Różaniec odmienił moje życie. Może się to wydawać zbyt proste, ale naprawdę nie wyobrażam sobie siebie sprzed kilku lat. Odkąd trzymam w ręku różaniec — moje życie stało się pełne — pisze w swoim świadectwie p. Kuba, 35-latek z Krakowa.
Obraz Anna z PixabayOdkąd pamiętam, byłem osobą wierzącą. To rodzice i babcia przekazali mi wiarę. Chodziłem do kościoła, z religii miałem szóstkę, co dzień sumiennie recytowałem poranny i wieczorny pacierz, serio byłem przykładnym katolikiem. A raczej tak mi się wydawało.
Gdy przyszedł okres dojrzewania i wczesna dorosłość — moje życie się posypało. Straciłem ukochaną dziewczynę, a to spotęgowało mój ból i pustkę, którą od lat nosiłem w sercu.
Zacząłem pić, tonąłem w coraz większej ilości alkoholu, przy akompaniamencie imprezowych nut. Tuszowałem swój smutek, ale on nigdy nie dawał za wygraną. Doszedłem do momentu, gdy nie wiedziałem, kim jestem i po co żyję. Wtedy, przechodząc obok kościoła, spojrzałem w jego stronę.
Po tragicznych wydarzeniach mojego życia przestałem do niego chodzić, przestałem się modlić. Zapomniałem o Bogu, ale On nie zapomniał o mnie. Pchany dziwnym przekonaniem, poszedłem i otworzyłem drzwi. Miałem nadzieję, że będzie tam cicho, że będę mógł usiąść i po prostu w ciszy odpocząć. A tam... nabożeństwo różańcowe.
Już w liceum zacząłem wyśmiewać się z moherowych beretów, jak można gadać tyle zdrowasiek, wierząc, że to może coś zmienić — myślałem jak nakręcony.
No nic, skoro już wszedłem do środka, to nie mogę od razu wyjść. Siądę chwilę i uciekam stąd — pomyślałem, po wejściu do kościoła.
I wtedy wydarzyło się coś bardzo dziwnego. Kolejne „Zdrowaś Maryjo” odmawiane, głównie przez babcie, z których wcześniej się naśmiewałem, działało jak plaster na moje zranione serce. Czułem w swoim wnętrzu takie dziwne ciepło i spokój, jakiego nigdy nie doświadczyłem.
To trwało przez całe nabożeństwo, czułem namacalne działanie Boga. Już wtedy wiedziałem, że to On jest moim jedynym ratunkiem, a Matka Boża moją prawdziwą mamą. Od tej chwili zacząłem codziennie modlić się na różańcu, początkowo nieskładnie, ale co dzień widziałem owoce tej modlitwy w moim życiu.
Dziś mija kilka dobrych lat od tamtego zdarzenia, a ja dalej codziennie żyję z różańcem. Bóg poprzez tę modlitwę i za pośrednictwem Maryi, uratował moje życie. Dziś mam kochającą żonę, dwójkę cudownych dzieci, trwam w wierze i rozwijam się każdego dnia. A to wszystko dzięki modlitwie tych kilku starszych pań w moherowych beretach.