W pewnej parafii proboszcz nawiązał do proroka Jeremiasza: „Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku, a od Pana odwraca swe serce” (17, 5), po czym rozwinął to zdanie, twierdząc, że nie można ufać politykom, bo oni wszyscy kłamią, żeby pozyskać wyborców; zawiódł nas Wałęsa, zawiodą także inni. Następnie skonkludował, że nie należy więc ulegać prądom, które płyną zza oceanu. Można się domyślać, że proboszcz miał na myśli „prądy” Trumpa i Vance’a, a nie Bidena i Kamali Harris. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że duchowny nie jest krytyczny wobec stwierdzenia obecnego prezydenta USA, że istnieją tylko dwie płcie: męska i żeńska.
Jeremiasz nie miał zapewne na myśli, że w ogóle nie należy pokładać nadziei w innych ludziach. Sens słów proroka jest oczywisty: głupotą i złem jest odwracanie się od Boga i pokładanie nadziei w jedynie ludzkich powiązaniach. Przypominają się tutaj słowa Piotra i innych apostołów: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5, 29). Ale z tego nijak nie wynika, że w ludzkich relacjach nie należy nikomu ufać i w nikim pokładać nadziei. Wszak jest czymś dobrym i pięknym, kiedy np. dzieci pokładają nadzieję w rodzicach, żona w mężu, a mąż w żonie. Oczywiście mądry wie, że żaden, nawet najbardziej kochany i godny zaufania człowiek nie jest wszechmogący i nie wybawi nas od wszystkich możliwych nieszczęść. Panem życia i śmierci jest jedynie Bóg.
Zaufanie i pokładanie nadziei w innych jest czymś potrzebnym i naturalnym także w życiu społeczno-
-politycznym. Pokładamy nadzieję w różnych specjalistach, np. w lekarzach, pokładamy nadzieję także w politykach, że zwyciężywszy w wyborach, będą potrafili skutecznie rządzić na rzecz dobra wspólnego, że będą lepsi, bardziej kompetentni, niż byliby inni na ich miejscu. Politycy są różni: dobrzy i źli. Problem polega na tym, że tych, których jedni wyborcy uważają za dobrych, inni uważają za złych. Są politycy, na których wyborcy głosują od wielu lat, ale bywają też tacy, którzy zostali przez dawnych fanów odrzuceni. Bywają też politycy, którzy zmienili poglądy o 180 stopni. A wyborcy, którzy wcześniej na nich pluli, teraz ich popierają. Słowem, bywa różnie i często sprawdza się w polityce powiedzonko, że „każda potwora znajdzie swego amatora”.
W każdym razie nie zgadzam się z opinią, którą przedstawił zacytowany na początku proboszcz, że wszyscy politycy kłamią. Owszem, nie brakuje polityków, którzy gotowi są obiecać wszystko, aby zaraz po wygranych wyborach zapomnieć o własnych obietnicach. Niektórzy nawet mówią o tym otwarcie. Pewien minister przyznał, rechocząc, że obiecywanie studentom tego i owego to była taka ściema. Problem w tym, że tego rodzaju cynicy dalej są popierani przez licznych wyborców. Ale są politycy, którzy pokazali, że mówią to, co naprawdę myślą, a kiedy mają takie możliwości, to starają się realizować to, co zapowiadali.
Wrzucanie wszystkich polityków do jednego worka pt. „Oni wszyscy kłamią” może mieć różne przyczyny. Na przykład miałkość intelektualną, która nie pozwala na opartą na faktach analizę sytuacji i w miarę zobiektywizowaną ocenę poszczególnych polityków. W takiej sytuacji obywatel ratuje swe dobre mniemanie o sobie samym okrzykiem, że oni wszyscy siebie warci… Bywa też i tak, że ktoś z pełnym przekonaniem zagłosował na ludzi, którzy potem okazali się łgarzami. Nie chce się jednak przyznać, że np. dał się uwieść szerzeniu negatywnych emocji i na tej podstawie dokonał wyboru. W konsekwencji wygodnie jest mu twierdzić, że wszyscy to kłamcy. Dzięki temu uważa, że tak naprawdę się nie pomylił… Tymczasem trzeba rozeznawać i rozróżniać, i na tej podstawie obdarzać zaufaniem takich czy innych. Aby się nie okazało, że „przeklęty” ten, kto wszystkich wrzuca do jednego worka.