Zastanawiałem się ostatnimi czasy, kto wpadł w większe tarapaty.
Nikt kłopotów nie lubi. Szczególnie gdy jest wobec nich bezsilny. A one wpływają na życie, pracę, codzienność. Bo kłopoty to zmartwienia i niepotrzebny ból głowy. I często na ten ból nie pomagają żadne medykamenty. Zastanawiałem się ostatnimi czasy, kto wpadł w większe tarapaty. Z jednej strony jest więc szykujący się do powrotu do wielkiego ścigania Robert Kubica. Zdążyliśmy już się pogodzić z tym, że Polak trafił do zespołu mającego w poprzednim sezonie olbrzymie problemy. Ale nowy rok miał przynieść nowe rozdanie. Także z osobą Kubicy w jego teamie wiązano olbrzymie nadzieje. Wszystko fajnie, wszystko miło. Poza jednym, niestety, dość znaczącym, szczegółem. Przy okazji testów na torze pod Barceloną okazało się, że zespół polskiego kierowcy nie zdążył z przygotowaniem bolidu. W tym sporcie, na takim poziomie, to wydarzenie można nazwać tylko w jeden sposób: szczyt amatorstwa. I żadne opowieści, żadne komentarze szefostwa nie pomogą. To nie była drobna wpadka, to kompromitacja.
Z drugiej strony mieliśmy zamieszanie w piłkarskiej ekstraklasie. Mecz w Białymstoku, Jagiellonia – Wisła Płock, iskry leciały na boisku, trzeszczały kości, zawodnicy nie przebierali w słowach. Ktoś kogoś nazwał – podobno – „banderowcem”, ktoś kogoś wyzywał w równie mocny, nieparlamentarny sposób. I się zaczęło. Przez kilka dni o piłce nożnej mówiło się mało, albo wcale. Za to o chamskich zachowaniach rozprawiano jak piłkarska Polska długa i szeroka. Problem w tym, że nasza liga próbuje, z raczej marnym skutkiem, gonić Europę. I takie zamieszanie oznacza właśnie kłopoty. W tej akurat sprawie nie możemy naśladować innych na Starym Kontynencie. Nie chcemy rywalizować w chuligańskich zachowaniach na trybunach czy na boisku. Chcemy, żeby nasza piłka się rozwijała. A takie sytuacje jak ta z Białegostoku prędzej pomogą w zwijaniu piłkarskiego interesu niż w rozwoju czegokolwiek.
Bez kładzenia spraw na wagę wiem jedno: te kłopoty nie są potrzebne nikomu. Ani Robertowi Kubicy, ani polskiej piłce. Nasz kierowca i tak miał wystarczająco trudny powrót do Formuły 1, więc teraz przydałoby mu się choć trochę spokoju i zdecydowanie więcej wsparcia. Także, a może przede wszystkim, tego technicznego. Za to w naszym futbolu naprawdę jest co robić, przede wszystkim w sferze szkolenia i wychowania młodzieży. A zdarzenia z Białegostoku reklamą piłki kopanej na pewno nie były.