Okazywanie miłosierdzia innym ma polegać na gestach i słowach, po których drugi człowiek poczuje się pełen godności i wartości. - mówi bp. Henryk Ciereszka w rozmowie z Magdaleną Prokop-Duchnowską
fot. Teresa Margańska / ArchiBial MEDIAZdarza się nam łączyć miłosierdzie z pobłażliwością. Czy słusznie?
Pobłażanie nie ma nic wspólnego z miłosierdziem. Podobnie jak zmysłowe wzruszenie, które może się pojawiać w reakcji na czyjeś cierpienie.
Prawda o miłosierdziu zawarta jest w Piśmie Świętym. „Wszystkie ścieżki Pana to łaskawość i wierność” (Ps 25, 10). „Jego miłosierdzie ogarnia wszystkie Jego dzieła” (Ps 145, 9). „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6, 36). Kim jest Bóg jako Ojciec miłosierny i czym jest Jego miłosierdzie, ukazuje przypowieść o synu marnotrawnym czy miłosiernym Samarytaninie. I Stary, i Nowy Testament mówią o miłosierdziu, także poprzez jego synonimy: dobroć, wierność, łaskawość.
Jan Paweł II w encyklice Dives in misericordia przywołuje dwa dopełniające się określenia, które odsłaniają prawdę miłosierdzia: hesed, wyrażające ojcowską troskę i wierność, oraz rahamim, charakteryzujące matczyną dobroć, tkliwość, cierpliwość, wyrozumiałość i gotowość przebaczania. O miłosierdziu jako czułości Boga mówił też papież Franciszek. Tomasz z Akwinu twierdzi, że „miłosierdzie to odwieczna doskonałość Boga, przez którą wyprowadza stworzenia z nędzy i uzupełnia ich braki”.
Jak to rozumieć?
Wszystko, co Bóg dla nas czyni, jest darem i łaską, przejawem miłości Stwórcy. Tak ujawnia się Jego miłosierdzie. Ta miłosierna miłość podnosi z upadku, słabości i niemocy, a jednocześnie odbudowuje złożone w nas dobro, przywracając nam godność dziecka Bożego. Wyrazem Bożego miłosierdzia jest więc nie tylko przebaczenie i darowanie win, łaska odkupienia, ale też obdarowywanie człowieka ponad miarę. Począwszy od stworzenia i powołania do życia, poprzez złożenie w nim dobra i talentów, aż do nieustającej nad nim opieki. To wszystko powinno skłaniać nas do poznawania i zgłębiania prawdy miłosierdzia Bożego.
Mówił o tym bł. Michał Sopoćko, zaznaczając, że miłosierdzie to tajemnica, niepojęty przymiot Boga, na którego pełne poznanie życia nie wystarczy.
Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze – brzmi jedna z głównych prawd wiary. Sąd i kara nie przeczą miłosierdziu?
Przede wszystkim trzeba odróżnić sprawiedliwość Bożą od sprawiedliwości ludzkiej. Człowiek wychodzi z założenia, że powinien dawać i otrzymywać według tego, na co on sam lub bliźni zasłużył. Tymczasem Bóg, zachowując sprawiedliwość, udziela człowiekowi tego, co mu się należy. Jednakże nagradza ponad zasługi, a kary wymierza mniejsze od win. Stąd sprawiedliwość Boża jest właściwie miłosierdziem, lub przynajmniej przed nim ustępuje. Nadto kary w życiu doczesnym mają przeważnie charakter zapobiegawczy i leczniczy. Tak postrzegany sąd i kara nie kłócą się z miłością. Przeciwnie – bywa, że są jej wyrazem.
Miłosierdzie kojarzy się nam z odpuszczaniem grzechów lub pomocą potrzebującym. Jak być miłosiernym na co dzień?
Udzielenie wsparcia finansowego nie zawsze jest przejawem miłosierdzia. Równie dobrze może być budowaniem czyjejś zależności, udowadnianiem sobie i innym, że jestem kimś wyżej postawionym.
Najpełniejszym objawieniem Bożego miłosierdzia było odkupienie przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. To kosztowało. Jan Paweł II w swojej encyklice napisał, że Bóg, okazując swoje miłosierdzie, uzdrawia człowieka, odbudowuje w nim dobro i przywraca mu godność. Czyni to z taką miłością, że człowiek, choćby wyrządził najgorsze zło, nie czuje się osądzony ani odepchnięty. Owszem, staje w trudnej prawdzie o sobie, jednak dzięki Bożej miłości nie traci nadziei na zmianę życia. Bóg w swoim miłosierdziu stwarza nas na nowo, przywracając wszystko to, co straciliśmy przez słabość, grzech, niewierność, zagubienie. Po spotkaniu z Ojcem miłosierdzia wychodzimy odrodzeni, napełnieni nadzieją.
Na tym właśnie ma polegać okazywanie miłosierdzia innym. Na gestach, słowach, spojrzeniu, towarzyszeniu, które nie będą skażone sądem i oceną, lecz po których drugi człowiek poczuje się przyjęty, zaakceptowany, pełen godności i wartości. Miłosierdzie to udzielanie wsparcia w słabości, załamaniu, depresji i ukierunkowywanie bliźniego na złożone w nim przez Boga dobro. To takie zwrócenie się do drugiego, dzięki któremu w jego sercu kiełkuje radość, wiara w odnowę i wyzwalające poczucie wydobywania się z własnej nędzy. Nędzy, która po spotkaniu z miłosierdziem przestaje być widziana w perspektywie przegranej.
Czy miłosierni powinniśmy być też dla samych siebie?
Doświadczenie miłosierdzia Boga naturalnie wpływa na nasze myślenie o sobie: pomaga poznać siebie, zobaczyć dobro, odzyskać godność i własną wartość. Ale żeby to mogło nastąpić, najpierw musimy stanąć w prawdzie na swój temat. Bez pobłażania, usprawiedliwiania i użalania się nad sobą. Ale też bez skrupulanctwa i biczowania się za popełnione zło. Dzięki miłości Boga potrafimy spojrzeć na siebie w perspektywie dobra. I nawet jeśli pojawiają się wyrzuty sumienia i negatywne emocje, nadzieja na powrót do tożsamości dziecka Bożego okazuje się od nich silniejsza.
„Modlę się i świadczę uczynek osobie, do której mam trudność” – pisała św. Faustyna. Tak też możemy zaprawiać się w miłosierdziu?
To zawsze duże wyzwanie. Szczególnie jeśli tkwi w nas silne poczucie krzywdy i niesprawiedliwości. Jednak im bardziej jesteśmy osadzeni w Bogu, tym łatwiej nam to wyzwanie podejmować. Skoro tak wiele razy niezasłużenie doświadczyliśmy Bożego miłosierdzia, to z jakiego powodu mielibyśmy nie okazać miłosierdzia drugiemu człowiekowi?
Jezus kazał nam wybaczać „nie siedem, lecz siedemdziesiąt siedem razy”. Miłosierdzie ma jakiś limit?
Miłosierdzie jest nieskończone. „Bóg nie męczy się przebaczaniem” – mówi papież Franciszek. Ale tak potrafi kochać tylko Bóg. Z człowiekiem jest inaczej. Mamy swoje słabości i ograniczenia. Nie będziemy jednak sądzeni z tego, że daliśmy innym tyle, ile dać potrafiliśmy, na ile pozwoliły nasze możliwości.
Zdarza się nam Bożego miłosierdzia nadużywać?
Tragedią jest, gdy człowiek w swoim zaślepieniu odrzuci miłosierdzie Boga, twierdząc, że nie ma już dla niego nadziei i ratunku. Nie mniej tragiczna jest jednak sytuacja, w której dobrowolnie tkwimy w grzechu, zuchwale tłumacząc sobie, że i tak zostanie on nam odpuszczony. Jest to grzech przeciw Duchowi Świętemu, a jednocześnie przejaw dużej niedojrzałości. Wynika z częstego przeświadczenia, że człowiek ma prawo robić, na co ma ochotę. Dlatego tak ważne jest rozeznawanie, przyglądanie się motywom swojego działania i odnoszenie tego wszystkiego do podstawowych norm moralnych.
Co znaczą słowa: „Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary”?
Tymi słowami Jezus kwestionuje wartość ofiary będącej jedynie zewnętrznym rytem. Co z tego, że wspomogę kogoś datkiem, jeśli będę daleko od Boga, a miłosierdzie nie będzie moim stylem życia? Jezus nie chce samej ofiary materialnej, ale oczekuje także duchowej. Pragnie naszego nawrócenia, przemiany życia. Ofiary, która będzie wyrazem miłosierdzia. Dziś łatwiej nam dać komuś pieniądze niż czas, nie mówiąc już o zmianie własnych przyzwyczajeń. Ksiądz Sopoćko wzywał, by poznawać, wielbić i świadczyć Boże miłosierdzie. Warto zadać sobie pytanie: co robię, by to wezwanie realizować? Czy potrafię ufać Bożemu miłosierdziu?
Trudno nie zauważyć, że współczesny świat, pełen lęku, krzywdy i niesprawiedliwości, bardzo potrzebuje miłosierdzia. Tym, co uzdalnia nas do niesienia światła wiary i nadziei, jest otwarcie się na Boże miłosierdzie, na spotkanie z Tym, który przebacza, akceptuje i przyjmuje w pełni i bez żadnych limitów. Z Tym, który w akcie największego miłosierdzia za odkupienie naszych win dał się przybić do krzyża, składając ofiarę z siebie samego.