Argumentów obalających mit, jakoby Kościół troszczył się tylko o życie nienarodzonych, a o kobiety w trudnej ciąży czy rodziców ciężko chorych dzieci już nie, jest tak wiele, jak form świadczonej przez niego pomocy.

O tym, że Tomek nie rozwija się prawidłowo, Alicja Zyznarska dowiedziała się, zanim się narodził. Z mężem szukali pomocy u lekarzy, u których widzieli strach równy ich przerażeniu. Dopiero w oczach personelu hospicjum perinatalnego dostrzegli spokój, który i im się udzielił. – Wreszcie mieliśmy z kim się podzielić odpowiedzialnością za opiekę nad synkiem – wspomina mama. – Dostaliśmy adekwatne wsparcie na początku, a później możliwość zastanowienia się, co dalej. Neonatolog, genetyk, psycholog przedstawiali nam różne scenariusze i pomogli nastawić się na wszelkie ewentualności.
NIE TYLKO MODLITWA
Patrzyli racjonalnie, ale gdzieś tliła się nadzieja na cud, który bardzo rzadko, ale jednak się zdarza. – Spotkał i nas – mówi Alicja. – Dziś Tomek ma pięć lat, pomaga w sprzątaniu, nastawia pranie. Owszem, spędza w szpitalu dużo czasu, ale przy tym jesteśmy otoczeni wieloma życzliwymi ludźmi, którzy widzą w nim wartościowego człowieka. Wierzymy, że ma na tym świecie misję.
Jak mówi prezes Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka Wojciech Zięba, kolejni rządzący ignorowali rodziny opiekujące się osobami niepełnosprawnymi. – Wiedzieli, że nie będą protestować, bo musiałyby odejść od łóżek chorych – wskazuje. – W efekcie rodziny te pogrążały się w ubóstwie: według PFRON w 2021 r. aż 70 proc. rodzin opiekujących się osobą niepełnosprawną miało problem z wykupem leków czy dostępem do podstawowej opieki zdrowotnej.
– Dotychczas koszt opieki był przerzucony na rodziny, a przy dziecku z najcięższą niepełnosprawnością wynosi on 6–7 tys. zł miesięcznie. – W ubiegłym roku dokonała się historyczna zmiana: zniesiono zakaz pracy dla osób pobierających świadczenia pielęgnacyjne– przyznaje prezes PSOŻC.
Alicja Zyznarska docenia także istnienie opieki wytchnieniowej. – Z mężem dyżurujemy na zmianę i się mijamy, potrzebujemy więc chwil ze sobą i dla siebie. Co dopiero samotne matki! – podkreśla.
Chociaż obecną sytuację Wojciech Zięba ocenia jako przyzwoitą, zauważa, że wciąż nierozwiązana jest kwestia opieki nad dziećmi po osiemnastym roku życia, rehabilitacji, finansowania sprzętu czy szkolnictwa. – Ciekawie wyglądała propozycja, która lekarza diagnozującego u płodu ciężką chorobę obligowała do skierowania rodziców do hospicjum perinatalnego. Niestety, została zamrożona – ubolewa.
Mama Tomka ostrożnie podchodzi do radzenia kobietom w sytuacji podobnej do jej doświadczeń. – Jej złożoność wymaga milczenia i modlitwy – mówi. – Nie znam natomiast przypadku, w którym kobieta chciała usunąć dziecko z pobudek egoistycznych. Zazwyczaj za taką decyzją stał problem zbyt trudny do udźwignięcia. Warto wtedy poszukać osób po podobnych przejściach.
Ona z mężem doświadczyła ogromnej pomocy Kościoła.
DLA ŻYCIA I PO ŚMIERCI
O hospicjum perinatalnym dowiedziała się, zanim go potrzebowała. Siostra Ewa Jędrzejak z Fundacji Evangelium Vitae i inne boromeuszki prowadzące hospicjum perinatalne są we Wrocławiu rozpoznawalne. Prowadzą wykłady dla małżonków i rodziców, szkołę rodzenia.
– Fundacja powstała w celu reaktywowania szkoły medycznej i oddziału ginekologiczno-położniczego w odzyskanym przez nas budynku szpitalnym. Było to w czasach, gdy kobiety rodziły w fatalnych warunkach – wspomina s. Ewa Jędrzejak. – Ze szkołą i szpitalem nie wyszło, ale udało nam się odpowiedzieć na zapotrzebowanie matek. W tej chwili to promocja profilaktyki zdrowia psychicznego z grupami wsparcia dla ciężarnych i świeżo upieczonych mam. Niezależnie od przyczyn złego samopoczucia psychicznego dostaną one specjalistyczne wsparcie, zanim baby blues przerodzi się w depresję.
Działające przy fundacji okno życia w ciągu piętnastu lat przyjęło dwadzieścioro dzieci. – Choć w nim dyżuruję, zgłaszających się kobiet chcących zostawić w nim niemowlę nigdy do tego nie namawiam. Najpierw należy wyczerpać inne środki pomocy, przed porodem i po nim. Szykujemy więc wyprawki, prowadzimy bezpłatne poradnictwo rodzinne, kierujemy do specjalistów.
