– Zdenerwowałem się – stwierdza bokser. – Ale co mogłem zrobić? Zaakceptowaliśmy kolejną zmianę.
Mija kilka tygodni i znowu historia się powtarza: walka zaplanowana na styczeń odbędzie się w lutym. Powodem okazała się kontuzja Emiliana Marsiliego, który miał boksować podczas tej samej gali. Kamil Szeremeta przyznaje, że były to najcięższe przygotowania w życiu, że przeszedł piekło podczas treningów.
– Listopadowy termin był bardzo dobry, ponieważ miałem cztery miesiące na przygotowanie. Byłem bardzo zadowolony, że mogłem przejść cały obóz przygotowawczy – wspomina. – Nigdy w życiu tak długo nie przygotowywałem się do jednej walki.
Nadszedł długo wyczekiwany dzień. I Kamil zrobił to, co zapowiadał: walka skończyła się, zanim zaczęła się na dobre. – Dziękuję Bogu, że obyło się bez kontuzji. Nie mam żadnych obtarć czy siniaków. Wszystko poszło lepiej, niż się spodziewałem – powiedział nowy mistrz Europy w wadze średniej.
Zwycięstwo nad Włochem Alessandrem Goddim podczas gali w Rzymie jest największym sukcesem w zawodowej karierze młodego boksera. Na pewno będzie miało duży wpływ na pozycję w światowych zestawieniach. Dziś Kamil Szeremeta zajmuje 19. miejsce w zestawieniu najlepszych bokserów wagi średniej na świecie. Awansował o 16 pozycji w rankingu portalu statystycznego Boxrec.
Rodzina na piedestale
Obozy przygotowawcze, treningi, sparingi, walki, wyjazdy – tak w skrócie wygląda życie zawodowego pięściarza. W przypadku Kamila Szeremety jest inaczej, bo nie boks stawia on na pierwszym miejscu, ale żonę i córeczkę, dla której wywalczył pas.
– Rodzina jest na piedestale! Boks jest ważny, ale najważniejsza jest rodzina i zdrowie – podkreśla – nie moje, ale przede wszystkim zdrowie i szczęście bliskich. O to się modlę każdego wieczoru.
Nieocenionym wsparciem dla boksera jest żona Ania. Rozumie, że mąż musi wyjeżdżać do Warszawy na treningi, bo tylko tam może doskonalić swoje umiejętności pod okiem specjalistów. – Ania wie, że czasem trzeba wyjść poza strefę komfortu po to, aby coś w życiu osiągnąć – wyjaśnia Kamil Szeremeta.
Najpierw ślub, później urodziny Amelki odmieniły życie niepokonanego pięściarza. Kamil szaleje na punkcie córeczki. – Nie jest łatwo wyjeżdżać z domu, zwłaszcza teraz. To co robię, robię dla nich. Dla nich żyję. Trenuję, walczę, aby niczego nigdy im nie brakowało – mówi.
– Byłem przy Ani, kiedy rodziła, i widziałem, ile wtedy kobieta daje z siebie. Widziałem też, ile jest w tym bólu. I dziś mogę powiedzieć: nie ślub, ale obecność przy żonie, kiedy rodziło się dziecko, najbardziej utwierdziła mnie w tym, że kocham Anię nad życie – mówi. – Jestem szczęśliwy, że Bóg połączył nasze drogi, bo nigdzie indziej nie znalazłbym lepszej żony.
Ale życie sportowca to nie tylko sukcesy. I chociaż w przypadku Kamila ciężko mówić o porażkach, to jednak są momenty, kiedy zastanawia się, czy to, co robi, ma sens.
– Nigdy nie miałem obaw związanych z uprawianiem boksu. To praca jak każda inna. Niesie zarówno korzyści, jak i straty zdrowotne – mówi bokser. – Czy nie lepiej zostawić sport i znaleźć „normalną pracę”? Nie ukrywam, że chodziło o finanse. A jakie są realia w boksie, to większość pewnie wie – opowiada Kamil. – Dziś jest już lepiej – przyznaje. – Mam duże grono ludzi, którzy mi pomagają.
Wracają jednak myśli i pytania, po co to wszystko. Czy nie lepiej byłoby iść do pracy na osiem godzin?
– Wtedy myślę o swoich marzeniach, o pasji, o sławie, jaką mogę zdobyć przez ciężkie treningi, zdobywając kolejne tytuły. I wątpliwości znikają – mówi Kamil. – A moim marzeniem jest zapisać się w historii sportu jako dobry zawodnik.
W chwilach zwątpienia myśli kieruje nie tylko do żony, rodziny, przyjaciół. – Kiedy zaczynam narzekać, że boks jest tak ciężkim, pełnym wyrzeczeń sportem, że są ciężkie treningi i że wszystko mnie boli, zaczynam myśleć o ludziach, którzy naprawdę mają trudno – przyznaje. – O tych, którzy są chorzy i daliby wszystko, aby móc potrenować boks czy zająć się innym sportem.
Kamil Szeremeta przeszedł niełatwą drogę, by być w miejscu, w którym jest. – Ale marzenia się spełniają – potwierdza. I działa dalej.