Polska młodzież staje się coraz bardziej konserwatywna. Gdyby o wyborze prezydenta decydowały głosy Polaków w wieku 18–29 lat, to prezydentem zostałby lider Konfederacji Sławomir Mentzen, który w tej grupie wiekowej cieszył się w pierwszej turze poparciem 34,9 proc. głosujących. Prawie dwukrotnie (!) przegonił drugiego w tym rankingu Adriana Zandberga (19,8 proc) i aż trzykrotnie zdystansował każdego z tych, którzy przeszli do drugiej tury. Gdyby brać pod uwagę tylko głosy mężczyzn w wieku 18–29 lat, to Mentzen mógłby otrzeć się o zwycięstwo już w pierwszej turze. Ostatecznie to głównie młodzi wyborcy Mentzena zdecydowali o powierzeniu najważniejszego urzędu w państwie Karolowi Nawrockiemu. Głosowało na niego 53,2 proc. Polaków w wieku 19–29 lat, przy 50,89 proc. poparcia we wszystkich grupach wiekowych.
Spowodowało to lawinę komentarzy z prawa i lewa. Bo Konfederacja może po najbliższych wyborach parlamentarnych decydować o kształcie polskiego rządu. Na jej korzyść działa efekt świeżości. Wynika on z pozostawania poza koalicjami czy to z PiS, czy z PO, których sposób rządów i wzajemna rywalizacja są dla wielu Polaków męczące. Na korzyść najbardziej dzisiaj konserwatywnej partii w polskim parlamencie działa również struktura wiekowa jej działaczy i elektoratu. Ewa Zajączkowska-Hernik czy Krzysztof Bosak są atrakcyjniejsi dla młodego elektoratu niż Jarosław Kaczyński czy Donald Tusk. Do tego wyborców w najstarszej grupie wiekowej będzie ubywać, podczas gdy w najmłodszej powinno ich mimo wszystko przybywać. To oznacza, że kończy się epoka Kaczyńskiego, Tuska i Czarzastego, ale także Michnika, Wałęsy i innych dinozaurów polskiej transformacji.
Na nic się zdadzą próby zaklinania rzeczywistości podejmowane na łamach „Gazety Wyborczej” piórem Radosława Markowskiego, który już w tytule usiłuje przekonać, że teza o rosnącym konserwatyzmie młodych Polaków jest nieprawdziwa. Według niego najnowsze dane „klarownie mówią o dominacji progresywno-liberalnego rysu polskiego społeczeństwa”. A te dane to m.in. wskaźniki odchodzenia młodych Polaków od praktyk religijnych i Kościoła: od 1992 r. straciliśmy ok. 40 proc. młodzieży w wieku 18–24 lat. Te wskaźniki są prawdziwe i dramatyczne, bo Kościół w Polsce w zatrważającym tempie traci młodzież (mam nadzieję, że problem ten nie dawał spokoju biskupom zgromadzonym w minionym tygodniu w Katowicach), ale wyciąganie stąd wniosków o trzymaniu się kursu „progresywno-liberalnego” jest manipulacją. Nie oznacza to bynajmniej, że z punktu widzenia Kościoła można spać spokojnie.
Od dekady badania wskazują na rozchodzenie się wzrostu konserwatyzmu polskiej młodzieży z deklarowaniem przynależności do Kościoła i akceptacji dla jego działań. Wcześniej poglądy konserwatywne w Polsce wiązały się z sympatią dla wiary katolickiej i dla Kościoła. Ale to się właśnie kończy na naszych oczach. Z badań robionych przez CBOS przy okazji ostatnich wyborów parlamentarnych wynika, że aż 62 proc. zwolenników Konfederacji ma złe zdanie o Kościele, a tylko 25 proc. pozytywne.
Przyczyn rozbratu konserwatywnej młodzieży z Kościołem w Polsce jest zapewne wiele. Na gorąco wymieniłbym stan katechezy szkolnej, język kazań i listów pasterskich, zaniedbanie duszpasterstwa akademickiego i duszpasterstwa młodzieży, nienadążanie Kościoła w wirtualnym świecie i – last but not least – kościelny ostracyzm wobec księży towarzyszących duszpastersko środowiskom konserwatywnym. Ksiądz, który odważyłby się jawnie uczestniczyć w zjeździe Konfederacji czy choćby w Marszu Niepodległości, spotka się z surową reakcją przełożonych – w przeciwieństwie do księdza brylującego na platformerskim Kampusie Polska. Ze strony Kościoła potrzeba chyba więcej równowagi.
PS Odrodzenie Kościoła na Zachodzie następuje głównie wokół katolickich wspólnot tradycjonalistycznych, czego przykładem jest pielgrzymka do Chartres. Warto to przemyśleć.