Stare przysłowie mówi, że każdy kij ma dwa końce. Chodzi m.in. o to, że rzeczywistość bywa złożona, tak więc nasze słowa, czyny i decyzje, nawet jeśli podjęte w duchu szukania dobra, mogą mieć różnorodne i złożone konsekwencje. Na przykład zwrócenie komuś uwagi może mu pomóc w poprawieniu się, ale może go także zranić i spowodować swego rodzaju zasklepienie się w złych postawach. Dlatego jeśli oceniamy jakąś sytuację, pytamy się, co robić, to warto dostrzec różne aspekty i różne możliwe skutki konkretnych działań. Z drugiej strony, trzeba konfrontować się z wyzwaniami na różne sposoby, podchodząc do spraw od dwóch końców. Czasem warto być spolegliwym, cierpliwym, a niekiedy trzeba uderzyć pięścią w stół.
Dwa końce ma także misja Kościoła, jaką jest głoszenie Słowa Bożego, ewangelizacja. Z jednej strony mówi się, że Kościół powinien iść do wszystkich, by świadczyć o Jezusie Chrystusie, nikogo nie odrzucać, nie potępiać, ale budzić nadzieję. Pokornie, grzecznie, dialogicznie, nadstawiając drugi policzek. Ale jest i drugi koniec całej sprawy. Na przykład Paweł Apostoł radzi młodemu biskupowi Tymoteuszowi, jak zwalczać wszelkie zło, w tym herezje: „głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, wykaż błąd, poucz […]. Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań – ponieważ ich uszy świerzbią – będą sobie mnożyli nauczycieli” (2 Tm 4,2-3). A podczas przesłuchania przed Sanhedrynem, gdy arcykapłan Ananiasz rozkazał uderzyć Apostoła w twarz, ten zwrócił się do niego bez ogródek: „Uderzy cię Bóg, ściano pobielana! Zasiadłeś, aby mnie sądzić według Prawa, a każesz mnie bić wbrew Prawu?” (Dz 23,3). Paweł bronił w ten sposób nie tyle siebie, co ewangelicznej misji, którą miał do spełnienia.
Kiedy Jezus posyłał uczniów, aby głosili królestwo Boże, udzielił im takiej oto rady: „Jeśli was gdzie nie przyjmą, wyjdźcie z tego miasta i strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo przeciwko nim!” (Łk 9,5). I tak apostołowie czynili. W Dziejach Apostolskich czytamy, że kiedy Paweł i Barnaba zostali wyrzuceni z Antiochii Pizydyjskiej, to „otrząsnąwszy pył z nóg, przyszli do Ikonium” (Dz 13,51). W czasach Jezusa strząśnięcie pyłu z nóg było symbolicznym gestem. Kiedy Żydzi opuszczali ziemie pogańskie, strząsali pył z sandałów, by nie przenosić „nieczystości” tych ziem do Izraela. Ale w przypadku apostołów gest ten miał inne znaczenia. Chodziło m.in. o to, by zostawić za sobą niepowodzenie lub odrzucenie – nie przejmować się tym, co się nie udało, i iść dalej; nie tracić czasu na tych, którzy nie chcą słuchać lub przyjąć pomocy – nie angażować się tam, gdzie nie ma na to otwartości; zachować dystans emocjonalny – nie brać do siebie odrzucenia, tylko ruszyć dalej ze spokojem.
Kościół nie głosi siebie, ale głosi zbawienie w Jezusie Chrystusie. Nie musi się nikomu podlizywać, by wygrać jakieś wybory itp. Kościół nie musi być zawsze „grzeczny”, by było miło. Wręcz przeciwnie! Trzeba nam odważnie rozeznawać, kiedy nadstawić policzek, a kiedy odpowiedzieć oponentowi: „Uderzy cię Bóg, ściano pobielana”, albo jeszcze mocniej, a mianowicie tak, jak zwrócił się do swych wrogów Mistrz z Nazaretu: „Macie diabła za ojca i chcecie spełniać pożądania waszego ojca” (J 8,44). Instytucje kościelne są potrzebne i warto podejmować starania, aby je utrzymywać i rozwijać. Ale w tym wszystkim trzeba pamiętać, że są one czymś wtórnym wobec relacji z Jezusem. Dlatego nie wolno iść na kompromisy, chować głowę w piasek, żeby tylko mieć spokój i zachować stan posiadania.
Misja Chrystusowego Kościoła ma dwa końce. Z jednej strony miłosierne: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). A z drugiej: „trwających w grzechu upominaj, żeby także i pozostali przejmowali się lękiem” (1 Tm 5,20). Tyle że to drugie ma także służyć zbawieniu, a nie potępieniu.