Noc z 20 na 21 sierpnia 1942 roku warszawiacy zapamiętali na długo.
Jeszcze przed 23.00 na nogi postawił ich warkot nadlatujących samolotów i przeraźliwy huk wybuchających bomb. Momentalnie wróciły dramatyczne wspomnienia z września 1939 r. Tym razem jednak nie za sprawą Niemców..
Jeszcze niedawno mieszkańcy okupowanej stolicy wiązali z wybuchem wojny niemiecko-sowieckiej ogromne nadzieje. Śmiercionośne akcje bombowców Armii Czerwonej – a wśród nich bombardowanie sprzed 81 lat – szybko jednak brutalnie sprowadziły ich na ziemię.
Już w pierwszych dniach po agresji Niemiec na Związek Sowiecki (22 czerwca 1941 r.), Warszawa – ważne zaplecze dla Wehrmachtu – stała się dla Stalina celem ataków lotniczych. Okupanci bagatelizowali to zagrożenie, propagandowo rozgłaszając jedynie sukcesy lądowej ofensywy na froncie wschodnim. Aż do sierpnia 1942 r. Warszawa uchodziła wśród Niemców za bezpieczne miasto na dalekich tyłach frontu.
20 sierpnia 1942 r. o zmroku, kwadrans przed godz. 23.00, nad okupowaną stolicę nadleciało kilkadziesiąt bombowców Ił-4 i Jer-2 z 45. Dywizji Lotnictwa Bombowego Dalekiego Zasięgu. Przez około dwie godziny sowieckie maszyny zrzuciły ok. 250 bomb burzących i zapalających.
Liczba ofiar nalotów różni się w zależności od źródeł. W sprawozdaniu Wydziału II Komendy Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej – powołującym się na raporty tzw. policji granatowej, pogotowia ratunkowego, szpitali warszawskich i magistratu Warszawy – „ilość ofiar śmiertelnych wśród ludności polskiej wynosi ca 890, ilość rannych – ca 1200, wśród niemieckiej cywilnej ludności zabitych ca 270, rannych ca 400. Wśród szeregowych wojska niemieckiego dokładną ilość ofiar ustalić trudno. Z informacji, pochodzących z różnych źródeł, można przyjąć, że zostało zabitych i rannych ok. 500 szer[egowych] wojska niem[ieckiego]".
Fot. Bombowiec Jer-2 wykorzystywany w nalotach na Warszawę, fot2. wikimedia (domena publiczna)
Inne dane podaje „Biuletyn Informacyjny AK", a za nim Władysław Bartoszewski w książce „1859 dni walczącej Warszawy", określając straty wśród warszawiaków na ogółem ok. 1000 osób, z czego 800 rannych i 200 zabitych. Wśród osób, które straciły życie, był m.in. znany fizyk prof. Józef Patkowski. W bombardowaniach zginęło także co najmniej kilkudziesięciu niemieckich żołnierzy.
Atak przeprowadzono nocą, co dodatkowo zwiększało skalę tragedii. Fakt ten nie uszedł uwadze dowódcy AK gen. Stefana Roweckiego „Grota", który w raporcie do Rządu RP w Londynie informował: „Bombardowanie wykonane nocą z nadmiernej wysokości mimo braku OPL [obrony przeciwlotniczej – red.] robiło wrażenie bezładnego, terrorystycznego".
Wśród kluczowych warszawskich obiektów, które miały stać się celami bombardowań, wymienić należy: lotniska na Okęciu i Bielanach, koszary w różnych częściach miasta, forty Bema i Wola (w wyniku nalotu zginęło ponad 100 jeńców wojennych, w przeważającej mierze sowieckich), linie kolejowe (dworce: Gdański, Wschodni i Zachodni), warsztaty produkujące na rzecz Wehrmachtu, a także szpitale wojskowe.
Tylko część z wymienionych miejsc została skutecznie zbombardowana. W jakim stopniu był to wynik nieudolności pilotów? Nie sposób stwierdzić, choć już tydzień po nalocie wywiad AK meldował: „Bombardowanie planowano na następujące obiekty: dworce, Urząd Telekomunikacyjny, Bielany, Okęcie, Gestapo na Szucha, Pasta. Żaden z domniemanych celów nie ucierpiał!".
Nocny nalot, choć dalece nieprecyzyjny, w poważnym stopniu sparaliżował miasto. Uszkodzeniu uległy m.in. tory tramwajowe i sieć energetyczna.
Bombami burzącymi trafionych zostało około 50 budynków mieszkalnych, bomby zapalające wznieciły 40 pożarów. W związku z uszkodzeniem jednego z pawilonów Domu ks. Boduena przy ul. Nowogrodzkiej 75 ewakuowano 200 dzieci do przytułku w Górze Kalwarii
– pisze Bartoszewski. Dla porównania we wspomnianym wcześniej sprawozdaniu AK szczegółowo wyliczono: „Bomby zburzyły ogółem całkowicie 15 domów mieszkalnych, uszkodziły 19, dotknęły 6 obiektów przemysłowych i 4 obiekty wojskowe".
Jak podkreślono, nalot całkowicie zaskoczył Niemców, którzy włączyli syreny alarmowe dopiero po pięciu minutach. Obrona przeciwlotnicza w praktyce nie zadziałała.
Na uwagę zasługuje opis panicznej wręcz reakcji niemieckich żołnierzy: „Informatorzy nasi jednogłośnie stwierdzają, że zachowanie się szeregowych niem[ieckich] po ogłoszeniu alarmu było niezwykle tchórzliwe. Bezpośrednio po zarządzeniu alarmu szeregowi ze swoich kwater tylko w bieliźnie bez ubrania wierzchniego i broni uciekali w pole, jak najdalej od miejsca postoju. Wypadki spokojnego opuszczania koszar i schodzenia do schronów nie miały miejsca. W dwóch miejscach wartownicy przy koszarach również opuścili swoje posterunki".
W kontraście z postawą żołnierzy Wehrmachtu pozostaje reakcja niemieckich cywilów, którzy mieli z zachowaniem dyscypliny zareagować na wezwanie władz miasta do opuszczenia mieszkań i zejścia do schronów.
Zachowanie się Polaków na ogół było brawurowe
– stwierdza autor sprawozdania, choć – od razu tłumaczy – „zdarzały się wypadki rabowania rozbitych sklepów, przechodniów, mieszkań, a nawet obrabowywanie ciężko rannych".
Bardziej jednoznacznie zachowanie Niemców po bombardowaniu oceniano na łamach „Biuletynu Informacyjnego AK" z 27 sierpnia: „W ciężkim przejściu, jakim dla ludności Warszawy był nalot sowiecki, dużą pociechą było wyjątkowo tchórzliwe zachowanie się Niemców, zarówno wojskowych jak i cywilnych. Szukając schronienia w pewniejszych, jak im się zdawało, domach polskich, wpadali tam dosłownie bez portek, trzęsąc się ze strachu".
W raporcie polskiego podziemia wspomniano także o niepokojącym zachowaniu mieszkających w Warszawie sympatyków komunizmu, sugerując ich współpracę z sowieckim lotnictwem. Co więcej – czytamy dalej – „podczas akcji bombardującej zrzucono desant w polu w rejonie ul. Wiatracznej i Stanisławowskiej (Grochów)", czego dowodem były dwa znalezione spadochrony.
Co legło u podstaw decyzji o bombardowaniu Warszawy? Nie sposób jednoznacznie wskazać wszystkie motywacje sowieckiego dowództwa. Rozmiar zniszczeń spowodowanych nalotem zdaje się świadczyć o potraktowaniu miasta jako strategicznego celu wojennego. Czy jednak dla Stalina nie liczył się bardziej efekt psychologiczny ataku? Powszechnie znana jest jego mściwość i antypolska fobia. Dyktator Związku Sowiecki nigdy nie wybaczył Polakom zwycięstwa z 1920 r., czego najbardziej tragicznym wyrazem była tzw. operacja polska NKWD z lat 1937-1938. Zastanawiające, że do bombardowania Warszawy z sierpnia 1942 r. doszło niedługo po... ochłodzeniu relacji polsko-sowieckich spowodowanym wyjściem Armii Andersa z ZSRR. Fakt ten musiał wywołać gniew na Kremlu...
Na nieczyste intencje Sowietów zwracał uwagę ambasador RP w Londynie Edward Raczyński już dwa tygodnie po nalocie.
Bombardowanie przeprowadzone nocą z 20 na 21 sierpnia 1942 r. było prawdziwym ciosem dla mieszkańców Warszawy, od prawie trzech lat zmagających się z koszmarem niemieckiej okupacji. Nie minęły jednak dwa tygodnie, a miastem wstrząsnęła wieść o kolejnym sowieckim ataku z powietrza. Tym razem Stalin wybrał symboliczną dla Polaków datę, rujnując stolicę nocą z 1 na 2 września.
W maju 1943 r. lotnictwo Armii Czerwonej przeprowadziło następny zmasowany nalot na miasto. Dziwnym trafem zaledwie miesiąc wcześniej Niemcy poinformowali o odkryciu w Lesie Katyńskim zbiorowych mogił polskich oficerów – ofiar sowieckiej zbrodni dokonanej wiosną 1940 r... I tym razem Stalin postanowił ukarać Warszawę, zrywając wcześniej stosunki dyplomatyczne z Rządem RP na Uchodźstwie.