Święci są bliżej, niż myślimy. Jak się z nimi zaprzyjaźnić?
– Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie spotkam św. Ritę – mówi Beata Skałecka z Krakowa. – Wiem, że jest specjalistką od spraw beznadziejnych. Ale rzadko proszę ją o pomoc. Bardziej niż supersprawczość, fascynuje mnie jej życie – podkreśla. – Jestem ciekawa, jak ona swój los przyjmowała. Bo gdziekolwiek się odwróciła, na spotkanie jej pragnieniom wychodziło coś zupełnie innego, niż się spodziewała. I to były trudne rzeczy. Chce być przy Panu Bogu, a musi wyjść za jakiegoś mafiosa z Sycylii. Próbuje chronić swoich synów, żeby nie zostali mordercami, to Pan Bóg zabiera ich z ziemi. Jak głęboką musiała mieć tęsknotę za Bogiem, żeby to wszystko przeżyć w takiej świętości! Nie mogę się doczekać, żeby z nią o tym porozmawiać. Kiedy mnie w życiu spotykają trudne sytuacje, gdy już nie wiem, jak obronić swoją ufność w miłość Boga, to ona mi się przypomina. I pokazuje, że można – mówi Beata. – Święta Rita jest dla mnie z jednej strony przykładem, a z drugiej tajemnicą. Żałuję, że nie zostawiła po sobie żadnych dzienników czy listów. Ale świętość tak promieniuje, że można niewiele wiedzieć, a i tak być zachwyconym tym, co było między nią a Panem Bogiem.
Przyjaciel domu
– Przez wiele lat miałam problem ze świętymi – przyznaje Beata. – Wydawało mi się, że często traktuje się ich jak chłopców na posyłki: „Ty masz chody na górze, to weź mi to załatw”. Ale potem zaczęłam mieć doświadczenie ogromnej łaski modlitwy wstawienniczej. W trudnych chwilach prosiłam o nią bliskich, a jednocześnie sama modliłam się za innych. I uświadomiłam sobie, że święci to jest Kościół Chwały. Oni już swoją drogę przeszli, mają już inną perspektywę, wiedzą, jak może być pięknie, i nie chcą, żebyśmy to utracili przez swoją głupotę, lenistwo czy poranienia. Dlaczego nie prosić ich o wstawiennictwo, skoro proszę o nie swoją siostrę czy przyjaciółkę? Święci naprawdę ciężko pracują i nam pomagają.
Nie trzeba o tym przekonywać rodziny Seremaków z Łaskarzewa. Do św. Antoniego modlą się od zawsze. – Antoni za każdym razem jest na czas, nigdy nas nie zawiódł – podkreśla Małgorzata Seremak i przypomina powtarzaną w domu modlitwę: „Gdy pomocy szukasz wśród życia udręki, uprosisz ją zawsze z Antoniego ręki. Serce się ucisza w modlitwie, ufności, wszak św. Antoni od nieszczęścia chroni”. Poleciła ją już niejednej koleżance. – I tak Antoni jest już nie tylko w naszym domu, ale też w naszej wspólnocie modlitewnej, wśród sąsiadów. Wzywamy go zawsze, kiedy coś zginie. Gdy nasz najmłodszy syn Maks pojechał na wycieczkę w Bieszczady i zgubił saszetkę z pieniędzmi, do św. Antoniego modlił się cały autokar – wspomina Małgorzata. Zguba oczywiście się znalazła.
– Dzięki św. Antoniemu nie tylko znajdują się rzeczy, ale odnajdujemy się w naszym codziennym życiu. To przyjaciel domu, który żyje z nami i zajmuje się naszymi problemami. To on pomógł mi znaleźć pracę. Bo o ofercie dowiedziałam się 13 czerwca, czyli dokładnie we wspomnienie św. Antoniego – zaznacza Małgorzata, która od lipca dba o sekretariat tygodnika „Idziemy”.
Święty też człowiek
– Wiem, że mam gigantyczne oparcie w niebie – mówi Jarosław Satała, członek wspólnoty Przymierze Wojowników z Krakowa. A to za sprawą św. Józefa. Napisał kiedyś do niego list. – Poszukiwałem pracy. A ponieważ św. Józef jest bardzo konkretnym facetem, wymieniłem wszystko w punktach. Poprosiłem o dobrą pracę, umowę na czas nieokreślony, możliwość rozwoju, dobrych współpracowników, fajną atmosferę i szybki dojazd do firmy. Określiłem też dokładnie wynagrodzenie, jakie chciałbym otrzymywać na rękę. Napisałem, że proszę o tę pracę bezzwłocznie, czyli maksymalnie w ciągu dziesięciu dni od wysłania listu. Oczywiście postanowiłem potraktować św. Józefa poważnie, więc obiecałem też coś dać od siebie. Swoje świadectwo, modlitwę i dziesięcinę z pierwszej otrzymanej pensji – relacjonuje. Po ośmiu dniach zadzwonił telefon. – Słuchałem oferty i tylko w głowie odhaczałem kolejne punkty wymienione w liście – wspomina. Już drugi rok pracuje w tej korporacji. Zajmuje się kontrolą należności. Do pracy ma tak blisko, że dojeżdża rowerem.