Kocham sport, ale pracy trenerskiej nie zazdroszczę nikomu. Do niej naprawdę trzeba mieć powołanie.
fot. PAP/Maciej KulczyńskiKolega z czasów liceum od kilku lat łączy pracę nauczyciela wychowania fizycznego w szkole z trenerką. Akademię Wychowania Fizycznego skończył z wyróżnieniem, sport kocha od zawsze, więc chociaż jest już doświadczonym mężczyzną, to nadal się nie zniechęca. A ma do tego prawo. Kiedy opowiada mi co jakiś czas o pretensjach, głównie ze strony rodziców, to włos się na głowie jeży (u kolegi, bo u mnie już nie ma co się jeżyć). Uwagi, zażalenia dotyczą każdej sfery. Treningi bywają za ciężkie lub za lekkie. Wyjazdy na mecze – źle zorganizowane. Znaczniki na treningach niezbyt czyste. I to wszystko bierze na klatę trener. Bierze, chociaż niektóre z pretensji powinny być kierowane do ludzi zarządzających Uczniowskim Klubem Sportowym, w którym pracuje. Kolega wciąż ma w sobie ogień, wciąż się nie poddaje. Z prostego powodu – kocha tę robotę. Uwielbia zajmować się dziećmi i młodzieżą. Cieszą go ich postępy. Jednak nawet on czasami potrzebuje się wygadać. Dlatego raz na jakiś czas dzwoni do mnie. Wysłucham, coś doradzę, pocieszę. Sami sobie tłumaczymy na koniec takiej rozmowy, że to jest jak podładowywanie akumulatora. Jemu się przydaje, dla mnie to zawsze jest jakaś nauka i wiedza. Także dotycząca tego, czego nie powinienem robić jako rodzic.
Mogę śmiało powiedzieć o sobie, że kocham sport, ale pracy trenerskiej nie zazdroszczę nikomu. Czy to w wydaniu amatorskim, czy zawodowym. Do niej naprawdę trzeba mieć powołanie. Bez względu na to, na jakim poziomie jest się zaangażowanym w proces szkolenia. Dobry trener po prostu musi żyć tym, co robi. Nie da się, niestety, wrócić do domu i zupełnie odciąć od tej pracy. Analizy, przygotowania, pomysły… To wszystko jest do zrobienia. Czasami kosztem wolnego czasu lub własnej rodziny. Potwierdzi to większość szkoleniowców, nie tylko ci pracujący w zawodowym sporcie. Los trenera bywa trudny z jeszcze jednego powodu. On często powinien być jak ojciec. Musi umieć dbać o swoich podopiecznych na różnych polach. Nie tylko tych czysto sportowych. Musi wchodzić w rolę opiekuna, nauczyciela, ale czasami też kogoś, kto potrafi skarcić. Jeśli nie jest do tego przygotowany – będzie miał problemy. Szczególnie gdy pracuje w sportach zespołowych. Drużyna to przecież zbiór najróżniejszych charakterów. Trzeba umieć np. pogodzić dwóch świetnych zawodników. Zmieścić ich w składzie, sprawić, by współpracowali na boisku czy parkiecie. A bywa, że nie jest to łatwe, bo ci dwaj świetni sportowcy nie cierpią się prywatnie. Trener musi jednak znaleźć rozwiązanie.
To tylko wycinek tego, z czym mierzą się osoby pracujące w sporcie. Dlatego warto, byśmy wszyscy pamiętali, że nie jest to wcale łatwy kawałek chleba. I jeśli mamy ochotę skrytykować czy to trenera naszej pociechy, czy, dajmy na to, selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski, warto zawsze się zastanowić nad jednym. Czy jest to słuszna krytyka? Czy na pewno ten ktoś zasługuje na cierpkie słowa? Czy nie jest to czepianie się? Życie trenera rzadko usłane jest różami. Dlatego szanujmy tych ludzi, bo oni często zostawiają w tej pracy serce.