29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Ostatni, niedokończony wywiad ze śp. ks. Wojciechem Czarnowskim

Ocena: 0
1604

Cztery miesiące temu przeprowadziłem z księdzem Czarnowskim długi, trzyczęściowy wywiad, umówiliśmy się też na czwartą, wiążącą część. Byłem zadziwiony, że w ogóle się zgodził bo unikał takich rozmów. Nie wiedziałem wtedy, że to jego ostanie miesiące. Umierał na raka. Czwartej części już nie nagramy – pisze Paweł Kęska, teolog i historyk, parafianin zmarłego 5 sierpnia ks. Wojciecha Czarnowskiego. Publikujemy ostatnią rozmowę ze zmarłym po długiej chorobie proboszczem parafii Miłosierdzia Bożego na Żytniej, zaangażowanym w duszpasterstwo środowiska kultury, inicjatorem wielu dzieł charytatywnych.

fot. Radek Molenda

NIEDOKOŃCZONY WYWIAD Z PROBOSZCZEM

Jeden z mieszkańców szarego warszawskiego bloku, w którym się urodziłem w końcu lat siedemdziesiątych, sprawował funkcję proboszcza. Miał pod sobą siedmiu wikarych bo w bloku było siedem pięter. Takich proboszczów na osiedlu było kilkudziesięciu – po jednym na każdy blok. Byli też dziekani a nawet biskup, którym był pan Ignacy. „Po co daleko szukać… skoro Kościół podpowiada nam jak poukładać relacje społeczne…” – mówił łącząc jak zawsze uśmiech i zamyślenie ksiądz Wojciech Czarnowski, legendarny, rzeczywisty proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego przy ulicy Żytniej w Warszawie. Świątynia, o której mowa, pamięta siostrę Faustynę Kowalską, sąsiedztwo getta i pożary Powstania Warszawskiego. Społeczna wizja Kościoła księdza Wojciecha oparta o jej mury była tak śmiała, że dla większości współczesnych aż niezrozumiała. Może zbyt śmiała nawet na dzisiejsze czasy. Ksiądz był poza tym człowiekiem niezwykle operatywnym. Jego kroki były zamaszyste, głowa lekko uniesiona a jego idee przekraczały czasy, w których żył – choć to rozumiem dopiero dzisiaj. Cztery miesiące temu przeprowadziłem z księdzem Czarnowskim długi, trzyczęściowy wywiad, umówiliśmy się też na czwartą, wiążącą część. Byłem zadziwiony, że w ogóle się zgodził bo unikał takich rozmów. Nie wiedziałem wtedy, że to jego ostanie miesiące. Umierał na raka. Czwartej części już nie nagramy.

Paweł Kęska: Jak to się stało, że Wojtek lub może już Wojciech – postanowił zostać księdzem?

Ks. Wojciech Czarnowski: Do dziś nie wiem. Tajemnica. Szliśmy z bratem naszym polem, na wsi, za Zambrowem. W pewnym momencie on mnie zatrzymuje i mówi, słuchaj, dobrze by było, gdyby nas w rodzinie było dwóch księży. Bo on już był taki pewniak. Ja bardzo intensywnie myślałem jak na swój wiek a była to druga klasa podstawówki. Powiedziałem mu: księdzem nie będę ale będę organistą. Bo miałem wtedy narzeczoną, Krysię, ona zresztą o tym narzeczeństwie nie wiedziała. Brat wchodził w miednicę bez dna jak na ambonę, kładł na niej ręce i głosił kazania. Zawsze o zagubionej owcy. Siostra gromadziła lud wierny - swoje koleżanki. No ale brat się ożenił, żeby nie iść do wojska. Co było robić. Pamiętam jak wcześniej spędzili nas na stadion, kiedy byłem w liceum w Białymstoku, i kazali wznosić okrzyki – dziesięć lat Polski Ludowej! Potem na Warszawę szły ze wschodu czołgi a Gomułka się sposobił do władzy. Przyjechałem do domu i mówię, że chciałem do proboszcza bo mam sprawę. A co, i ty chcesz się przed wojskiem żenić? Nic nie powiedziałem. Był jeszcze bal maturalny. Było dużo dziewczyn. Ja to wszystko musiałem obtańcować bo byłem jedyny niepijący. Charytatywnie żem to czynił. Potem wziąłem od proboszcza papiery i tak się znalazłem w seminarium. To był rok 1956. Prymas był jeszcze w więzieniu. Mieszkaliśmy po 13 w jednej sali. To był taki dobry czas… Powołanie jest tajemnicą.

