Niełatwe jest w ostatnich latach życie kibica piłkarskiej reprezentacji Polski. Od 2021 r. przeżywamy regularnie różnego rodzaju huśtawki.
Serię rozpoczęło zwolnienie Jerzego Brzęczka, i to mimo wygranych eliminacji do mistrzostw Europy. Potem bardzo trudny rok (eliminacje do mundialu plus finały Euro) rozpoczął Paulo Sousa. Następnie musieliśmy szybko otrząsnąć się z szoku po dezercji portugalskiego trenera. Era Czesława Michniewicza przyniosła nam awans na mistrzostwa świata, a na nich wyjście z grupy. Gra reprezentacji plus niechlubna historia z premią od premiera pozostawiły jednak spory niesmak. Aż doczekaliśmy się nowego rozdania. Znów w roli głównej trener z Portugalii. I znów znaków zapytania mieliśmy całe mnóstwo.
Oczywiście trudno powiedzieć, że Fernando Santos zastał polską kadrę drewnianą. To wciąż zespół mający w składzie tak uznanych piłkarzy, jak Wojciech Szczęsny, Piotr Zieliński czy Robert Lewandowski. To jednak także drużyna bardzo mocno poturbowana i przetrzebiona kontuzjami. Zabrakło Kamila Glika, a ze zgrupowania musieli wyjechać kolejni obrońcy.
Nie był to dobry znak, problem gonił problem. W takich okolicznościach biało-czerwoni pojechali do Pragi na pierwszy mecz eliminacji Euro 2024. Grupę mamy najłatwiejszą od lat, ale jasne było, że gdyby w marcowym dwumeczu nie udało się zdobyć co najmniej czterech punktów, sytuacja szybko by się skomplikowała.
Wyszło jednak tak, że te komplikacje pojawiły się po niespełna trzech minutach spotkania w Pradze. Czesi z łatwością zdobyli dwie bramki, a po takim początku żadnej reprezentacji nie byłoby łatwo o sukces. „Drużyna z takimi zawodnikami nie może wyjść na spotkanie i po dwóch minutach przegrywać dwa do zera. To nie może się przytrafić (…)”. Te słowa Piotra Zielińskiego mówią same za siebie.
Niestety, naszym piłkarzom wpadka się przydarzyła. I to wpadka, którą trudno pojąć oraz zrozumieć. Zza południowej granicy Polacy wrócili bez punktów i na kacu. To był niełatwy debiut portugalskiego selekcjonera. Po takim spotkaniu nie oczekuję wyciągania mitycznych wniosków ani nie czekam na szukanie kozłów ofiarnych. Chcę za to, by w tych tak źle rozpoczętych eliminacjach nasza kadra pokazała charakter i w każdym kolejnym meczu grała po prostu coraz lepiej.
Zadanie przed Santosem jest oczywiste – awans na Euro, a przy okazji przebudowa zespołu. Nie ma co rozdzierać szat, trzeba zabrać się ostro do pracy. Zimny prysznic z Pragi może mieć dobry wpływ, bo wszystkim związanym z reprezentacją przyda się więcej pokory. Ona jest potrzebna zawsze i wszędzie.
W teorii taki scenariusz trzeba brać pod uwagę. Nie wiemy bowiem, co wydarzy się w najbliższych miesiącach za naszą wschodnią granicą. Być może czekają nas awantury, wykluczenia i rezygnacje. Jeśli tak się stanie – zwycięzców na pewno nie będzie. Bojkot, jeśli nastąpi, okaże się być może koniecznym wyjściem. Trudnym, ale jedynym możliwym.