23 kwietnia
wtorek
Jerzego, Wojciecha
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Człowiek kochający Chrystusa

Ocena: 5
739

Jako pracownik Kurii Rzymskiej miałem możliwość obserwowania z bliska pontyfikatu Benedykta XVI i uczestniczenia w kilku spotkaniach z nim.

fot. xhz

O ks. prof. Józefie Ratzingerze usłyszałem po raz pierwszy w Płockim Seminarium Duchownym na początku lat 80. ubiegłego wieku od mojego wykładowcy teologii dogmatycznej. Zaproponował on nam jako lekturę książkę tego wybitnego, jak go już wtedy określił, teologa niemieckiego zatytułowaną „Wprowadzenie w chrześcijaństwo”. Przeczytałem to dzieło z zainteresowaniem i pamiętam, że zwróciłem uwagę przede wszystkim na zupełnie inne podejście do tematyki Kościoła niż znane mi z polskich opracowań. Zresztą wtedy, w okresie komunizmu, dostęp do publikacji zachodnich był bardzo ograniczony i o sytuacji w Kościele w tamtej części Europy niewiele można było się dowiedzieć. Zauważyłem też, że trudności i radości chrześcijan zamieszkujących Europę Zachodnią były mocno odmienne od tych, które przeżywaliśmy za żelazną kurtyną.

 


UMACNIAJĄCA SIĘ POZYCJA

Kiedy pod koniec lat 80. przyjechałem do Rzymu, ks. Józef Ratzinger był już kardynałem i prefektem Kongregacji Nauki Wiary. Mówiło się o jego bardzo bliskiej współpracy z papieżem Janem Pawłem II, o podejmowanych krokach i sporządzanych dokumentach związanych z mocno rozwijającą się wtedy, zwłaszcza w krajach Ameryki Łacińskiej, teologią wyzwolenia, a także o innych publikacjach niemieckiego teologa, wypowiadającego się w kwestiach planowania poczęć, dialogu ekumenicznego czy też praw człowieka. Ich autor słynął z precyzyjnego języka teologicznego, z częstego odwoływania się do tradycji, zwłaszcza Ojców Kościoła, wreszcie z jasno określonej linii, którą odważnie realizował, nie zważając na ataki z lewej czy z prawej strony.

Nieustannie umacniała się jego pozycja w Kurii Rzymskiej, w której stawał się członkiem wielu dykasterii, a także w kolegium kardynalskim, którego został dziekanem. Właśnie z racji tej funkcji przewodniczył 8 kwietnia 2005 r. Mszy świętej żałobnej w intencji zmarłego papieża Jana Pawła II, która niewątpliwie przeszła do historii, choćby przez wzgląd na niezliczony tłum wiernych, liczbę dystyngowanych gości ze świata kościelnego i politycznego, kardynałów i biskupów koncelebrujących Mszę świętą i rzesze wiernych. Pamiętam, jak z uwagą wsłuchiwałem się w homilię, opartą na biblijnym zawołaniu „Pójdź za Mną”, i na słowa prośby skierowanej do zmarłego o błogosławieństwo dla zgromadzonych. Już zaraz po tym pogrzebie pojawiły się głosy, że przewodniczył mu przyszły papież. Zdecydowanie częstsze stawały się one w miarę zbliżania się konklawe, ale też wielu obserwatorów bardzo sceptycznie podchodziło do tych przypuszczeń.

 


ZNAWCA ŁACINY I GREKI

Byłem na placu św. Piotra, kiedy 19 kwietnia 2005 r. ogłaszano wybór nowego papieża, i uważnie przysłuchiwałem się pierwszym słowom Benedykta XVI o „skromnym pracowniku winnicy Pana”. Reakcja tłumu, który w ciągu mniej niż godziny wypełnił plac św. Piotra, była spontaniczna i bardzo pozytywna. Ale nie brakowało też niezadowolenia. Pewien przełożony generalny znanego także w Polsce zgromadzenia zakonnego bez ogródek stwierdził, że jest rozczarowany. Był narodowości niemieckiej. Szybko zrozumiałem, że nowy papież z pewnością nie będzie mógł liczyć na tak zdecydowane oparcie u swoich rodaków, jak to było w przypadku św. Jana Pawła II.

Do dzisiaj mam w pamięci pierwsze bezpośrednie spotkanie, gdy jako pracownik Sekretariatu Stanu mogłem podejść na chwilę do Benedykta XVI, ucałować jego pierścień i powiedzieć, że zajmuję się zawodowo językiem łacińskim. Ojciec Święty popatrzył na mnie z uwagą (miał jakiś taki szczególny sposób bardzo skoncentrowanego spojrzenia na człowieka, którego spotykał) i powiedział: „To ważna, bardzo ważna posługa”. Szybko dostrzegłem, że nowy papież jest znawcą dziedzictwa starożytności. Ta jego głęboka, powiedziałbym profesjonalna, znajomość i ukochanie kultury klasycznej były dla mnie trochę zaskoczeniem; przecież nie odbywał on specjalistycznych studiów w tej dziedzinie. Znał dobrze nie tylko łacinę, ale i grekę, o czym sam się przekonałem, kiedy uczestniczyłem jako ekspert w dziedzinie łaciny w synodzie o Eucharystii. Któregoś dnia papież przemówił spontanicznie do zgromadzonych uczestników synodu w ramach brewiarzowej modlitwy przedpołudniowej, opierając swoje rozważanie na… wersji greckiej proponowanego w niej tekstu św. apostoła Pawła.

Jako lingwiści dostrzegaliśmy niemal od początku pontyfikatu nowego papieża, że w swoich przemówieniach i dokumentach używa on często słowa caritas, czyli miłość. Nie zaskoczył więc nas później fakt, że postanowił on w swoich dokumentach przedstawić na nowo podstawowe nauczanie o Bogu jako Miłości. Stąd powstały trzy ważne dokumenty, które nawet w swoim tytule mają wspomniane słowo caritas. Mam na uwadze encyklikę „Deus caritas est”, adhortację o Eucharystii „Sacramentum caritatis” oraz encyklikę o katolickiej nauce społecznej „Caritas in veritate”. Ich teksty napisane były precyzyjnym językiem, jednak nie zawsze zrozumiałym dla zwykłego wiernego, także dla wielu dziennikarzy, którzy często nie byli w stanie podjąć rzetelnego i kompetentnego trudu ich prezentacji.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Autor jest kapłanem diecezji płockiej, filologiem klasycznym i patrologiem, pracownikiem Stolicy Apostolskiej

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 24 kwietnia

Środa, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem światłością świata,
kto idzie za Mną, będzie miał światło życia.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 12, 44-50
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter