25 kwietnia
czwartek
Marka, Jaroslawa, Wasyla
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Świadectwo ocalonego kibica

Ocena: 4.58
23273

Lekarze już mieli stwierdzić zgon. Andrzej Duffek, kibic Lechii Gdańsk, wrócił do życia dzięki ofierze swojego brata, modlitwie rodziny i setek kibiców. Jego historia scaliła środowisko fanów piłki nożnej.

Andrzej Duffek swoje życie dzieli na dwie części: 30 lat, po których wydarzył się wypadek, i 13 lat nowego życia, które upłynęły od śmierci klinicznej i wybudzenia ze śpiączki.

Wtedy, w 2003 r., głęboki uraz, jakiego doznał, okazał się wielofragmentowym pęknięciem wątroby. Narząd był rozkawałkowany, doszło do dużej utraty krwi. Operacja trwała osiem godzin. Stan pacjenta pogarszał się. Potrzebnych było kolejnych sześć operacji. Lekarze musieli wprowadzić chorego w stan śpiączki farmakologicznej. Tlące się życie podtrzymywała aparatura. W końcu zapadła decyzja o zbadaniu aktywności pnia mózgu, rozstrzygająca o stwierdzeniu zgonu pacjenta. Dwukrotne badanie wykazało brak aktywności. Rodzina została poinformowana o śmierci. Przed odłączeniem pacjenta od aparatury podtrzymującej życie lekarze przystąpili do ostatniej, trzeciej próby zbadania mózgu. Ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że organizm podjął czynności życiowe.

– Zima w 2003 r. była wyjątkowo śnieżna. Od dawna obiecywałem synowi wyjście na sanki – zaczyna swoją historię pan Andrzej. Nadarzyła się okazja, kiedy przyszedł do domu na przerwę między zajęciami w pracy. – Syn przypomniał o obietnicy, ale mnie bardzo nie chciało się tego dnia wychodzić. Ponieważ żona kończyła gotowanie obiadu, zdecydowaliśmy się na półgodzinne wyjście na pobliską górkę w Parku Rumskim – wspomina. Do domu wracali stromym stokiem. Pan Andrzej sprowadził syna na dół i wrócił po sanki na górę. – Zobaczyłem jadącego na krótkich nartach chłopaka i pomyślałem: „Żeby tylko nie doszło do kolizji ze stojącym u podnóża stoku synkiem” – opowiada. Położył się na swoich sankach głową w dół i zaczął szybko zjeżdżać do syna. W oddali na ścieżce przecinającej górkę spostrzegł dzieci, więc dla bezpieczeństwa lekko zmienił kierunek jazdy, próbując wpasować się w przestrzeń między drzewami. – Niestety, uderzyłem bokiem w drzewo. Poczułem ostry ból, a kiedy wstałem, zaczęło mi się robić ciemno w oczach, położyłem się na sanki i już nie mogłem się podnieść. Czułem, że odpływam. Nie mogłem dodzwonić się na pogotowie, więc powiadomiłem żonę, żeby wezwała pomoc.

W karetce jako sanitariusz przyjechał kolega, Julian, też kibic Lechii. Kiedy już zapakowali rannego, silnik nie chciał odpalić. Julian łokciem rozwalił stacyjkę i uruchomił karetkę. Pędził jak szalony, powiadomił szpital o pacjencie z ciężkim urazem wewnętrznym, by naszykowano stół operacyjny. – Pamiętam jeszcze tylko pośpiech, z jakim wyciągano mnie z karetki i rozcinano ubranie – wspomina pan Andrzej. – Zrozumiałem, że jest ze mną źle. Prosiłem Boga, by dał mi chociaż 10 lat życia, żebym odchował syna, dodałem na koniec: „Ale Twoja, nie moja wola niech się dzieje”.

 

Po drugiej stronie życia

Pan Andrzej w śpiączce przebywał dwa miesiące. Jak opowiada, przeżył w tym czasie śmierć kliniczną. Wszedł w jakby inną rzeczywistość. – Całe moje życie zaczęło się przesuwać jak film, ale w jakieś 10-15 sekund, z pokazaniem obrazów z życia, dobrych i złych. W całym bilansie wyszedłem na plus – mówi. Jak ocenia, wszystko sumowało się według klucza, którym wcale nie był sukces i końcowy wynik, ale intencje i wysiłek, jaki wkładał w to, co robił.

Jako młody chłopak, w czasie stanu wojennego, był w Federacji Młodzieży Walczącej. – Robiło się różne rzeczy. Organizowaliśmy akcje na tajniaków z SB, żeby nie czuli się bezkarni za upokarzanie naszych koleżanek na przesłuchaniach na komisariatach. Nie miałem wtedy intencji czynienia zła. Teraz mogę powiedzieć, że Bóg wie wszystko; zanim coś zrobisz, to o tym myślisz, planujesz, i według tego masz odpłacone. Zrozumiałem, dlaczego tak ważne jest zadośćuczynienie za grzechy Bogu i bliźniemu. Nawet jeśli zbłądzisz, można wtedy wyjść na plus, zwłaszcza kiedy wierzysz w Boże Miłosierdzie. Doznałem też odczucia palącego ognia piekielnego, a to przeniosło mnie do innej sytuacji sprzed lat. W szkole podstawowej przyszedł do klasy nowy kolega. Postanowiłem pokazać mu, kto jest silniejszy i po prostu go skopałem. Z perspektywy czasu nic wielkiego, on pewnie tego już nie pamięta, ale moja intencja była wtedy od początku zła, co zaciążyło na ostatecznej ocenie – mówi.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 25 kwietnia

Czwartek, IV Tydzień wielkanocny
Święto św. Marka, ewangelisty
My głosimy Chrystusa ukrzyżowanego,
który jest mocą i mądrością Bożą.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Mk 16, 15-20
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter