19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Przykład dla rodzin

Ocena: 4.53333
1219

To piękne formuły, że rodzina ma być Kościołem domowym i że Pana Jezusa powinniśmy zaprosić do swojego życia. Tylko co z nich wynika?

fot. xhz

Od kilku już dni śpiewamy kolędy i nasiąkliśmy zawartą w nich kontemplacją różnych przejawów bezradności i bezbronności Dzieciątka Jezus. Wciąż na nowo nas to zdumiewa, że wszechmocny Stwórca wszechświata nie tylko zechciał przyjąć nasze człowieczeństwo, ale też przeszedł wszystkie kolejne etapy ludzkiej słabości i całkowitej zależności od innych – od przebywania przez dziewięć miesięcy w łonie swej Matki, przez okres bezradności niemowlęcej, po kolejne lata wieku dziecięcego. W kolędach dajemy wyraz naszej radości i zachwytowi, że to Dzieciątko, tak jak każde niemowlę, potrzebowało ludzkiej pomocy i usługi. Że trzeba je było karmić i przewijać, że Matka musiała troszczyć się o to, żeby nie zmarzło, i śpiewać mu kołysankę, żeby zechciało zasnąć.

Największa chyba genialność kolęd na tym właśnie polega, że tak przekonująco pokazują nam to całkowite uzależnienie się Syna Bożego od ludzi – w momencie, kiedy raczył stać się jednym z nas. Bóg jest nieskończenie doskonały. Jest tak dosłownie i absolutnie doskonały, że sama nawet myśl, iż Bóg mógłby potrzebować człowieka, wydaje się niedorzecznością. A jednak to, co samo z siebie byłoby niemożliwe jako absurd, dzięki darowi wcielenia stało się faktem: Syn Boży, kiedy stał się człowiekiem, nie tylko potrzebował ludzi, ale na pomoc i opiekę ludzi zdał się całkowicie.

Konkretnie polegało to na tym, że mały Jezus, tak jak każde ludzkie dziecko, potrzebował rodziny. Potrzebował podstawowej przestrzeni miłości, jaką tylko rodzina może dziecku zapewnić. Jest to tym bardziej godne zauważenia, że przecież Jezus urodził się z dziewiczej Matki i nie miał ludzkiego ojca. Nie godziło się bowiem, żeby Jednorodzony Syn samego Ojca Przedwiecznego miał jeszcze jakiegoś innego ojca.

A jednak, przyjąwszy ludzką naturę, Syn Boży urodził się i wychował w rodzinie. Trudno o większe wywyższenie rodziny, o większe podkreślenie znaczenia rodziny jako podstawowej ludzkiej wspólnoty.

 


JAKA JEST NASZA MIŁOŚĆ?

Postawmy sobie parę prostych pytań: W czym dziewicze małżeństwo Józefa i Maryi może być wzorem dla zwyczajnego małżeństwa mężczyzny i kobiety? W czym Święta Rodzina, w której urodził się i wychował Syn Boży, może być wzorem dla zwyczajnych ludzkich rodzin?

Otóż jedno o tej Rodzinie wiemy z całą pewnością: że była ona przepełniona Bożą obecnością. Przecież jednym z członków tej Rodziny był sam Syn Boży, Maryja zaś i Józef – każde z nich z osobna i oboje razem – kochali Boga i byli Mu wierni naprawdę ze wszystkich sił i z całego serca. A tam, gdzie ludzie autentycznie kochają Pana Boga, tam również ich miłość wzajemna jest prawdziwa.

Prawdę miłości małżeńskiej i rodzinnej można poznać po tym, że mąż i żona, rodzice i dzieci jakby przenikają się wzajemnie, jakby stanowią jeden organizm. Jednak dzieje się tak dopiero wówczas, kiedy miłość to dla nas przede wszystkim dawanie samego siebie. „Człowiek – że przywołam znane słowa Jana Pawła II – jest jedynym stworzeniem na tej ziemi, którego Bóg chciał dla niego samego. Dlatego nie zrealizuje człowiek w pełni samego siebie inaczej, niż przez bezinteresowny dar z siebie”.

Niestety, żyjemy w czasach kultu wygody. Wielu małżonków jakby zapomniało o tym, że ślubowali sobie wzajemnie „miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci”. Niektórzy postępują tak, jakby ślubowali sobie: „że cię nie opuszczę, dopóki będzie mi z tobą miło i łatwo”. Albo nawet jakby ślubowali: „że cię nie opuszczę, dopóki nie znajdę sobie kogoś następnego”. A przecież życie często stawia nas w sytuacjach, kiedy najważniejszymi wręcz imionami miłości są ofiarność i poświęcenie. Kochać wtedy, kiedy jest to łatwe i przyjemne, potrafi nawet notoryczny egocentryk. Prawdziwie kocha dopiero ten, kto trwa w miłości również wtedy, kiedy to trudne.

 


BÓL DZIECIĘCEGO SERCA

Niestety, głównymi ofiarami miłości byle jakiej, która mija jak słomiany zapał, są dzieci. Przypomina mi się pewna pięcioletnia dziewczynka, która podczas Mszy świętej dla przedszkolaków wypowiedziała przez mikrofon modlitwę brzmiącą jak oskarżenie: „żeby każde dziecko miało tylko jednego tatusia i tylko jedną mamusię”. Pomyśleć, ile bólu musiało doświadczyć to dziecko wskutek rozejścia się swoich rodziców, ażeby wydobyć z siebie aż tak przejmującą modlitwę.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter