29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Dziękujmy Bogu za "Solidarność"

Ocena: 0
1533

 

Postulat nr 3 Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego mówił m.in.: „udostępnić środki masowego przekazu dla przedstawicieli wszystkich wyznań”. Czy to dzięki żądaniom strajkujących, we wrześniu 1980 r., na antenę Polskiego Radia wróciły transmisje Mszy Świętych?

Tak, to było wielkie zwycięstwo strajku w stoczni. Władza się na to zgodziła. Pamiętam, jak wszyscy z uwagą słuchali tych Mszy! Ja też byłem zaproszony do wygłoszenia jednego z kazań, drżałem, by dobrze wywiązać się z tego zadania…

 

Pod koniec 1981 r. został Ksiądz oddelegowany przez prymasa Józefa Glempa do duszpasterstwa wśród internowanych na warszawskiej Białołęce. Jak Ksiądz wspomina tamten czas?

Po wprowadzeniu stanu wojennego przypadkiem znalazłem się w warszawskiej kurii. Spotkałem bp. Władysława Miziołka, a on spytał mnie, czy nie pojechałbym na święta [Bożego Narodzenia – przyp. red.] do Białołęki. Miałem inne plany, ale zdecydowałem się w kilka sekund. Wchodząc do więzienia, w którym internowali byli czołowi członkowie Komisji Krajowej „Solidarności”, znalazłem się w centrum wydarzeń i dzięki modlitwom oraz spotkaniom wszedłem w ruch „Solidarności” trochę głębiej.

W pierwsze święta byliśmy na Białołęce razem z późniejszym biskupem Bronisławem Dembowskim, wówczas rektorem kościoła św. Marcina w Warszawie. Mieliśmy przepustkę podpisaną przez szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka, ale nie było pewności, czy naprawdę zostaniemy wpuszczeni. Na korytarzach zobaczyłem brodatych działaczy „Solidarności” i stanął mi przed oczyma obraz Polaków wywożonych po powstaniu styczniowym na Sybir… Była długa Msza Święta, absolucja jak na wojnie, a potem odwiedziny i rozmowy w celach…

Był tam Adam Michnik, Jacek Kuroń, Jan Rulewski, Jan Lityński. Michnik uwięziony był razem ze wszystkimi, ale Kuroń, Rulewski, Lityński czy Maciej Jankowski oddzielnie, z nimi spotkać się było trudniej. Prowadziliśmy długie, bardzo ciekawe rozmowy. Mogę powiedzieć, że panował tam prawdziwy duch Boży. Przywiozłem im Pismo Święte, powiedziałem, by czytali, bo są na takich zamkniętych rekolekcjach. Jedną osobę ochrzciłem, był też ślub w więzieniu…

 

A jakie było ich spojrzenie na sytuację, ich nastrój?

Z jednej strony czuło się wspólnotę, jedność poprzez wiarę. Antoś Zambrowski, syn członka Biura Politycznego KC PZPR Romana Zambrowskiego, walił w kaloryfer, wzywając do wspólnej modlitwy. W małej kaplicy wszyscy byli stłoczeni, niemal siedzieli na ołtarzu. Ale widać było podziały. Mówiłem im: „Jesteście w okopach, myślcie i działajcie razem”. Choć dostawali w skórę, to jednak nie potrafili się zjednoczyć. Potem, po okrągłym stole, gdy ujawniły się rozmaite opcje, frakcje, zrozumiałem, że te podziały były naprawdę wielkie.

Trzeba też zrozumieć mechanizm opresji. „Klawisze” byli dla nas bardzo uprzejmi, a dla nich rozmaicie – jak był rozkaz, że mają postępować ostro, byli ostrzy. A jak słyszeli, że mają być łagodni, łagodnieli. Sterowano nimi z zewnątrz. A my, księża, staraliśmy się pomagać internowanym, wynosiliśmy grypsy, umożliwialiśmy im kontakt ze światem.

 

Czy, zdaniem Księdza, tamte ideały „Solidarności” z 1980 i 1981 r. przeminęły?

Złoto, gdy leży w kałuży, też jest złotem i ma swoją wartość. Ideały „Solidarności” zostały utopione w brudzie, nonsensach i sporach. Ale gdzieś w sercach ludzi tkwi pragnienie dobra. Jeśli poczujemy, że dzieje się źle, to zgodnie ze starym powiedzeniem: jak trwoga, to do Boga – będzie do czego nawiązywać. Trzeba też pamiętać, że to, co „Solidarność” uczyniła w historii Polski, jest nie do przecenienia.

Musimy sobie również uświadomić, że tamta władza robiła wszystko, by „Solidarność” rozbić. Słyszałem opowieści, jak to partyjni prominenci nawoływali swych towarzyszy, aby zostawali członkami tego ruchu i próbowali go infiltrować od wewnątrz. Pamiętam, byłem na walnym zjeździe „Solidarności” na Politechnice Warszawskiej, gdzie pojawiły się osoby usiłujące zakłócić obrady, zgłaszające pretensje nawet do porządku obrad. Owszem, tak się działo.

Ale najważniejsze było co innego. Na początku sierpnia 1980 r. wracałem małym fiatem z Paryża, gdzie byłem na kursie językowym. Po drodze jacyś ludzie migali do mnie światłami samochodów, nie wiedziałem, o co chodzi, a to był znak poparcia. Dotarłem do Wrocławia i tam po raz pierwszy zetknąłem się z wielką zmianą. W miejscowej zajezdni był wiec. Dawało się wyczuć, że coś się dzieje, że ludzie się zbudzili. Przyjechałem do Warszawy i dowiedziałem się o strajkach. Powstała „Solidarność”, z legendarnymi postaciami, takimi jak Lech Wałęsa i wielu innych. Pamiętam, jak później, już po wprowadzeniu stanu wojennego, Ojciec Święty mówił mi, że codziennie modli się za „Solidarność” i prosił, by te jego słowa do Polski przekazać. Jestem przekonany, że musimy za „Solidarność” i za lata 1980 i 1981 Panu Bogu dziękować i być z nich dumni.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Dziennikarz, politolog, analityk, działacz społeczny. W przeszłości związany z "Tygodnikiem Demokratycznym", "Kurierem Polskim" i "Rzeczpospolitą". Specjalizuje się w tematyce wschodniej.

- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter