DŁUGA DROGA
Doszliśmy więc do sedna problemu: człowiek niewierzący lub mało wierzący rzeczywiście może sobie pomyśleć, że chrześcijaństwo to smutna religia krzyża, wyrzeczeń, prześladowań, a nawet przerażającego męczeństwa. Natomiast zobaczmy, jaka była postawa pierwszych chrześcijan – im większe prześladowania, tym bardziej powiększała się ich liczba. A jak umierali męczennicy za wiarę w ciągu wieków? Umierali z modlitwą za tych, którzy pozbawiali ich życia. Tym różnili się od wyznawców innych religii, którzy w czasie prześladowania umierali z przekleństwem na ustach kierowanym w stronę swoich oprawców. Jednak męczennicy chrześcijańscy nie umierali z pretensjami ani do ludzi, ani do Boga za to, że ich tak „urządził”. Niektórzy chrześcijanie nawet zachęcali swoich katów, aby nawrócili się i obiecywali im, że w tej intencji będą się modlić w niebie. Jak to zrozumieć?Nie może tego zrozumieć osoba, która nie ma wiary. Ale nawet człowiek wierzący może się okazać słaby w obliczu takich rzeczywistości. Nie możemy więc być zbyt pewni siebie. Jak mówi św. Paweł, „niech (…) ten, komu się wydaje, że stoi, baczy, aby nie upadł” (1 Kor 10,12).
Czy postawa Apostołów nie jest dziwna?
Cierpienie za wiarę wywołało u nich radość
i napełniło ich jeszcze większą odwagą
Niedawno, podczas uroczystości Objawienia Pańskiego, Ojciec Święty Benedykt XVI wyświęcił czterech kapłanów na biskupów. Wśród nowo wyświęconych był też osobisty sekretarz Papieża, ks. Georg Gänswein. Bazylika św. Piotra była z tej okazji wypełniona po brzegi. Wśród zaproszonych gości byli też krewni i znajomi czterech nominatów. Wszyscy usłyszeli, jak w pewnym momencie podczas homilii padły szokujące słowa Ojca Świętego: „Następca apostołów musi liczyć się z tym, że będzie nieustannie na nowo w nowoczesny sposób bity, jeśli nie zaprzestanie głośno i zrozumiale głosić Ewangelii Jezusa Chrystusa. Może się wówczas cieszyć, że stał się godnym dla Niego znosić hańbę”.
Spróbujmy sobie wyobrazić, jakie wrażenie sprawiły te słowa nie tylko na czterech kandydatach do święceń, ale również na ich krewnych i przyjaciołach. Ktoś mógłby sobie pomyśleć: przyszedłem na piękną, radosną uroczystość, a tu słyszę, że osoby, które widzę przed sobą w pięknych szatach liturgicznych będą bite oraz odarte z nich i – co więcej – mają się jeszcze z tego wszystkiego cieszyć…
Tylko człowiek głębokiej wiary jest w stanie to przyjąć i zrozumieć. I właśnie z tego powodu Benedykt XVI zainaugurował Rok Wiary. Rok Wiary nie jest jedynie dla niewierzących, którzy mają się nawrócić. Jest to czas rachunku sumienia przede wszystkim dla ludzi wierzących. Każdy z nas może sobie zadać pytanie: Czy jestem w stanie przyjąć każdą rzeczywistość – a zwłaszcza tę trudną i bolesną – w duchu powyższych słów Ojca Świętego? Czy porażki i trudności życiowe prowadzą mnie jeszcze bardziej do Pana, czy może oddalają mnie od Niego? W zależności od naszej odpowiedzi możemy zobaczyć, jak długa jest droga wiary i jak wiele nam jeszcze brakuje. Cóż więc mamy czynić w takiej sytuacji? Odpowiedź jest prosta: trzeba się więcej modlić.
ks. Jacek Stefański |