To dopiero była gra o tron! W 312 roku cesarz rzymski Konstantyn Wielki, walcząc o niepodzielną władzę, prosił Boga o pomoc.
Według tradycji miał ujrzeć na niebie świetlisty krzyż otoczony napisem: „Pod tym znakiem zwyciężysz”. Konstantyn nawrócił się, umieścił krzyż na sztandarze i wygrał bitwę. Jako cesarz zakończył prześladowanie chrześcijan i to było wydarzenie, które zmieniło losy świata. Jego matka Helena w roku 326 wyruszyła na pielgrzymkę do Jerozolimy. Zobowiązała się odnaleźć Grób i Krzyż Jezusa, bo miała widzenie, że to będzie dane właśnie jej. I to się jej udało! Nad grobem kazała postawić bazylikę, a szczątki krzyża zabrała do Rzymu! Na pamiątkę tego wydarzenia 14 września cały katolicki świat obchodzi święto Podniesienia – Podwyższenia Krzyża. Czy aby na pewno ta historia jest tak znana, jak się nam dziennikarzom wydaje?
Namawiam wszystkich, żeby też obchodzili to święto. Żeby każdy popatrzył na swój domowy krzyż jak cesarzowa Helena: z wiarą, że nam też uda się go odnaleźć. W naszym domu, wśród kilku innych, wisi na ścianie zupełnie nietypowy krzyż. Trochę krzywy, trochę niedoheblowany, z dwóch listew różnej grubości. Wciąż jeszcze, mimo upływu lat, owinięty polnymi kwiatami, wyschniętymi już „na amen”, przyklejonymi jakimś prowizorycznym przylepcem. Przyjechał z naszą córką Marianną z któregoś letniego – stąd te kwiaty – parafialnego obozu Przymierza Rodzin. Nie pamiętam już nawet, czy był zrobiony specjalnie na rajd po górach, czy może do namiotu. Ale wzruszył mnie i zachwycił podwójnie.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 37 (623), 10 września 2017 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 20 września 2017 r.