Każdego roku zostawiają w domu rodziców i smartfony, by na ponad dwa tygodnie zamieszkać w lesie, gdzie plotą prycze, kopią latryny i budują paleniska, na których gotują. Czy skauting może być lekiem na kruchość, nieporadność i skupienie na sobie młodzieży?
fot. Dominik KitaSkauci Europy są częścią ogólnoświatowego ruchu wychowawczego stworzonego w 1907 r. przez brytyjskiego generała Roberta Baden-Powella. Stowarzyszenie liczy obecnie ponad 7 tys. osób i jest prywatnym stowarzyszeniem wiernych w rozumieniu prawa kanonicznego. Rozwój zdrowia i sprawności fizycznej, zmysłu praktycznego, kształtowanie charakteru i postawy służby oraz odkrywanie Boga to jego główne cele. Struktura opiera się na trzech gałęziach: do żółtej, zwanej wilczkami, należą dzieci (9–12 lat), do zielonej – harcerki i harcerze (12–17 lat), do czerwonej – wędrownicy i przewodniczki (powyżej 17. roku życia).
Do obozu letniego, który jest najistotniejszym wydarzeniem formacji, skauci przygotowują się przez cały rok. Efekt? Zastęp 6–8 nastolatków, mając do dyspozycji linki, żerdzie i plandekę, potrafi samodzielnie zbudować tzw. gniazdo, na które składa się m.in. stół, palenisko, platforma pod namiot, stanowisko do mycia naczyń. Przy tworzeniu systemu elementów niezbędnych do przetrwania w środku lasu w ruch idą piły, siekierki i młotki. Ta świadomość niejednego rodzica przyprawia o szybsze bicie serca. Ale skauting to antidotum na rodzicielską nadopiekuńczość.
ODDECH WOLNOŚCI
– Na zbiórkach i wyjazdach nie ma wygód, rozrywek ani dorosłych gotowych uleczyć każdą ranę – mówi Agata Rusek, mama 9-letniej Nadii i 10-letniego Borysa, skautów z wrocławskiej gromady wilczków. – Dzieci mają szansę pokonywać trudności, których dzisiejszy świat za wszelką cenę chce im oszczędzić. Z nowej wiedzy korzystają również w domu. Nasza córa przez całe wakacje zajadała się sałatką z koniczyny i sosem z pokrzyw, których miała okazję spróbować na jednej z wędrówek – wspomina ze śmiechem. – Usamodzielniają się pod okiem niewiele starszych zastępowych. Małym skautom daje to oddech wolności, poczucie sprawczości i szansę na przekraczanie swoich granic.
Kary za ociąganie się czy błędy są zbyteczne, wystarczą naturalne konsekwencje. – Nie udało się nam skończyć na czas budowy platformy pod namiot, przez co noc musiałyśmy spędzić bezpośrednio na ziemi. Pech chciał, że było akurat oberwanie chmury. Część wody wlała się do środka prowizorycznego namiotu i przemokłyśmy do suchej nitki – opowiada 13-letnia Hania Lechowicz, harcerka z zastępu „Kozica” drugiej drużyny sulejóweckiej. – A innym razem postawiłyśmy garnek z ryżem za wysoko nad paleniskiem i z burczącymi brzuchami przez ponad godzinę czekałyśmy, aż się ugotuje.
Kadra nad wszystkim czuwa, jednak ingeruje tylko wtedy, gdy to konieczne. Młodzi są więc zdani głównie na koleżanki i kolegów z zastępu. – Wspólne pokonywanie wyzwań ma kluczowe znaczenie dla konstruktywnego przeżywania obozowych trudów. Dzięki byciu w grupie, która się wspiera i motywuje, codzienne gotowanie, niesprzyjająca pogoda i szereg innych leśnych niedogodności stają się okazją do rozwoju – mówi naczelniczka harcerek Skautingu Europejskiego w Polsce Joanna Skowrońska.
Nie mówiąc już o cennej w dobie mediów społecznościowych możliwości budowania trwałych relacji w tzw. offlajnie. Nie chodzi tylko o to, że na obozie nie można korzystać z elektroniki, ale przede wszystkim o to, że większość skautów nie przejawia takiej potrzeby. Żadna gra nie jest w stanie zapewnić im tak silnych doznań, jakie serwuje próba samodzielnego przetrwania na łonie przyrody.
