Jestem dumny. Dumny i szczęśliwy. Bo mogłem w swoim życiowym marszu świętować stulecie niepodległości Polski.

Jestem dumny. Dumny i szczęśliwy. Bo mogłem w swoim życiowym marszu świętować stulecie niepodległości Polski. I mogę przekazywać kolejnemu pokoleniu, co to znaczy Ojczyzna. Jak należy ją traktować, za co należy jej się szacunek i jak o nią dbać. Mogę też z dumą napisać o ludziach sportu, którzy rozsławiali imię Polski na całym świecie. Nie będzie to ranking, tylko próba uchwycenia części spośród tysięcy sportowych herosów.
Irena Szewińska weszła, a właściwie wbiegła, na światowy szczyt w sposób niepowtarzalny. Była sportowcem nie do podrobienia. Kimś, kogo zazdrościli nam wszyscy. Po prostu była najlepsza w tym, co robiła. Podobnie jak mistrz chodu Robert Korzeniowski. Jemu szacunek należy się za to, że z mało popularnej dyscypliny sportu, poprzez swoje starty i poprzez to, jak o niej opowiadał, potrafił zrobić sztukę. Adam Małysz i Kamil Stoch to trochę jak ojciec i syn. Już przed nimi Polacy mieli na skoczniach wzloty, ale dopiero oni pokazali klasę, dzięki której na zawsze zapisali się w naszej pamięci. Mam też przed oczami wioślarską czwórkę: Adam Korol, Marek Kolbowicz, Konrad Wasielewski i Michał Jeliński to jedna z najlepszych osad w całej światowej historii tego sportu. Polacy w sporcie, który wymaga nieprawdopodobnego samozaparcia, robili rzeczy niewyobrażalne. Trudno też czasami zmieścić w wyobraźni wyczyny Anity Włodarczyk. Do niej tytuł „dominatorka” pasuje jak ulał.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 46 (684), 18 listopada 2018 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 2 grudnia 2018 r.