19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Tak zaczęło się moje nawrócenie

Ocena: 3.975
2265

 

Polski Kontyngent Wojskowy, w ramach którego odbywał pan swoją misję w amerykańskiej bazie Ghazi, tworzyli doświadczeni żołnierze, amerykańscy także byli doskonale wyszkoleni. Jak to było możliwe, że 28 sierpnia 2013 r. na jej teren przedostali się terroryści?

Myślę, że dziś nie ma na świecie miejsca, które byłoby stuprocentowo bezpieczne. Terroryści samobójcy, którzy wbiegli do naszej bazy, byli ubrani w pasy szahida, mieli wysadzać się w miejscach, w których przebywali ludzie, a że byli pod wpływem środków odurzających, popełniali błędy. Jeden z nich wysadził się w pustym schronie. Równocześnie w tym czasie baza ostrzeliwana była z zewnątrz rakietami i z moździerzy. To był mój wolny dzień, kiedy wróciłem z biegania do bazy, nastąpił pierwszy wybuch, odruchowo pobiegłem w jego stronę, zobaczyłem wyrwę w ogrodzeniu i wróciłem po hełm i kamizelkę. Ten moment huku, rozbłysku wykorzystali terroryści. Wpadli do bazy, doszło do wymiany ognia, zostałem ranny, krwawiłem, zacząłem się wycofywać i wtedy zobaczyłem bezbronnych ludzi ukrywających się w schronie. Zawróciłem więc w stronę terrorystów, bo przecież nie mogli ich dopaść, i usłyszałem, że ktoś za mną biegnie. To był żołnierz amerykański, który zdecydował, że nie zostawi mnie samego, poczułem się pewnie. Kiedy doszło do ostatniej wymiany ognia, skończyła mi się amunicja, zacząłem się wycofywać, on mnie osłaniał. Niestety, nie miał kamizelki ani hełmu. Trafiłem do szpitala i za chwilę przyniesiono tam tego chłopaka. Wkrótce umarł. Byłem tym bardzo poruszony.

 

O czym pan wtedy myślał?

Najpierw o tym, żeby moja żona Basia nie dowiedziała się od kogoś obcego, że jestem ranny. Chciałem sam jej to powiedzieć. Potem przyszli do mnie koledzy tego chłopaka, który zmarł na sąsiednim łóżku. „Jak będziecie w Stanach, powiedzcie, że to był prawdziwy bohater, uratował mi życie” – poprosiłem ich.

 

Nie znaliście się wcześniej?

Nie. W bazie stacjonowało ok. 2,5 tys. ludzi. Nazywał się Michael Ollis, miał 24 lata, służył w IO Górskiej Dywizji Piechoty, był rangersem. Rangersi to elitarna, świetnie wyszkolona formacja przeznaczona do zadań specjalnych. Był dobrym kumplem, usłużnym, lubianym. Miesiąc później poznałem w Nowym Jorku jego rodziców. Bałem się tego spotkania, a oni byli dla mnie bardzo serdeczni. „Straciliśmy syna, ale zyskaliśmy rodzinę w Polsce” – mówili. Naszemu młodszemu synowi daliśmy z żoną na imię Michael.

 

Poczuł pan ulgę, widząc, że nie obarczają pana winą za śmierć Michaela?

Już wtedy miałem depresję. Leczyłem się, chodziłem na psychoterapię.

 

Skąd te problemy?

Z moich grzechów. Prowadziłem hulaszczy tryb życia, przyjmowałem używki, wybierałem nie najlepsze towarzystwo. Dotarłem do ściany i wtedy zacząłem szukać Pana Boga. Dziś wiem, że nie ma szczerszej modlitwy niż ta, gdy człowiek jest wewnętrznie poraniony, cierpi i woła do Boga o pomoc. Dzięki przyjacielowi z pracy trafiłem na Mszę o uzdrowienie, gdzie rozpoczął się proces mojego uzdrawiania. Później pewna osoba przez Facebooka zaprosiła mnie na spotkanie swojej wspólnoty, a była to wspólnota Szkoły Nowej Ewangelizacji Sursum Corda. Zobaczyłem ludzi modlących się z podniesionymi rękami, spontanicznie, nie wiedziałem, że tak można. Tam wykrzyczałem Panu Jezusowi: widzisz moje życie, bez Ciebie sobie nie poradzę. Poprosiłem obecnego tam księdza o modlitwę i to było niesamowite doświadczenie. Zaczęło się moje nawrócenie. Odkryłem modlitwę uwielbienia i otrzymałem dar wdzięczności. Wcześniej nigdy nie umiałem być wdzięczny, a wtedy zrozumiałem, że wszystko jest darem: moja rodzina, żona, dzieci, to, jaki jestem i co mam. Cała moja codzienność. Wtedy w moim życiu duchowym nastąpił ogromny skok.

 

Trauma minęła, powrócił sen?

Przez krótki czas brałem jeszcze leki, w końcu przestałem i od tamtej pory śpię dobrze. Kiedyś ktoś mnie zapytał, czy chciałbym, by ktoś wykasował z mojej pamięci wspomnienia o najtrudniejszym czasie w moim życiu. Nigdy bym się na to nie zgodził. Te historie to jest moja tożsamość, nauczyłem się z nich czerpać siłę i wiem, że nawet najtrudniejsze sytuacje Bóg wykorzystuje, by przyprowadzić do Niego innych. Bóg w Ghazi ocalił moje życie, Michael ochronił mnie, a sam zginął, wierzę, że to było po coś. Teraz moim zadaniem jest mówić innym o Bogu, o Jego nieskończonej miłości. Każdego dnia rano modlę się za ludzi, których spotkam, zapraszam Boga do wszystkiego, co robię, i nigdy nie zasypiam bez przeczytania fragmentu Pisma Świętego. Tam znajduję pokój, radość. „Słuchaj Izraelu” – mów Pan. Więc Go słucham.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 18 kwietnia

Czwartek, III Tydzień wielkanocny
Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba.
Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 44-51
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter