29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Znalazły dom

Ocena: 4.7
2226

– Prosiliśmy o niepełnosprawne dzieci, bo te mają mniejsze szanse na adopcję – mówi Małgorzata Dyczewska. Wraz z mężem adoptowała dwie dziewczynki z zespołem Downa

fot. archiwum rodzinne

Zawodowo jest psychologiem dziecięcym, od ponad 20 lat pracuje w przedszkolach i poradniach. – Po pięciu latach po ślubie nie doczekaliśmy się z mężem dzieci. Nie robiliśmy badań, nie szukaliśmy „winnych” po jednej czy drugiej stronie, nie czułam też takiej konieczności, że muszę urodzić własne dziecko – opowiada Małgorzata Dyczewska. Zdecydowali się na adopcję. – Dziecko jest dzieckiem, uczucia opiekuńcze można przejawiać wobec każdego dziecka. Napisaliśmy we wniosku adopcyjnym, że chcemy być rodzicami dziecka niepełnosprawnego – mówi ze spokojem.

Nie bali się niepełnosprawności, w okresie studiów działali w środowisku dorosłych osób niepełnosprawnych intelektualnie. – One nie były dla nas niepokojące, obce. To są tacy sami ludzie jak my, tylko po prostu mniej samodzielni. Owszem, mają problemy poznawcze. Mają także problemy zdrowotne, ale te mogą przecież dotknąć każdego – uzasadnia pani Małgorzata. Jak wyjaśnia, adoptując dziecko, przyszli rodzice zakładają, że ma być ono zdrowe, bez „obciążeń”. – Z mojego doświadczenia zawodowego wynika, że każde dziecko odrzucone w okresie prenatalnym przez matkę będzie miało deficyty poznawcze, emocjonalne – ocenia pani Małgorzata.

Ala przyszła na świat w grudziądzkim szpitalu. Rodzice biologiczni nie wiedzieli, że będzie miała zespół Downa i nie zaakceptowali upośledzenia. Po porodzie mama przyniosła do położnej przygotowaną wyprawkę: „Nie będzie nam już potrzebna”. Ala trafiła do domu dziecka. Takie dzieci jak ona nie mają szans na adopcję. Tymczasem stał się cud. Po dwóch latach Ala znalazła dom i kochających rodziców.

– Po czterech latach zdecydowaliśmy się na kolejną adopcję. Pomyśleliśmy, że przecież kiedyś nas zabraknie, więc Ala powinna mieć rodzeństwo – opowiada pani Małgorzata. Wiktoria miała zespół Downa, mimo dwóch lat nie potrafiła chodzić, nawet nie raczkowała. – Kiedy pojechaliśmy po nią do Krakowa okazało się, że ma mnóstwo chorób towarzyszących – mówi mama Wiktorii. – Niemal każdy układ w organizmie był zaatakowany: problemy z przewodem pokarmowym, niesprawne nerki, płuca, alergia, poza tym była wcześniakiem. – Przed adopcją za rzadko jeździliśmy w odwiedziny do dziecka i trochę się przeraziłam, był moment kryzysowy – ocenia pani Małgorzata. – Po miesiącu dojrzałam, wiedziałam, że dam radę.

Wiktoria, podobnie jak Ala, została zostawiona przez rodziców biologicznych, którzy jednak wiedzieli wcześniej, że należy spodziewać się dziecka z zespołem Downa. I pozwolili mu przyjść na świat.

Dziś dziewczynki mają piętnaście i dziewięć lat. – Nie mam większych trudności w wychowywaniu moich dzieci. Owszem, częściej zapadają na infekcje, ale u nas już ten etap mamy za sobą, nie ma większych problemów zdrowotnych – podkreśla mama. Dziewczynki mają świetny kontakt. Są ze sobą bardzo mocno związane, nawet krótka rozłąka oznacza dla nich wielką tęsknotę. – Każda ma swoje mocne strony, obie uczą się w profilowanej szkole, jedna umie czytać, tańczyć, druga śpiewać, obsługują komputer, tablet. Same robią śniadanie, kolację, same się ubierają, myją. Wszystkie czynności trwają, czasem może to irytować. Oczywiście, że nie zawsze jest kolorowo – przyznaje szczerze pani Małgorzata. – Uczymy się czegoś, a potem okazuje się, że ta umiejętność zanika. Mam świadomość, że całe życie dziewczynki będą zależne od innych w codziennych czynnościach. Ale w wielu dziedzinach nas przerastają – podkreśla. – Są bardziej czułe i bardziej emocjonalne, niż osoby w pełni sprawne. Nie zawsze rozwiną wyższe emocje, zawsze będą jak dzieci, ale mają niezwykłą łatwość okazywania uczuć i niezwykle rozwiniętą zdolność odczytywania ich u innych. Nieraz trzeba maskować swoje emocje, bo dziewczynki wychwycą najmniejszy smutek czy zamyślenie.

– W żadnym momencie nie żałuję decyzji, nigdy nie miałam zawahań – stwierdza pani Małgorzata. Uważa swoją sytuację za rodzaj równowagi: z jednej strony są dzieci, które nie mają rodziców, a z drugiej rodzice, którzy nie mają dzieci. Podkreśla, że przeciwna jest aborcji. – Nie ze względów religijnych, ale nauka, biologia określają, kiedy zaczyna się życie, więc aborcja to forma zabójstwa. Znam wiele dzieci obciążonych chorobami czy wadami genetycznymi. Czy to znaczy, że trzeba je zabić? Są pełnowartościowymi ludźmi. Eliminacja słabszych, dzieci nienarodzonych kojarzy mi się z holocaustem – zaznacza.

O Ali i Wiktorii nie mówi, że są to dzieci chore czy zdrowe, ale że są to jej dzieci.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Dziennikarka, absolwentka SGGW i UW. Współpracowała z "Tygodnikiem Solidarność". W redakcji "Idziemy" od początku, czyli od 2005 r. Wyróżniona przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich w 2013 i 2014 r.

- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter