19 lutego
środa
Arnolda, Konrada, Marcelego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Od wiary rodziców do osobistej

Ocena: 4.8
1860

W osobistym doświadczeniu Boga bardzo ważnym czynnikiem jest wspólnota rówieśnicza - mówi Tomasz Cichocki, katecheta i dyrektor szkoły, w rozmowie z Ireną Świerdzewską.

 

Dlaczego dzieci, także z rodzin głęboko wierzących, tracą wiarę w konfrontacji ze środowiskiem?

U młodego człowieka w okresie szkoły średniej następuje oderwanie od „wiary rodziców” i przejście do „wiary osobistej”. Nie wystarcza wtedy wiara wyniesiona, ukształtowana w rodzinnym domu. Świadectwo rodziców, nawet jeśli jest dobre, może – a nawet powinno – być kontestowane przez nastolatka, który szuka osobistej relacji z Jezusem. Część młodych ludzi stawia pytania i szuka odpowiedzi. Chcą wejść w osobiste doświadczenie Jezusa. Jest to jeden z etapów i czynników rozwojowych dziecka. Te przemiany nie oznaczają więc, że cała młodzież traci wiarę.

Osobną kwestią są trudności z wytrwaniem w wierze wyniesionej z domu. Osoby wierzące chciałyby chodzić na lekcje religii, ale kiedy na katechezie zostaje garstka młodzieży, rezygnują. Nie bez wpływu jest to, że religia jest o siódmej rano albo na ostatniej godzinie zajęć.

 

Czyli oddziaływanie środowiska rówieśniczego na tym etapie życia nastolatka ma też ogromne znaczenie w rozwoju wiary?

Rodzinne doświadczenie to może być zbyt mało. W osobistym doświadczeniu Boga bardzo ważnym czynnikiem jest wspólnota rówieśnicza. Istotne jest trafienie do takiego środowiska, w którym młody człowiek może doświadczyć żywej wiary i otrzymać szansę na rozwój. Wyjazdy weekendowe, rekolekcje w szkole, w której zwraca się uwagę na wartości chrześcijańskie, przygotowanie w grupach do bierzmowania, grupy dzielenia się Słowem Bożym – bez takiego środowiska, takiego wsparcia, przejście do etapu osobistego doświadczenia wiary może nie nastąpić.

 

A co mogą zrobić rodzice, kiedy dziecko przychodzi i mówi, że nie będzie chodzić na religię w szkole?

Dopóki dziecko mieszka z rodzicami w jednym domu, to mogą oni wymagać chodzenia na religię, tak jak wykonywania pewnych obowiązków. Dotyczy to młodszych dzieci. Mogę podzielić się tu osobistym doświadczeniem. W drugiej klasie publicznego liceum ogólnokształcącego syn zapytał: „Tato, czy mógłbym nie chodzić na lekcje religii?”. Dwie godziny tygodniowo ustawione były w planie po sobie jako ostatnie między 14 a 17. „Poza tym nic mi nie daje to, co mówi ksiądz” – uzasadnił syn. W takiej sytuacji są dwa rozwiązania. Podjąłem rozmowę z synem w gronie jego rówieśników. Siedliśmy przy stole i zacząłem rozmowę na argumenty. Jeśli będzie coraz mniej uczniów na katechezie, to za chwilę w ogóle nie będzie religii w szkole. Jeśli będziecie chodzić na katechezę, to za waszym przykładem może przyjść ktoś niewierzący, kto się nawróci. Drugim rozwiązaniem, które zaproponowałem, było zwrócenie się do katechety, że religia im się nie podoba i chcieliby spróbować ją poprowadzić. Kiedy chodziłem do szkoły średniej, tak zrobiliśmy z kolegą – katecheta zgodził się, żebyśmy poprowadzili lekcję.

Syn nie poszedł żadną z tych dróg, nie chodzi na lekcje religii. Zaproponował, że w to miejsce będzie chodził dodatkowo w tygodniu na Mszę Świętą. Przystaliśmy na to z żoną; gdyby tego nie zrobił, sam w rozmowie zaproponowałbym podobne rozwiązanie.

Razem z żoną rozmawialiśmy z księdzem, co możemy zrobić w tej sytuacji, kiedy syn nie chodzi na katechezę. Najistotniejsze jest, że korzysta z sakramentów, chodzi na niedzielną Eucharystię, spowiada się. Nie należy zmuszać do chodzenia na katechezę, bo efekt może być odwrotny.

 

Czy zajęcia w szkole propagujące gender albo szeroko pojętą tzw. tolerancję mogą wpływać na odchodzenie młodzieży od wiary?

Takie zajęcia służą rozmiękczaniu i rozmywaniu systemu wartości. Prowadzą do relatywizmu, który będzie się zderzał z radykalizmem wiary. Młody człowiek z rozchwianym systemem wartości, kiedy będzie miał do czynienia ze zdrową, dobrze ukształtowaną wiarą, będzie przeżywał bunt.

Nawet jeśli tego typu zajęć nie ma w szkole, to „treści równościowe” obecne w mediach, przestrzeni publicznej – zwłaszcza w dużych miastach, gdzie wiszą na niejednym balkonie – będą wpływać na świadomość i konstrukcję młodego człowieka. Przez wiedzę religijną, lekturę Pisma Świętego, spotkania w środowisku katolickim karmimy się prawdą. Jeśli tego zabraknie, formują nas inne treści, które do nas docierają.

 

Co Pan powie na zarzut, że młodzi odchodzą od wiary, ponieważ Kościół przegrywa w atrakcyjności z tym, co proponuje im świat, i przestaje odpowiadać na ich problemy i pytania?

Kościół jest cały czas atrakcyjny, bo jest w nim Chrystus, jest w nim Słowo Boże. Kościół jest perłą, która nie traci na wartości. Ma wiele do zaofiarowania młodemu człowiekowi, trzeba tylko szukać form ewangelizacji, która do niego dotrze. Era smartfonów na pewno to utrudnia. Także oskarżanie kapłanów o pedofilię. Dawniej księża organizowali wyjazdy rekolekcyjne dla dzieci, młodzieży, które cieszyły się dużym zainteresowaniem, dziś – z powodu rzucanych pomówień – obawiają się. Organizowanie spotkań z dobrymi rekolekcjonistami to za mało. Dociera wtedy słowo, ale samo takie spotkanie nie prowadzi do przeżycia wspólnoty. Doświadczenie wspólnoty jest potrzebne, a żeby taka mogła się zawiązać, trzeba przebywać razem choćby na wędrówce czy spływie kajakowym.

Dzisiaj zachęcanie do wyjazdu jest trudne. Młody człowiek pyta: „Po co ja tam pojadę, będę się tam tylko modlił?”. Może trzeba organizować wyjazd nie w formule rekolekcji, ale wędrówki w górach, z codzienną Mszą Świętą.

 

Czy tego typu propozycja dla pokolenia wychowanego w kulturze cyfrowej już na starcie nie stoi na przegranej pozycji?

Młody człowiek ze smartfonem w kieszeni ma poczucie, że w ręku ma cały świat. Jest on dla niego atrakcyjny, bo może wybierać z tej rzeczywistości, co chce i kiedy chce. Na pewno trudniej wtedy zorganizować wyjazd na weekend w ciszy. Ewangelia zachęca, żeby czasami udawać się na pustynię, żeby usłyszeć głos Boga i doświadczyć Boga. Internet czy cyfryzacja bardzo przeszkadzają w wyprowadzaniu młodego człowieka na pustynię, bo on ma oazę spokoju w smartfonie.

Jeżeli dzieci karmią się przekazem z komunikatorów, mediów społecznościowych, Tik-Toka, Instagrama, to rozmydlenie wartości i relatywizm będą się pogłębiać. Trzeba się zastanawiać, jak to ograniczać, ale bardziej nad tym, jak karmić młode dusze, które korzystają z takiej technologii.

Na pewno trzeba pokazać, co w świecie cyfrowym jest dobre. Moim dzieciom poleciłem aplikację „Modlitwa w drodze”. Rano śpieszą się do szkoły, wiem, że nie ma wtedy porannej modlitwy. W drodze do szkoły młodzież często czegoś słucha. Zachęciłem, żeby jadąc do szkoły, korzystały z tej funkcji pomocnej w modlitwie. Wiem, że syn korzysta. Nie demonizowałbym, że dziś – kiedy mamy większy dostęp do technologii – trudniej jest poznać Boga niż dawniej.

 

Jak sobie radzi Pańska szkoła z nadmiernym korzystaniem ze smartfonów przez dzieci, a także z pomysłami wypisywania się z lekcji religii?

Jesteśmy szkołą niepubliczną, w statucie szkoły wpisane jest, że każdy uczeń zobowiązany jest do uczestnictwa w lekcjach religii.

Od początku wprowadziliśmy założenie, że z telefonu dzieci korzystają tylko w szatni i przed lekcjami. Potem zrobiliśmy kolejny krok, po rozmowach z dziećmi. Przy wejściu na lekcje każde dziecko zostawia telefon w skrzyneczce, może mieć do niego dostęp podczas długiej przerwy.

 

Mówił Pan, jak ważna jest osobista relacja z Jezusem. Jak rodzice mogą pomóc nastolatkom, by doszły do takiego etapu?

Przede wszystkim należy modlić się o osobiste doświadczenie Bożej miłości dla dziecka, o żywą wiarę dla niego. Cały czas jesteśmy świadkami wiary dla dzieci; nawet jeżeli one będą nas kontestować, traktować z przymrużeniem oka czy buntować się, to świadectwo naszej wiary cały czas jest dla nich ważne. Chodzimy do kościoła, przynależymy do jakiejś wspólnoty, wyjeżdżamy na rekolekcje – nasza postawa będzie wpływać na dzieci.

Warto zachęcać dziecko do bycia w wartościowej grupie rówieśniczej. Sami za nich nie wybierzemy, ale możemy sugerować, proponować: „Chodziłem na pielgrzymkę, pojechałem na rekolekcje i tam kogoś poznałem, może byś spróbował?”.

Ważny jest domowy Kościół, gdzie będzie kontakt ze Słowem Bożym. W naszej rodzinie praktykujemy czytanie Pisma Świętego w soboty, jest to dzień wolny od szkoły i pracy. Zapewne nastolatki wolałyby pospać, najchętniej do jedenastej, ale o dziewiątej rano ustalone mamy spotkanie na modlitwie. Przeważnie nie udaje się punktualnie, czym się denerwuję. Niekoniecznie trzeba stawiać na pacierz, modlitwę, ale na tę formę, przez którą chcemy pokazać, że Bóg jest dla nas Osobą, z którą rozmawiamy. Czytamy fragment Biblii, jako rodzice dodajemy do tego komentarz, zastanawiamy się, co do nas mówi Ewangelia z dnia. Mamy dwoje nastoletnich dzieci i troje kilkulatków. Jedno z nastolatków próbuje już odnosić się do czytanego Słowa. Jednocześnie te spotkania służą tworzeniu wspólnoty. Jeśli rodzice mają doświadczenie modlitwy Słowem Bożym, to zachęcam do takich spotkań.

Dodam jeszcze o roli dzieci młodszych. Na wieczorną modlitwę „pacierzową” i swoimi słowami zwołuje nas młodsza córka – nas rodziców, ale także nastolatki, które raczej nie odmawiają. Do tego nasza „prowadząca” modlitwę wyznacza po kolei, kto teraz ma wypowiedzieć jedną modlitwę swoimi słowami. I tak, chcąc nie chcąc, nasza młodzież wypływa na głębię modlitwy.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Dziennikarka tygodnika „Idziemy”, absolwentka ziołolecznictwa na SGGW i dziennikarstwa na UW, korespondentka Vatican News


irena.swierdzewska@idziemy.com.pl

- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 lutego

Środa, VI Tydzień zwykły
+ Czytania liturgiczne (rok C, I): Mk 8, 22-26
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter