Wiosna przyszła, zakwitły bzy i… znów nie da się domknąć szafy. Polska tradycja majówkowa to nie tylko grill i sadzenie pelargonii, ale także rytualne wyciąganie wszystkiego z garażu, żeby – przynajmniej w teorii – coś z tym zrobić. W praktyce wygląda to tak, że przesuwamy przedmioty z kąta w kąt, wspominamy przy tym czasy świetności starego tostera i po raz dziesiąty stwierdzamy: „Może jeszcze się przyda”.
Bo my, Polacy, nie lubimy wyrzucać. Lubimy gromadzić. Nasze piwnice to kroniki rodzinne, muzea epoki transformacji i świątynie przedmiotów „na zapas”. W starym słoiku po ogórkach – śrubki i nakrętki, w pudełku po margarynie – suszone zioła, na półkach stosy starych gazet (jeśli „Idziemy”, to można nie wyrzucać!), a w szafie dużo ciuchów, których „nie nałożę, ale lepiej zostawić, bo moda jeszcze wróci”. I jak tu się dziwić, skoro moda po 30 latach rzeczywiście wraca… A może uznać, że jeśli coś miało poczekać na lepsze czasy, to one już nadeszły? Skoro przeżyło już niejednego premiera i trzy dekady mody, to czas się pożegnać?
Pokolenie, które pamięta czasy niedoboru, czuje wyrzuty sumienia za każdym razem, kiedy trzeba pozbyć się czegoś, co jeszcze kilka lat temu stanowiło wartość. Wyrzucać coś „dobrego”? To niemal grzech przeciwko zdrowemu rozsądkowi (i domowej gospodarce). Ale świat się zmienił. Nie lubi już naprawiać, bo taniej kupić nowe. A że zepsuje się szybciej niż te stare graty? Tak działa inżynieria zniszczenia… Zniknęły repasatorki pończoch, punkty naprawy RTV i AGD, a w mojej okolicy zamknięto ostatni zakład szewski, bo pan Jan nie doczekał się następcy, a po 60 latach pracy musiał wreszcie odpocząć.
I choć nadal mamy duszę zbieracza, to coraz częściej zaczynamy się zastanawiać: po co to wszystko? Czy naprawdę potrzebuję czwartej patelni, która wszystko przypala? Czy trzy wiertarki w garażu to znak zaradności, czy tylko dowód na to, że żadna nie działa?
Ale w tym naszym zbieractwie jest coś pięknego. To nie tylko przywiązanie do rzeczy – to przywiązanie do historii, do wspomnień. Ta zepsuta zabawka? To ulubiony samochodzik Stasia. Narty z PRL-u? (Ja mam!) Symbol pierwszego wyjazdu w góry. W gratach zamknięte są nasze wzruszenia, sukcesy i porażki, często szczersze niż te zapisane w albumie.
Jednocześnie warto zadać sobie pytanie: czy te przedmioty służą nam, czy to my służymy im? Czy przypadkiem nie zamykają nas w przeszłości, zamiast otwierać na nowe? Majówka to świetna okazja, by się nad tym pochylić – z uczuciem, ale i z odwagą.
Nie trzeba od razu wyrzucać wszystkiego. Może wystarczy zostawić jedno pudełko z napisem „Wspomnienia”, a resztę oddać, sprzedać, wymienić. Zrobić przestrzeń – nie tylko w domu, ale i w sobie. Kto wie, może za tymi wszystkimi pudełkami znajdzie się trochę miejsca na nowe marzenia? Jesteśmy nie tylko strażnikami rzeczy, ale i opowieści. A może tym razem uda się dopisać nowy rozdział – lżejszy, świeższy, pełen słońca, a nie drobinek kurzu…