Dobrze, że moi synowie w piłkę zawodowo grać nie będą
fot. pixabay.comWszystkie znaki na ziemi i niebie, na boisku, orliku i łące wskazują na to, że moi synowie piłkarzami nie będą. I bardzo dobrze. Piszę to z pełną powagą i nawet odrobiną radości. Bo futbolem od dawna rządzi pieniądz, a przy okazji zamieszania z transferem Neymara wielu ludzi z oburzeniem kiwało głowami. Ceny zawodników szybują coraz wyżej. To jedna strona medalu. Jeśli ktoś chce i może zapłacić za piłkarza ponad 200 milionów euro – jego sprawa. Ma tę kasę, więc ją wydaje, chociaż jest to niemoralne.
Druga strona medalu jest jednak równie przerażająca. Iluż to ludzi przy okazji takich transakcji ubija własne interesy? Rodzice, doradcy, menedżerowie, czasami trenerzy i kto tylko jeszcze może i znajdzie się blisko. Każdy wyciąga ręce. Nie ma w moich słowach przesady. Niestety, nie ma. Przez lata dziennikarskiej pracy wysłuchałem wielu opowieści, zaczynając od czwartej, trzeciej ligi, a na ekstraklasie kończąc. Działacze niezbyt przecież zamożnych polskich klubów są regularnie stawiani pod ścianą – przez agentów piłkarskich. A ci wyszarpują, co się da. Na każdym froncie. Trenerzy, którzy chcieli mieć u siebie utalentowanego zawodnika, ale transfer nie doszedł do skutku, najczęściej powtarzają takie słowa: „Znów namieszali mu w głowie”.
Bo czym innym jest dbanie o interesy zawodnika, a czym innym podbijanie ceny, na wszelkie możliwe sposoby. Ale trzeba wiedzieć, że brak agenta czy menedżera też oznacza problemy. Wtedy kombinatorów również nie brakuje. Najświeższy przykład to opowieść znajomego. Jego 24-letni syn przeszedł z klubu trzeciej ligi do drużyny pierwszoligowej. Przeskok o dwie klasy. Po transferze okazało się, że chłopak, kupiony do gry w pierwszej jedenastce, utalentowany i rozwojowy… jest jednym z trzech najgorzej opłacanych w drużynie. Dlaczego? Bo nie ma menedżera, a sam myślał głównie o tym, że ma szansę na sportowy awans. I klub skrzętnie to wykorzystał. Oczywiście, chłopak zgodził się na warunki i wiedział, co podpisuje. Ale ta sytuacja dobrze ilustruje mechanizmy działania w zawodowej piłce nożnej. Każdy ciągnie w swoją stronę, a w tle są mniejsze lub większe pieniądze.
W swojej autobiografii sedna sprawy dotknął Zlatan Ibrahimović. Jako młody chłopak z rozbitej bałkańskiej rodziny, wychowany na przedmieściach szwedzkiego Malmö, zaufał Hasse Borgowi. Dyrektora sportowego klubu Malmö FF traktował jak drugiego ojca. I ten człowiek zawsze mu powtarzał: „Wszyscy agenci są złodziejami”. Później przy okazji transferu Zlatana do Ajaxu sam próbował bezczelnie oszukać piłkarza. Bo tak właśnie to piłkarskie bagno wygląda. Dlatego dobrze, że moi synowie w piłkę zawodowo grać nie będą.