Fundacja działała na wielu polach, aż przełożona generalna zażartowała, że chyba tylko cmentarza jej brakuje. – I wtedy trafiły do nas osoby w trudnej żałobie po tym, jak szczątki ich poronionych dzieci szpital chciał utylizować – mówi s. Ewa. – Z urzędnikami wypracowaliśmy więc procedury chowania przedwcześnie narodzonych dzieci i informowania o takiej możliwości rodziców. Widzimy, jak w ciągu dziesięciu lat zmienił się wśród personelu medycznego sposób przekazywania rodzicom wiadomości o stracie dziecka, a taki pogrzeb jest ważny dla skrócenia okresu żałoby. Kilka tysięcy ciałek, którymi nie zajęli się rodzice, spoczywa w zbiorowej mogile. Stworzyłyśmy broszurę informującą o formalnościach związanych z pochówkiem, a na rodziców w przedłużającej się żałobie czeka u nas bezpłatna pomoc psychoterapeutyczna.
Różne zgromadzenia zakonne prowadzą w Polsce 6 domów samotnych matek, 26 ośrodków pomocy rodzinie, 64 poradnie psychologiczno-pedagogiczne, 43 placówki opiekuńczo-wychowawcze dla dzieci i młodzieży specjalnej troski oraz sierot, sześć zakładów opiekuńczo-leczniczych dla dzieci i 70 domów dziecka. – Kobiety zaczepiają nas, siostry, na ulicy i proszą nie tylko o pomoc materialną, jak było kiedyś, ale także o wsparcie duchowe i pokierowanie do prowadzonego przez Kościół miejsca, w którym uzyskają pomoc – mówi s. Beata Zawiślak USJK z Krajowej Rady Duszpasterstwa Kobiet.
W 70 oknach życia, które z ramienia Kościoła działają w 60 polskich miejscowościach, uratowano dotychczas 160 dzieci. Z inicjatywy Kościoła prowadzonych jest blisko 100 domów dziecka, niemal 30 domów matki i dziecka, tyle samo centrów interwencji kryzysowej, ponad 370 placówek terapeutycznych i blisko 20 telefonów zaufania. Kościół prowadzi też wiele świetlic terapeutycznych, burs, klubów podwórkowych, ośrodków kolonijnych, funduszy stypendialnych, ośrodków adopcyjnych, wypożyczalni sprzętu rehabilitacyjnego, warsztatów terapii zajęciowej, centrów opieki dziennej, ośrodków wychowawczych, szkół rodzenia, poradni rodzinnych, klubów mam i hospicjów perinatalnych. Sama Caritas udziela stałej pomocy 3,5 tys. dzieci; dotychczas pomogła 180 osobom z chorobami rzadkimi, na sumę 15 mln zł.
GDY RODZINA NIE POMOŻE
Media lubią przytaczać statystyki dotyczące kobiet opowiadających się za aborcją, a pomijają rzeszę osób, w tym kobiet, które są za wspieraniem kobiet w trudnej ciąży. – Są wśród nich nasi darczyńcy, którzy mówią: „Pomagamy, a nie zabijamy” – mówi Anna Piotrowska z Fundacji Małych Stópek. – Najgorsza w ciąży jest samotność. Kobiety zostawione samym sobie tracą zaufanie do otoczenia, bo już raz zostały zawiedzione. Od nas się dowiadują, że dostaną wsparcie przed porodem i po nim.
Fundacja prowadzi dwa domy, w których mamy mogą zostać tyle, ile potrzebują, oraz rodzinny dom dziecka, utworzony z zaprzyjaźnionym małżeństwem ze Szczecina. – Codziennie przekazujemy pieluchy, wózki, wanienki mamom, które nie mogą liczyć na rodzinę – wylicza Anna Piotrowska. – Opłacamy także specjalistyczny sprzęt czy rehabilitację dla dzieci z niepełnosprawnością. Udzielamy wsparcia psychologicznego i prawnego mamom walczącym o alimenty. Jesteśmy głosem tych, których łączy szacunek dla życia.
Hasło „Pomoc Kościoła kobietom w trudnej ciąży” uruchamia wyobraźnię także świeckich. – Kościół to wspólnota wielu osób – mówi s. Beata Zawiślak. – Potrzebna jest świadomość i odpowiedzialność każdego z nas, by wiedzieć, gdzie potrzebującą kobietę pokierować.
– Poczucie, że Kościołem jesteśmy wszyscy, pozwala nie dystansować się od pomagania, tylko w nim uczestniczyć – przyznaje s. Ewa Jędrzejak. – Jak? My siostry prowadzimy fundację, ale dzieje się to wyłącznie dzięki ogromnemu wsparciu darczyńców i świeckich specjalistów. To oni tworzą ten Kościół codziennej pomocy.
Wypowiedzi pochodzą z konferencji „Trudne ciąże. Jak Kościół pomaga kobietom?”, zorganizowanej przez Katolicką Agencję Informacyjną.