Kiedy ksiądz spotkał Prymasa Wyszyńskiego?

– Prymas Wyszyński. Niesamowita osobowość. Miał w sobie bliskość, ciepło i dostojność. I umiał słuchać człowieka. Spotkałem go w seminarium. Ale spotykałem i później. Co taki wikarzyna świeżo upieczony jak ja miał do powiedzenia za mądrości? On słuchał i zawsze był życzliwy. Była w tym wielkość. Moja pierwsza parafia była w Lubochni, pod Tomaszowem Mazowieckim. Potem Kutno. To był czas Wielkiej Nowenny. Skierowany przez dziekana przywiozłem z Częstochowy obraz Matki Bożej, który wędrował po parafiach. Obraz nie tylko był w parafii ale nawiedzał konkretne rodziny. To było takie mocne wprowadzanie treści nowenny w życie. W tym wszystkim był Prymas Wyszyński. Wspaniałe, że Pan Bóg dał człowiekowi żyć w takich czasach. Potem rok milenijny i Sobór. Kościół.

Jak się zaczęła księdza przygoda z parafią Miłosierdzia Bożego przy Żytniej w Warszawie?

– Trzeba zacząć od tego jak niezwykłe to jest miejsce. Przed wojną w tej kaplicy, przy ulicy Żytniej, modliła się Siostra Faustyna. Tam rozmawiała z Jezusem. To miejsce jest naznaczone jej obecnością. Siostry Matki Bożej Miłosierdzia, do których wstąpiła i których to był dom generalny, miały misję względem dziewcząt, jak to się wtedy mówiło, upadłych. To był też dom dla tych dziewcząt. Podczas wojny tam biegły mury getta. Siostry zresztą pomagały jego mieszkańcom. No a potem kościół doszczętnie spłonął w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie, kościół wiele lat stał doszczętnie spalony i pusty. Bez stropu. A w prezbiterium stały dwie, ogromne, nie podtrzymujące już niczego kolumny. To był ten Kościół.

Skoro to była ruina, to pewnie na wejście tam potrzebna była zgoda Urzędu do Spraw Wyznań… polityczna sprawa.

– Tak. Rzadko komu się trafia taka rzecz. Bo mieliśmy opór i sprzeciw władz. Mieliśmy do uratowania wszystko a do stracenia nic bo byliśmy na pozycji przegranej. Zresztą taka była nić porozumienia z kurią. Nie pozwalano wtedy budować kościołów – więc Prymas Wyszyński miał taki zwyczaj, że gdziekolwiek była kaplica, to on czynił z niej rektorat. Żeby służyła nie tylko zgromadzeniu ale i mieszkającym wokół wiernym. No i tak było z kaplicą na Żelaznej. Z siostrami, których to przed woją był teren się nie liczono, nie miały szans tego obronić. Kaplica już miała być rozbierana a siostry, które mieszkały w ocalałej części zabudowań, miały być w ogóle stamtąd eksmitowane – bo takie wytyczne dostali architekci, którzy projektowali centrum dzielnicy Wola. Obok był dworzec autobusowy PKS. Liczono się z Kościołem wtedy, kiedy w grę wchodziła grupa wiernych. Myśmy mieli świadomość, że jeśli się uda to obronić – to tylko jako kościół parafialny. Myśmy się wdarli do tego kościoła na siłę. Po raz pierwszy Msza święta została tam odprawiona po 29 latach od wojny.

Dostał ksiądz nominację do nieistniejącej parafii?

– Ja zawsze żartowałem, że nominację to ja sobie sam wręczałem a kuria tylko uzupełniała dokumenty. To było na takiej zasadzie – uda się – nasza wygrana, polegniesz – twoja wina. Sprawą zawiadował Prymas Wyszyński – to był bardzo odważny człowiek. A był to był czas otwartego konfliktu, rok 1973. W Górkach Kampinoskich w tym czasie zburzono kościół, bo był nielegalnie budowany, aresztowano tam ludzi. Trzy inwazje uskuteczniliśmy na Żytnią.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter