19 marca
wtorek
Józefa, Bogdana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Nigdy nie byłem ateistą

Ocena: 4.33618
13699

Jeśli człowiek jest człowiekiem, to dzięki kulturze, której źródłem jest religia - mówi Bronisław Wildstein, pisarz, publicysta, dziennikarz, myśliciel, w rozmowie z Radosławem Molendą. Przedstawiamy rozszerzoną wersję wywiadu opublikowanego 24 stycznia na łamach tygodnika "Idziemy".

fot. archiwum prywatne

W swoich książkach stara się Pan, by autobiografia była biografią czasów, w których Pan żyje. Stąd być może mało tu wątków dotyczących np. Pana wiary, stosunku do religii. Możemy o tym pomówić?

O religii powinno się mówić. Żyjemy w perwersyjnych czasach, kiedy religia ma być sprawą prywatną, a seks – publiczną. Nie. Należy przypominać, że powinno być odwrotnie. O swojej wierze kilka lat temu mówiłem w wywiadzie dla red. Roberta Mazurka, w „Rzeczpospolitej”, ale istotnie – to był chyba jedyny raz.

Został Pan ochrzczony jako dwunastolatek…

Żyłem w rodzinie, która nie była religijna. Ojciec był ateistą. Jako lekarz miał scjentystyczne podejście do świata. Był jednocześnie Żydem i to także – zwłaszcza po holokauście II wojny światowej – determinowało jego antagonistyczny stosunek do chrześcijaństwa. Był też członkiem PZPR, ale - jak sam mówił – rozczarowanym.

Matka, walcząca w szeregach Armii Krajowej antykomunistka, wstąpiła do partii ze względu na swój społecznikowski rys. Uznała, że inaczej się nie da w tamtej Polsce funkcjonować. Jednak szybko z PZPR wystąpiła. Żyła w specyficznym stanie: wyniosła religię z rodzinnego domu, wychowana w chrześcijańskiej kulturze, jednak bardzo ciężkie przeżycia wojenne, choroba, spowodowały jej bunt przeciw Bogu. Doświadczyła wiele zła. Była w nim zanurzona jako żołnierz AK, świadek prześladowań jej towarzyszy i przyjaciół najpierw przez Niemców, potem władzę komunistyczną. Wszystko to składało się na dość nieszczęśliwe życie, którego nie była w stanie pogodzić z wizją Boga, jakim Go pojmujemy w chrześcijaństwie. To nie było zakwestionowanie Jego istnienia, ale bunt i traktowanie Boga niekiedy wręcz jako wroga.

Jak to się więc stało, że został Pan ochrzczony?

Jako dziecko jeździłem często na wieś - do Knurowca k. Wyszkowa gdzie mieszkała z rodziną siostra mojej matki i gdzie teraz mieszkam. Ta rodzina była klasycznie, wiejsko religijna. Zabierali mnie ze sobą na wszystkie ceremonie. W końcu zaproponowali mi przyjęcie chrztu. Zgodziłem się – mówiąc szczerze – w dużej mierze w poczuciu, że jest to jakaś przygoda. Wtedy swoim niedojrzałym rozumkiem byłem agnostykiem. Podszedłem do sprawy czysto pragmatycznie: ochrzczenie się łechtało moją próżność, miałem stać się przecież centrum zainteresowania. Poza tym był to rodzaj pascalowskiego zakładu (Blaise Pascal uważał, że jeśli Boga nie ma, człowiek wierząc nic nie traci. Jeśli jednak Bóg istnieje – człowiek przez wiarę i przynależność do Kościoła zyskuje Bożą przychylność i po śmierci zasługę potrzebną do zbawienia – przyp. RM). Dużą rolę odegrała też mocna religijność rodziny mojej ciotki. Świat Knurowca był zanurzony w religii.

Kiedy jednak zgodziłem się, potraktowałem przygotowanie do chrztu poważnie. Sumiennie przeszedłem całą potrzebną katechezę i uczyłem się m.in. o tajemnicy Trójcy Świętej. Zapytałem księdza, u którego się przygotowywałem, jak to z tą Trójcą Św. jest. Odpowiedział mi przypowieścią o św. Augustynie medytującym nad tą tajemnicą spacerując brzegiem morza. Zobaczył tam dziecko próbujące przelać w dłoniach morze do wykopanego dołka. Św. Augustyn wykpił dziecko, po czym usłyszał: „a czy ty porównałeś swój rozum z nieskończonością Boga, którą chcesz teraz wlać do swojego umysłu?”.

