Białe suknie jak dla księżniczek, plastikowe wianki, stosy kwiatów, ekskluzywne restauracje i drogie prezenty – trwa komunijny show. Czy pośród bieganiny, aby przygotować się do tego wydarzenia, nie gubi się sensu I Komunii Świętej?
– Nie mamy jeszcze strojów dla siebie, wybrać trzeba także odpowiedni tort. Razem z innymi rodzicami musimy jeszcze dograć szczegóły w kwestii dekoracji kościoła. W restauracji czekają na potwierdzenie menu i określenie przybliżonej liczby gości. Sukienkę Zosi odbieramy za kilka dni, ale pewnie konieczne będą jeszcze poprawki – wymienia jednym tchem Dorota. – Niby najważniejsze sprawy są już załatwione, ale i tak się denerwuję, czy zdążę, bo czas mamy ograniczony.
ROLLERCOASTER
Przygotowania do przyjęcia przez dziecko I Komunii Świętej potrafią obecnie przerosnąć wielu rodziców. Organizacja tego wydarzenia przypomina czasem ścieżkę, jaką przechodzą narzeczeni, kiedy decydują się na zawarcie małżeństwa. Na początku wszystko idzie powoli i zgodnie z harmonogramem. Lekcje religii zaczynają się tradycyjnie we wrześniu, a dzieci chętnie uczą się modlitw i wykonują polecenia katechetów. Z czasem jednak przygotowania przybierają na sile: zaliczenie kolejnych nabożeństw w Wielkim Poście, podział wierszy recytowanych na uroczystości, organizacja przyjęcia, a potem stroje, akcesoria, zaproszenia… Prawdziwy rollercoaster.
Minęła godzina dwudziesta. Beata zrzuca z ramion ciężkie torby. Zakupy zrobiła w czasie, gdy córka uczestniczyła w próbie komunijnej. Do uroczystości zostały jeszcze ponad dwa tygodnie, jednak zebrania w kościele już od dłuższego czasu odbywają się we wtorki i czwartki. Marysię trzeba tam zawieźć, a potem stamtąd odebrać. Na odrobienie lekcji i zjedzenie kolacji zostaje już niewiele czasu.
– Co się dzieje na takich próbach? Zwykle to samo. Najpierw dzieciaki ćwiczą wejście czwórkami przez główną nawę, a potem zajmują wyznaczone miejsca w ławkach. Chłopcy po lewej, dziewczynki po prawej stronie. Następnie wszyscy przechodzą przez przyspieszoną wersję Mszy, żeby każdy wiedział, kiedy wychodzi ze swoim wystąpieniem. Ci, którzy zostali przydzieleni do wierszyków, recytują swoje kwestie, ci, którzy mają czytać – czytają, w trakcie jest procesja z darami, a na koniec wszyscy w ustalonym szyku podchodzą do klęcznika ustawionego przed prezbiterium. Potem jeszcze podziękowania i znów tworzenie kolumny, aby opuścić kościół – tłumaczy Beata. – Mnie tam nie ma, bo to spotkania tylko dla dzieci, ale z tego, co słyszałam, bardzo się tam nudzą – dodaje.
WOJNA O KORONKĘ
Konflikty zaczynają się już na początku września, a ścierają się ze sobą trzy fronty: zaangażowani katecheci, ścigający dzieci o zaliczanie kolejnych modlitw i formułek, proboszcz, nakazujący ubranie dzieci skromnie i jednakowo, w końcu rodzice, z których każdy ma w głowie inny projekt stroju. Pośród tego wszystkiego dzieci, nie zawsze rozumiejące, o co to całe zamieszanie. A skoro nie wiadomo, to pocieszają się przynajmniej tym, że po wszystkim dostaną wymarzone laptopy, quady czy smartfony.
Na drzwiczkach różowej szafy wisi już idealnie uprasowana alba w kolorze śmietankowym. W pasie ma wszytą koronkową taśmę, rękawki zostały wykończone perełkami, dół usztywniono grubą warstwą tiulu, dzięki czemu delikatnie się rozszerza. Skromna i elegancka. Nie przypomina już pierwszych workowatych alb uszytych ze sztywnej żorżety, które trzydzieści lat temu zaczęły zastępować komunijne suknie balowe.
Przez ten czas fasony wielokrotnie zmieniały się pod dyktando rodziców, a ponieważ gusty są różne, wiele godzin zajmuje ustalenie wspólnej wersji sukienki w danym roku. – Proboszcz już na pierwszym spotkaniu we wrześniu powiedział, że wszyscy mają wyglądać jednakowo, więc potem ustalane były wszystkie detale, takie jak wykończenie rękawków, kwiatuszek przy stójce, koronkowe rękawy i wstążeczka zamiast paska. To jest kompromis – Beata wskazuje na sukienkę – ale moim zdaniem i tak można byłoby to uszyć lepiej.
SPEKTAKL CZY LITURGIA?
Obowiązków jest tak wiele, że często brakuje już czasu na to, aby wyjaśnić dzieciom prawdziwy sens przyjmowania Komunii i tego, co zmienia ona w ich życiu.
– Zosiu, co robicie w tym roku na religii? – pyta Dorota swoją córkę.
– Oglądamy bajki, robimy zadania w ćwiczeniówkach, które ksiądz nam daje, ale potem i tak tego nie sprawdza. W każdym miesiącu mamy też zadany zestaw modlitw do zaliczenia na ocenę – wymienia rzeczowo Zosia. – Już nie mogę się doczekać, kiedy pierwszy raz świadomie przyjmę do serca Pana Jezusa – odpowiada.
– A co z prezentem, co chciałabyś dostać? – dopytuję prowokacyjnie.
– Dla mnie najważniejsze jest przyjęcie I Komunii… chociaż wiem, że moja chrzestna przywiezie mi laptopa i wreszcie będę miała nowego. Mój brat też kiedyś dostał, a potem, jak się zniszczył, dał mi go – Zosia wykrzywia buzię, po czym przynosi pudełko z wiankiem i pokazuje białe buciki. – Już nie mogę się doczekać, kiedy odbiorę sukienkę od krawcowej i to wszystko założę. Muszę się jeszcze nauczyć ładnie czytać modlitwę wiernych – dodaje, znów uśmiechnięta.
– Nie pierwszy raz, kiedy słyszę o takich przygotowaniach, przychodzi mi do głowy organizacja spektaklu, gdzie każdy zajmuje wyznaczone pozycje. Dzieci uczą się swoich ról, rodzice zaś pędzą, załatwiając kostiumy, scenografię, odpowiednie naświetlenie i najlepszych fotografów. Tyle że na tej scenie powinni stać razem i razem czuć podniosłość tej chwili, wspierać się i w efekcie patrzeć w tym samym kierunku, w stronę Chrystusa – wyjaśnia ks. Jerzy Dobrołowski, katecheta i duszpasterz. – Nie dziwi, że rok później na katechezie zostaje już tylko kilkoro dzieci.
PRZYGOTOWANIE BEZSTRESOWE
Dużo w kwestii podejścia do przyjęcia Najświętszego Sakramentu przez dzieci zależy od proboszcza danej parafii i sposobu prowadzenia katechezy.
– W naszym przypadku plan był rozpisany na cały rok. Dzieci oczywiście przygotowywały się do tego wydarzenia na katechezie, ale w międzyczasie pojawialiśmy się całą rodziną w kościele, gdzie odbywały się nauki: oddzielnie dla rodziców i oddzielnie dla dzieci. Rozmawialiśmy o naszych zadaniach – jak powinniśmy kształtować wiarę naszych dzieci i jak ją wzmacniać. Dzieci zaś miały spotkania dotyczące ich relacji z Bogiem, znaczenia przyjęcia Eucharystii i jej skutków. Wszystko na wysokim poziomie empatycznym i zrozumiałe dla każdego. Na koniec każde dziecko miało odbyć indywidualne spotkanie z księdzem – wspomina Iwona, mama Stasia.
Mimo to dzieci i tak bardzo przejmują się przygotowaniami do uroczystości. – Staś wie, że wielki dzień jest coraz bliżej, ale jest to bardzo radosne oczekiwanie. Z naszej strony jest podobnie: jest napięcie, oczekiwanie, jednak wszystkie sprawy załatwialiśmy na bieżąco, co bardzo obniża poziom stresu. Garnitur kupiłam w listopadzie, dodatki do stroju wybierałam przy okazji, rodzinę zaprosiliśmy odpowiednio wcześnie, przyjęcie też zaplanowaliśmy z większym wyprzedzeniem – wyjaśnia mama chłopca i dodaje, że duże znaczenie ma podejście księży i katechetów, bo to oni wyznaczali ścieżkę, po której podążają przez kolejne miesiące rodzice i dzieci.
W ich parafii już na początku ksiądz oświadczył, że nie będzie ingerował w stroje. Chłopcy mają mieć ciemne spodnie i białą koszulę, a dziewczynki mogą sobie sukienkę wypożyczyć z parafialnej szafy, gdzie przez ostatnie lata zdążyło się ich sporo nazbierać. Zrezygnowano też z wierszyków, a modlitwy i czytania przygotowują rodzice, żeby zminimalizować ryzyko stresu i rozproszenia u dzieci.
– To nie tak, że trzeba obniżyć poziom, żeby nikt się nie zniechęcił trudami przygotowań, bo na tym etapie to i tak rodzice decydują, czy poślą dziecko do Komunii, czy nie. To raczej ukłon w stronę rodziców, żeby skupili się na najważniejszym celu i nie ponosili dodatkowych wydatków – dodaje Iwona.
Takie przygotowanie wymaga jednak dużo pracy i wysiłku ze strony księży, katechetów, ale także rodziców: dodatkowe spotkania, długie rozmowy i odpowiadanie na pytania. Są parafie, gdzie I Komunia udzielana jest w sobotę – co godzinę inna klasa z danej szkoły, aby nie było tłoku, a rodziny mogły być razem.
I CO DALEJ?
Co parafia, to obyczaj, ale jak przekonują duszpasterze, wybór należy do rodziców. Ważne, aby dokonali go świadomie. – Problem polega jednak na tym, że rodzice nie chcą wziąć na siebie ciężaru wychowania dzieci w wierze. Uważają, że do przyjęcia I Komunii powinna przygotować dzieci pani katechetka lub ksiądz. Tymczasem przed laty, podczas chrztu, sami się do tego zobowiązali – dodaje ks. Jerzy Dobrołowski.
Dominikanin o. Robert Glubisz radzi, aby czas przygotowania do I Komunii był dla rodziców okazją do zmierzenia się ze swoją wiarą. – Dzieci przestają praktykować, bo widzą, że dorośli też tego nie robią. Wiara to nie jednoaktówka, która kończy się po Komunii. Ona wtedy dopiero się zaczyna! – mówi o. Robert Glubisz. Ile jest takich sytuacji, kiedy rodzice byli u spowiedzi pięć lat wcześniej, przy okazji Komunii starszego dziecka. Tymczasem nad wiarą trzeba pracować, tak jak nad związkiem małżeńskim. Rozmawiać z dzieciakami, nie bać się, że mogą nam zadać trudne pytania, i pamiętać, że chrześcijaństwo nie wymaga tego, aby być perfekcyjnym – wyjaśnia o. Glubisz.
Kiedy mija biały tydzień, bańka mydlana pęka. Dzieci widzą, że nic się nie zmieniło, czar przygotowań, pięknych strojów i wielkich słów minął. I co dalej? – Wizualnie po przyjęciu Komunii nic się nie zmienia i trzeba mieć tego świadomość. Ale podobnie jest z sakramentem małżeństwa. Młodzi wchodzą do kościoła i wychodzą – ale już jako mąż i żona. Wszystko dlatego, że po wypowiedzeniu pewnych słów może zmienić się rzeczywistość. Dzieci potrafią to zrozumieć, ale trzeba do nich dotrzeć. A to wymaga czasu, cierpliwości i dobrych przykładów – kończy dominikanin.