29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Wszystko przez Szustaka

Ocena: 4.9
2835

 

W samochodzie ściska na kolanach czarny tobół. I gada. Pyta, czy to prawda, że Sophia Loren była siostrzenicą Mussoliniego. I czy byłam w Kętrzynie. Wymienia jakieś nazwy i trasy („Znam geografię, pracowałem kiedyś w geodezji.”).

Nawigacja nie znajduje adresu, który mi podał. Skręcam w boczną uliczkę, staję pod wiejską szkołą, żeby zapytać kogoś o drogę.

 


MAM DOŚĆ

Jest późno. Chcę już być sama, dotrzeć w domu. Jestem zła.

Przed nami akurat ktoś wysiada z auta. – Niech pan podejdzie zapytać o ten dom – mówię. I w tej samej chwili myślę: lepiej sama wysiądź i zapytaj. Ale dziadek już otwiera drzwi. Nie widzi, że z tyłu nadjeżdża toyota.

Łomot, zgrzyt, huk. Urwane lusterko toczy się po jezdni. Z samochodu wyskakują dwie kobiety. Są wściekłe („Tydzień temu auto wróciło od lakiernika! Mietek mnie zabije!”).

Znam je, oczywiście, że znam. Tu wszyscy się znają.

Zamieram. Siedzę, Dygoczę.

Panie wzywają policję.

Dziadek cmoka mnie w rękę. – Ale bałaganu narobiłem – mówi łagodnie.

A potem znów zaczyna nawijać o swoich podróżach po Polsce, interesach i okazjach.

Wygięte drzwi się nie zamykają, więc samochód zdążył zmienić się w lodówkę. Włączam ogrzewanie. Dziadek zdejmuje z siebie tę kurtkę z lumpeksu i narzuca mi na ramiona. Nie słucha protestów. – Żeby się pani tylko nie przeziębiła!

Przede mną godzina czekania na radiowóz i słuchania. Kiedy wreszcie pojawiają się policjanci, obie panie wyskakują z toyoty, żeby ich przekonać o mojej winie.

– Panie władzo, ta pani…

Wtedy się przedstawiam. Konsternacja („Oj, pani Elu, oj, nie poznałam pani!”).

Policjant („Pani Strzałkowska, przecież ja też panią znam!”) zbiera nasze dokumenty i znika w radiowozie.

 


MIJA KOLEJNE PÓŁ GODZINY

zanim poda mi je przez okno. – Zawinił pasażer – mówi. – Dziadkowi wypiszę mandat, 220 złotych, to jest najniższy z możliwych.

– Dziadkowi?! – oburza się dziadek. – Ja jestem jeszcze młody. Mój brat, o, ten to się postarzał, a ten drugi, Marek, oj!… – i leci opowieść o rodzeństwie.

Dziadek nie ma dowodu. Więc dane, które podał, trzeba sprawdzić w systemie, i trwa to niemiłosiernie długo. Siąpi deszcz, jest ciemno, zimno. Marzę o gorącej kąpieli. I chciałabym wreszcie swobodnie oddychać przez nos.

– Jedno dobre – mówię – to to, że odwiozą pana do domu.

Ale akurat tym to on się bardzo martwi. – Nie mogą tam pojechać, nie mogą. Bo Waldek będzie miał kłopoty, rozumie pani...

Niepotrzebnie się martwi. Policjanci nie zawiozą go do domu. Ani do autobusu. Ani na pociąg. – Nie ma mowy. Nie nasza sprawa. I po co pani go w ogóle brała?

Powiedzieć, że przez dominikanina Szustaka?

Mam kompletnie zgrabiałe ręce, gdy wypełniam oświadczenie sprawcy kolizji. To najprostszy sposób na naprawę samochodów. Pani z toyoty jest już miła. Boi się męża, a to oświadczenie to szansa na spokój w domu i bezbolesną naprawę samochodu.

 


W KOŃCU MOGĘ JECHAĆ

Po kilku próbach udaje mi się przeciągnąć szalik przez klamkę i zawiązać mocny supeł na zapiętych pasach. Drzwi jakoś się trzymają, choć przez dwudziestocentymetrową szparę strasznie wieje. Ruszamy.

– A dokąd? – pyta dziadek.

– Zawiozę pana na przystanek. Tylko proszę wsiąść do autobusu i jechać prosto do domu.

– Kurczę, jednak szkoda, że nie zabrali mnie do miasta. Mógłbym pojechać do Wieśka, do Warszawy. Bo wie pani, ten Wiesiek…

Nie mam siły tłumaczyć, że jest późno, że ciemno, że ma już wrócić do domu.

Nie mogę podjechać pod przystanek, dziadek musi przejść kilkadziesiąt metrów. Ale on jeszcze chce rozmawiać, jeszcze chce zapisać mój numer telefonu („Oddam pani za ten mandat. Ale w przyszłym miesiącu, dobrze?”) Wreszcie znika, z czarnym tobołem na plecach. Oddycham z ulgą.

Czy wsiadł do autobusu? Nie wiem. Czy dojechał szczęśliwie? Nie wiem.

Wracam do domu w ciszy. Nie włączam płyty Szustaka.

Bilans wieczoru. Pięć godzin w plecy. Przejmujące poczucie, że jestem durna do kwadratu. Uziemiony samochód i perspektywa użerania się z ubezpieczalnią i warsztatem.

Za to w domu wyjątkowo długo siedzimy przy stole. Dorosła młodzież przygotowała kolację. Kilka razy muszę opowiadać wszystko od początku. Mówią, że ta historia jest super.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter