrzydowska czy kopia Grobu Bożego w Miechowie. Widać wyraźnie, jak silne jest w nas pragnienie karmienia się pamięcią o historii wcielenia i zbawienia oraz miejscu, gdzie się one dokonały.
Pod tym względem Polacy stanowią fenomen na skalę światową. Dlaczego pielgrzymowanie jest dla nas takie ważne?
Przeprowadzone kilka lat temu badania mówią, że na szlak pielgrzymkowy wyrusza aż 7 mln naszych rodaków rocznie. Co ciekawe, ta liczba nie spadła na przestrzeni ostatnich lat, mimo że w tym samym czasie odnotowano np. znaczący spadek regularnego uczestnictwa w Mszach św. Nie chodzi wyłącznie o to, że Polacy lubią podróżować, są mobilni i otwarci na poznawanie nowych miejsc i kultur. Chrześcijaństwo od zawsze było dla nas czymś więcej niż tylko wsparciem w przetrwaniu trudnych czasów. Wiara stanowiła potwierdzenie naszej tożsamości – religijnej i narodowej.
Dzięki pielgrzymowaniu człowiek doświadcza wspólnoty ludzi o podobnych wartościach, co umacnia i pomaga wzrastać w wierze. Pielgrzymowanie leży w naturze człowieka. Już w starożytności ukuto pojęcie homo viator, odnoszące się do człowieka będącego w drodze, którego życie jest nieustającą podróżą – zarówno fizyczną, jak i duchową. Pielgrzymka jest więc pewnego rodzaju odzwierciedleniem ludzkiego życia. I wpisuje się w naturalną potrzebę człowieka, który aby usłyszeć głos Pana Boga, musi na pewien czas opuścić codzienność. Realizacja tej potrzeby wydaje się szczególnie istotna w dzisiejszym zabieganym świecie.
Czym pielgrzymka różni się od wycieczki?
Zewnętrznie praktycznie niczym, jednak w rzeczywistości różnica jest bardzo znacząca. Przede wszystkim w pielgrzymowaniu to, co najważniejsze, dokonuje się w sercu człowieka. Pielgrzymka zapewnia także obecność kapłana, codzienną Eucharystię i dostęp do sakramentów. Na to, czy faktycznie tak jest, warto zwrócić uwagę już na etapie poszukiwania oferty. Niektóre biura podróży oferują bowiem wyjazdy pielgrzymkowe, które z prawdziwą pielgrzymką niewiele mają wspólnego. Polecam korzystanie z usług sprawdzonych organizatorów, którzy specjalizują się w wyjazdach typu pielgrzymkowego i widnieją w rejestrze krajowych organizatorów ruchu turystycznego. Wiele renomowanych biur podróży działa nieprzerwanie od wielu lat, najczęściej przy diecezjach czy zgromadzeniach zakonnych.
Ważną rolę podczas pielgrzymki odgrywa przewodnik. Aby zgodnie z założeniami takiego wyjazdu uczestnicy mieli szansę doświadczyć formacji i przemiany, obok narracji historycznej powinna pojawić się także ta duchowa. Czasem będzie nią jakieś ważne dopowiedzenie, innym razem zamilknięcie i stworzenie przestrzeni na niespieszną refleksję. Sztuka prowadzenia pielgrzymek nie jest łatwa, ale można się jej nauczyć – chociażby na kierunku turystyki religijnej, który trzy lata temu stworzyliśmy na UKSW.
Zdarzało się, że ktoś zaczynał pielgrzymkę jako turysta, a kończył jako pielgrzym?
