29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Masakra w klasztorze jezuitów podczas Powstania Warszawskiego

Ocena: 0
1904

Drugiego dnia Powstania Warszawskiego, 2 sierpnia 1944 r., w klasztorze Ojców Jezuitów przy ulicy Rakowieckiej Niemcy najpierw schwytali kilkudziesięciu zakładników - zakonników i przypadkowych wiernych (w tym kobiety i chłopca), a następnie zabili większość z nich. Łącznie od kul karabinów i w wyniku eksplozji granatów zginęło ok. 40 osób.

fot. Wikipedia/ Jolanta Dyr/ Praca własna/ CC BY-SA 3.0

W przeddzień masakry, już po rozpoczęciu działań zbrojnych w mieście, schronienie w jezuickim Domu Pisarzy (ul. Rakowiecka 61) znalazło kilkanaście osób świeckich. Ponadto, oprócz zakonników na terenie klasztoru przebywali sprzątaczka i 10-letni ministrant, który – zanim wybiła godzina „W” – normalnie przygotowywał się do służby przy nabożeństwie.

Wybuch powstania spowodował całkowite odcięcie rejonu klasztoru – tak jak całej ul. Rakowieckiej i przyległych terenów, które zostały silnie obsadzone przez Niemców. Ci sprowadzili siły z pobliskich koszar: SS (przy ul. Rakowieckiej) i lotników (przy ul. Puławskiej); bastionami okupantów były też Pole Mokotowskie, skąd prowadzono regularny ostrzał powstańczych pozycji (także obszaru, na którym znajdował się klasztor) oraz Fort Mokotów.

Gdy więc 1 sierpnia 1944 roku rozgorzały wzdłuż ul. Rakowieckiej zacięte walki, jezuici znaleźli się w niekorzystnym położeniu. Ale nie zamierzali wcale rezygnować ze swoich duchowych obowiązków. Od rana następnego dnia odprawiano msze święte, choć modlono się w huku wystrzałów artyleryjskich – jeden z nich spowodował uszkodzenia klasztoru (wypadły szyby, sypał się tynk ze ścian). Nikt nie spodziewał się jednak najgorszego.

Było po godzinie 10, gdy na teren klasztoru wkroczyło kilkudziesięciu funkcjonariuszy SS – „mieli zielone mundury, czarne wyłogi i czarne epolety oraz trupie główki na kołnierzach”, zapamiętał jeden z ocalałych z masakry, ks. Aleksander Kisiel (Jego relację - tak jak innych, którzy przeżyli - zamieszczono w publikacji „Masakra w klasztorze”, oprac. Felicjan Paluszkiewicz). Niemcy oskarżali zakonników o rzekome wsparcie dla powstańców, które miało przejawiać się w ostrzeliwaniu niemieckich pozycji z okien klasztornych pomieszczeń. Na nic okazały się tłumaczenia, że nikt w klasztorze nie posiada broni. Zarządzono rewizję.

Gdy okazało się, że nawet dokładne przeszukanie klasztoru nic nie wykazało, Niemcy żądali wyjaśnień. Przełożony wspólnoty zakonnej o. Edward Kosibowicz, znany i ceniony przez warszawiaków duszpasterz, dyrektor Wydawnictwa Księży Jezuitów oraz redaktor naczelny „Przeglądu Powszechnego", miał złożyć je w siedzibie niemieckiego dowództwa.

Dalsze wypadki ujawniły jednak prawdziwe intencje funkcjonariuszy SS. Ojciec Kosibowicz został wywleczony na zewnątrz, a następnie - miedzy ulicami Rakowiecką i Wawelską - zamordowany strzałem w tył głowy. Jego ciało odnaleziono później dzięki relacji przypadkowego świadka zbrodni.

Pozostałych przy życiu – łącznie ponad 50 osób - zegnano do sutereny, gdzie mieściła się kotłownia centralnego ogrzewania. Wielu zatrzymanych odmawiało modlitwy, duchowni pośpiesznie udzielali rozgrzeszeń. W międzyczasie Niemcy wywoływali swoje ofiary pojedynczo, a następnie kierowali na miejsce kaźni. Okazał się nim niewielkich rozmiarów pokój (5,5 metra na 2,5 metra), w którym na co dzień mieszkał klasztorny woźnica.

Najgorsze zaczęło się ok. godziny 12. „Po zejściu się wszystkich, około 50 osób, w pokoju woźnicy esesmani zamknęli drzwi, po kilku minutach gwałtownie je otworzyli, wrzucając dwa granaty na środek pokoju. Wszyscy upadli na ziemię. Utworzył się kilkuwarstwowy zwał z leżących ludzi (…). Stojący przy drzwiach esesman otworzył ogień z broni automatycznej („rozpylacza”). Strzelał w leżących ludzi, celując specjalnie tam, gdzie się rozlegały jęki” – relacjonował w powojennych zeznaniach ks. Kisiel.

Po jakimś czasie sprawcy wrócili na miejsce zbrodni i ponownie wystrzelili serię z karabinów, chcąc mieć pewność, że wszyscy nie żyją. Ksiądz Kisiel, choć ranny, szczęśliwie uniknął wówczas śmierci. „Sprawdzający esesman wszedł butami na moje plecy i huśtając się powiedział: „Der ist noch frisch” (Ten jest jeszcze świeży). Strzelił z rewolweru, celując prawdopodobnie w głowę, trafiając w koniec ucha” – wspominał duchowny.

Przeżyła także, choć wielokrotnie ranna, Stanisława Koprowicz. „W chwili, gdy Niemiec zaczął rzucać granaty, chwyciłam leżący w pokoju na szafie koc, zakryłam głowę, otworzyłam usta i oparłam się o drzwi. W pokoju rozrywani granatami ludzie konali. W pewnej chwili poczułam, że robi się gorąco, spostrzegłam, iż po nodze spływa krew. Odniosłam wtedy pięć ran w lewą nogę i jedną w klatkę piersiową. Rany otrzymałam odłamkami granatów” – relacjonowała ocalała. („Masakra w klasztorze”).

Większość stłoczonych zakładników zginęła momentalnie od strzałów bądź w wyniku eksplozji granatów. Niektórzy zostali dobici później. Ze wspomnień świadków (m.in. ks. Kisiela) wynika, że wciąż żyjących wskazywał esesmanom ok. 10-letni chłopiec z niemieckiej rodziny. „Jego dziecięcy głos rozlega się co jakiś czas. „Achtung! Der lebt noch! O hier, hier, er atmet noch!”. Za ruchem jego rączki idą SS-mani, a potem rozlega się seria, której towarzyszy dziecięcy śmiech i klaskanie w ręce” – pisze w „Powstaniu ’44” Norman Davies, powołując się na relację Stanisława Podlewskiego, powstańczego kronikarza.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter