Finisz eliminacji mistrzostw Europy połączony z debiutem nowego trenera kadry – takie wyzwania czekały pod koniec kwietnia na reprezentację piłkarzy ręcznych.
Awans udało się wywalczyć, czyli pierwszy cel, jaki stał przed Marcinem Lijewskim, został zrealizowany. Nowy trener szczypiornistów jednak doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to dopiero początek drogi. I wcale nie będzie ona usłana różami. Reprezentacja piłkarzy ręcznych od lat próbuje dogonić najlepszych na świecie. Zmiana pokoleniowa się dokonała, drużyna wciąż się tworzy. W tym momencie można śmiało powiedzieć, że jesteśmy poza czołową dziesiątką w Europie. Lijewski nie ukrywa, że nominacja na selekcjonera to tylko pewien etap. Były medalista mistrzostw świata i zwycięzca Ligi Mistrzów chce jako trener doprowadzić kadrę do sukcesów. Dopiero wtedy będzie mógł powiedzieć, że zadanie zostało wykonane. Marcin Lijewski na pewno potrzebuje czasu. I odporności. Bo na takim stanowisku, jak trener kadry, nigdy nie ma się komfortu, często pojawia się krytyka czy uszczypliwości. Teraz pewnie będzie podobnie, bo na sukces piłkarzy ręcznych czekamy już długo. I każdy chciałby, żeby w końcu zaświeciło słońce, żeby nasi regularnie rzucali skuteczne wyzwanie Francuzom, Norwegom czy Hiszpanom.
A skoro o czekaniu mowa. Nasi hokeiści ostatni raz grali w Elicie ponad dwadzieścia lat temu. W tym roku była szansa, by tę złą serię przełamać. Chociaż Polska nie była faworytem w mistrzostwach świata Dywizji IA, to po cichu liczyliśmy na sukces. Podstawy do optymizmu na pewno były, bo drużyna prowadzona przez Roberta Kalabera bardzo dobrze spisywała się w meczach towarzyskich. Walczyła jak równy z równym z wyżej notowanymi rywalami, mało tego – wiele tych spotkań Polacy wygrali. Słowacki trener studził nastroje, ale jego wybrańcy od początku turnieju w Nottingham grali bardzo dobrze. Byli skuteczni, skoncentrowani, potrafili świetnie bronić. Od początku czuło się ducha drużyny, a zasada „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” działała od meczu z Litwą do ostatniego spotkania z Rumunią. Grę Polaków oglądało się z wielką przyjemnością. Byliśmy o krok od ogrania Brytyjczyków, pokonaliśmy Włochów. W pozostałych meczach nasi hokeiści świetnie poradzili sobie z rolą faworytów. W taki sposób awans stał się faktem. I nie umniejszają tego sukcesu okoliczności. Trzeba oczywiście pamiętać, że gdyby nie wykluczenie Rosjan oraz Białorusinów, to o powrót do Elity byłoby trudniej. Drużynie należą się jednak gratulacje – bo pojawiła się wyjątkowa okazja i w dobrym stylu udało się ją wykorzystać. I za to, panowie, wielkie brawa!