Wielokrotnie! Pewni rodzice wysłali swoje dorosłe, niewierzące dzieci na pielgrzymkę do Ziemi Świętej i mimo że pojechały tam wyłącznie w celach turystycznych, wróciły z zaszczepioną w sercach wiarą i pragnieniem zmiany swojego życia. To częsty scenariusz chociażby na Szlaku św. Jakuba do Santiago de Compostela, który nierzadko decydują się przemierzać także ludzie poszukujący czy nawet niewierzący. Podczas pielgrzymki Pan Bóg działa cuda – przez słowo Boże, Eucharystię, wspólnotę ludzi. Ale także przez miejsce. Nieraz byłam świadkiem, jak osoby podróżujące do Ziemi Świętej, Rzymu, Egiptu, Jordanii, Turcji, Grecji, Cypru czy Malty zmieniały się przez sam fakt „dotknięcia” zbawczej historii Jezusa i Kościoła.
Spotkałam też pątników, którzy jechali na pielgrzymkę z zamiarem pogłębienia wiary, a potem gubili gdzieś sens duchowej wędrówki i kończyli jako zwykli turyści. To, czy i jaki owoc przyniesie pobyt w świętym miejscu, zależy przede wszystkim od otwartości serca konkretnego człowieka.
Odnoszę wrażenie, że za potrzebą pielgrzymowania stoi także potrzeba bycia we wspólnocie.
Bo pielgrzymowanie – pod czym z pewnością podpiszą się rzesze proboszczów i parafian – integruje i pomaga budować relacje. Czy istnieje lepsza okazja do prawdziwego poznania drugiego człowieka niż wspólna droga? To właśnie wtedy, w trudzie, najwyraźniej ukazuje się prawda o drugim człowieku. I najróżniejsze charyzmaty. Ktoś przejmuje pałeczkę lidera, ktoś inny odkrywa, że potrafi śpiewać czy zatroszczyć się o potrzebującego wsparcia bliźniego. Grupa inspiruje, pomaga lepiej przeżywać wiarę i skłania do dzielenia się swoim świadectwem z innymi.
Inna sprawa, że odwiedzając razem święte miejsca, lepiej rozumiemy historię Kościoła. Nie chodzi tylko o to, by posiąść wiedzę, co wydarzyło się 2 tys. lat temu, ale także o to, by umieć odnieść tę wiedzę do współczesności, a dzięki temu móc odnaleźć i jeszcze lepiej zrozumieć swoje miejsce we współczesnej wspólnocie Kościoła.
Do jakich nieoczywistych miejsc warto dziś pielgrzymować?
W średniowiecznej Europie główne kierunki pielgrzymek były trzy: Rzym, Jerozolima i Santiago de Compostela. Ówcześni ludzie docierali do celu pieszo, bez map, aplikacji i GPS. Szlak wytyczały drogi, miasta, kościoły, klasztory, a nawet… gwiazdy. Dziś – m.in. dzięki rozwojowi transportu lotniczego – można pielgrzymować praktycznie we wszystkie miejsca na świecie. Obok tych najbardziej popularnych biura podróży oferują także pielgrzymki do Chin, Japonii, Brazylii, Ruandy i miejsc objawień maryjnych w Kibeho czy nawet do Stanów Zjednoczonych. Warto jednak zaznaczyć, że tak naprawdę celem pielgrzymki może być każde miejsce na świecie. Chodzi przecież o codzienną Eucharystię i wędrowanie we wspólnocie karmiącej się podobnymi wartościami.
Na świecie jest ponad 8 mld ludzi, z czego rocznie w podróż udaje się niewiele ponad 1 mld. W tym ok. 300 mln podejmuje podróż z powodów religijnych. Nie każdy jednak ma taką możliwość. Kiedy miałam okazję zwiedzać afrykańską wioskę Masajów, dotarło do mnie, że mieszkające tam kobiety do końca swojego życia nie opuszczą miejsca swojego bytowania. Na własne oczy nie zobaczą nawet sąsiedniego miasta! Tymczasem my, obywatele najbogatszej części świata, możemy podróżować bez większych ograniczeń po całym świecie – turystycznie i pielgrzymkowo. Dla większości z nas to oczywistość, a tak naprawdę jest wielkim błogosławieństwem, za które każdego dnia powinniśmy dziękować Bogu.