TO NIE SURVIVAL
Prawdziwym testem samodzielności jest wyprawa „Explo”, podczas której zastęp harcerzy spędza co najmniej jedną noc poza obozem. Nastolatki – bez opieki dorosłych – kierując się wcześniej opracowanym i zatwierdzonym pod kątem bezpieczeństwa planem, ruszają do wybranej miejscowości, by poznać życie, kulturę i historię ich mieszkańców. Nocują w stodołach u gospodarzy, w parafiach albo pod gołym niebem. Pobyt w lesie uczy nastawionych na szybkie i wygodne rozwiązania młodych, że są rzeczy, które nie powstają ot tak, na pstryknięcie palców, tylko trzeba na nie cierpliwie poczekać. – Przyroda naturalnie wprowadza do życia trudy i dyskomfort. Jednak obóz skautowy to nie survival ani sztuka przetrwania – zaznacza Joanna Skowrońska. – Chodzi o tworzenie nie sytuacji ekstremalnych, ale warunków, które sprzyjają wychowaniu. A przyroda nadaje się do tego doskonale: uczy pokory, współpracy. Harcerka, dla której przez dwa i pół tygodnia domem jest las, nabiera pewności siebie i przekonania, że umie poradzić sobie w różnych warunkach.
Czy jednak harcerstwo nie zabija indywidualności? – Formacja skautów jest spersonalizowana – mówi Szymon Helbin, krakowski drużynowy i hufcowy ds. harcerzy. – Rozgrywa się nie tylko na przestrzeni drużyny czy zastępu, ale dotyczy każdego członka grupy osobno, bazując na jego pasjach, możliwościach, zaangażowaniu, wadach, nad którymi powinien pracować, i zaletach, które warto rozwijać.
Dużą rolę w diagnozowaniu talentów odgrywa przypisywanie harcerzom odpowiedzialności za konkretne funkcje w zastępie. Kucharz, wodzirej, topograf, liturgista, sanitariusz, pionier – to tylko niektóre. – Miałam niespełna 23 lata, gdy w 2016 r. powierzono mi zadanie rozliczenia opiewającego na blisko pół miliona złotych pobytu Skautów Europy na Światowych Dniach Młodzieży – wspomina Joanna Skowrońska. – Każde zakończone powodzeniem zadanie rozwijało mnie i budowało. Biorąc udział w ogniskach, na początku skautowej drogi odkryłam, że mam poczucie rytmu i dobry słuch. Od tamtej pory służyłam swoimi talentami również w grupie muzycznej. Istotne jest jednak to – dodaje – że wszystkie nowe umiejętności (i zdobywane z tej okazji naszywki) skauci nabywają, by za ich pośrednictwem działać na rzecz zastępu. Im wyższy stopień skautowego wtajemniczenia, tym mocniejszy akcent kładziony jest na wyjście z egoizmu i służbę drugiemu człowiekowi.
ŚRODOWISKO Z PRZYWILEJEM
– Skauting może być fantastyczną drogą kształtowania charakteru, stylem życia, który młodego człowieka wyposaża w cnoty, o jakie bardzo dziś trudno: wytrwałość, pracowitość, kreatywność, hojność, uważność, skłonność do prawdy, dobra, szlachetność, uczciwość, honor – wymienia Agata. Dorota Lechowicz, mama Hani, dorzuca do tej listy jeszcze jedną rzecz. – Obserwuję wiarę córki i widzę, że skauting wypełnia lukę formacyjną, która pojawia się między Pierwszą Komunią Świętą a bierzmowaniem – mówi. – Formacja, zamiast na teorii, opiera się na działaniu. Młodzi uczą się praktykowania wiary w codzienności. I tego, że wiara realizuje się w służbie drugiemu człowiekowi.
Baden-Powell miał mawiać, że jeżeli harcerstwo nie prowadzi do Boga, to lepiej, żeby go nie było. – Modlitwa, Eucharystia, opowieść o miłości, która jest relacją – to wszystko przenika codzienność skauta i właśnie o tym młodym wilkom opowiadają swoim przykładem stare – mówi Agata.
Skauting tworzy też dobre i bezpieczne środowisko wzrostu. – Wielokrotnie dane mi było doświadczyć siły tej wspólnoty – mówi Joanna Skowrońska. – Poczynając od prozaicznej rzeczy, gdy podczas wędrówki zabrakło mi sił i koleżanka poniosła mój garnek. Albo gdy wszystkie byłyśmy przemoczone, ale podnosiłyśmy się na duchu żartami i śpiewem. Aż w końcu gdy po śmierci mamy otrzymałam ogrom wsparcia i modlitwy ze strony moich skautowych przyjaciół. Wszystko to otwiera mi oczy na to, jak wartościowe i dobre jest to środowisko i jak duży wpływ wywiera na życie tych, którzy w tej strukturze mieli przywilej się wychowywać.