Wtedy to wyjaśnienie mnie odrzuciło. – Jak to? Bóg daje nam rozum wystarczający do tego, by Mu służyć, ale niewystarczający, by Go próbować pojąć? – pomyślałem.
Z czasem uznałem mądrość tej historii i dziś  aprobuję ją w całości. Żyjemy w świecie, którego pełne zrozumienie nieskończenie nas przerasta. Nie jesteśmy Bogiem i już prosta intuicja wskazuje nam naszą ograniczoność. Wtedy jednak, z punktu widzenia fałszywie pojmowanej godności, a w rzeczywistości pychy ludzkiej, uznałem takie podejście za nie do zaakceptowania. Byłem oburzony na Boga i Kościół, że tak mnie zlekceważył.

Chrzest był w tajemnicy przed Pana rodzicami?

Szybko to rodzicom wyjawiłem. Nie do końca wiem jednak, jak to było między ciotką, która była moją matką chrzestną, a moją matką. Nie wykluczam, że w tej sprawie była między nimi cicha umowa – matka ze względu na ojca nie chciała, by to odbyło się demonstracyjnie, a jednocześnie wyraziła zgodę. Wtedy nie zastanawiałem się nad tym. Uważałem w swej pysze, że to była moja „dorosła” decyzja 12-latka. Możliwe także, że od początku wiedział o moim chrzcie także ojciec, ale nigdy się do tego nie odnosił.

Co było dalej?

Wspomniane „odkrycie”, że Bóg nam daje rozumy, które nie są w stanie Go pojąć, pozostało we mnie głęboko. Czy trwale wpłynęło wtedy na moją postawę wobec Boga? Dziś nie jestem tego tak pewny, jak kiedyś. Dość powiedzieć, że po chrzcie stopniowo, coraz bardziej się od katolicyzmu i w ogóle chrześcijaństwa oddalałem. Odrzucała mnie moja młodzieńcza pycha. Fakt, że jesteśmy nieskończenie mali wobec Boga – tego absolutnie nie akceptowałem. Jeśli z początku chodziłem do kościoła, głównie w Knurowcu z resztą rodziny, potem już całkiem przestałem.

Jedną z ostatnich rzeczy, które na to wpłynęły, był obraz modlących się kobiet, które błagały Boga o wybaczenie. Wtedy – na skutek doświadczeń rodzinnych, w które wojna była wpisana bardzo mocno, ale także m.in. ciężkiej choroby matki – widziałem świat w bardzo ciemnych barwach. Życie jawiło mi się jako tragiczne i ponure. Stąd te kobiety proszące Boga o wybaczenie za to, że nałożył na nie cierpienie – to wydawało mi się to straszliwie poniżające. I to ugruntowało na jakiś czas moje specyficzne podejście do Boga i religii. Byłem dzieckiem czasów, w których żyłem, w szerokim tego słowa znaczeniu. Nie tylko metrykalnym, ale i kulturowym. Absorbowałem współczesny sobie świat. Byłem w jakimś sensie, nie zdając sobie wtedy z tego sprawy, uczniem Feuerbacha nie znając jego myśli. Przyjmowałem, że człowiek swoje dobre skłonności, swoją potencjalną wielkość projektuje w nieistniejący byt, a tym samym pozbawia się możliwości, by samemu stać się wielkim. Tak to widziałem jako nastolatek.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Katolik, mąż, absolwent polonistyki UW, dziennikarz i publicysta, współtwórca "Idziemy" związany z tygodnikiem w latach 2005-2022. Były red. naczelny portalu idziemy.pl. radekmolenda7@gmail.com

 

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 marca

Wtorek - V Tydzień Wielkiego Postu
Szczęśliwi, którzy mieszkają w domu Twoim, Panie,
nieustannie wielbiąc Ciebie.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Mt 1, 16. 18-21. 24a
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

Nowenna do św. Rafki

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter