16 kwietnia
wtorek
Kseni, Cecylii, Bernardety
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Z misją w Kurdystanie

Ocena: 0
2026

– Na każdego imigranta w Europie wydajemy tysiące euro, tam na miejscu rodzinie wystarczy 100 dolarów na kilka miesięcy – opowiada ppor. Bartosz Rutkowski, założyciel Fundacji Orla Straż wspierającej ofiary działań Państwa Islamskiego

Bartosz Rutkowski (pierwszy z prawej) z rodziną dowódcy
jednostki chrześcijańskiej oraz członkami ekipy TV

Z kmdr. ppor. rez. Bartoszem Rutkowskim, wolontariuszem na Bliskim Wschodzie, rozmawia Monika Odrobińska

 

Jak znalazł się Pan w Kurdystanie?

Siódmego października 2015 r. przyszedłem do pracy w Ośrodku Szkolenia Nurków i Płetwonurków Wojska Polskiego w Gdyni. Przejrzałem wiadomości – przeczytałem o 12-letnim chłopcu, któremu pod Aleppo terroryści z organizacji Państwo Islamskie (IS) najpierw odcięli opuszki palców, a potem ukrzyżowali, bo był chrześcijaninem. Mój syn był w tym samym wieku. Pomyślałem, czy mógłbym coś zrobić. Wieczorem porozmawiałem o tym z żoną i z rodzicami, z którymi mieszkamy. Zrozumieli. Zacząłem się pakować. Żeby wyjechać, musiałem rozstać się z mundurem, do czego zresztą od dwóch lat – po 22 latach w armii – miałem prawo. Jedną trzecią pieniędzy z wojskowej odprawy przeznaczyłem na wyjazd. No i wyjechałem.

 

Tak w ciemno?

Nie do końca ufam przekazom medialnym, więc informację o ukrzyżowanym chłopcu potwierdziłem w organizacji charytatywnej. W Aleppo zginęły też jej dwie pracownice, które najpierw zgwałcono, a potem obcięto im głowy. Pierwszego lutego 2016 r. zostałem emerytem, a szóstego wsiadłem do autokaru do Warszawy, stamtąd do Lwowa, a potem samolotem do Stambułu i kolejnym rejsem do Irbilu w północnym Iraku. Ostatnie 150 km pokonałem taksówką.

 

I co dalej?

Wyjechałem jako współpracownik TV Republika – legitymacja prasowa otworzyła mi wiele drzwi. Chciałem na własne oczy zobaczyć, czy jest komu pomagać i jeśli tak, to w jaki sposób. Jeszcze przed wyjazdem myślałem, że zostanę wolontariuszem, ostatecznie zdecydowałem się założyć własną fundację – Orla Straż. Chciałem pomagać chrześcijańskim żołnierzom, ale przez przypadek trafiłem do jazydów [jazydyzm łączy elementy islamu, chrześcijaństwa nestoriańskiego, pierwotnych wierzeń indoirańskich, kurdyjskich oraz judaistycznych – przyp. red.]. Chrześcijanie są świetnie zorganizowani, a codziennie życie jazydów to dramat. Rodzina, u której się zatrzymałem w lutym, dziś mieszka z dziećmi nad brzegiem rzeki w czymś z pustaków – nie powiem „w budynku” – przykrytym dachem falistym. W dzień mają tam 43 st. C.

 

Czy to obóz dla uchodźców?

Nie. Choć z naszego punktu widzenia obozy fundują tragiczne warunki bytu, to dla tamtejszych uchodźców są namiastką stabilności: mają tam jedzenie, dostęp do opieki medycznej. Jednak ludzie, o których mówię, nie są uchodźcami, bo nie opuścili swojego kraju. To są przesiedleńcy, uciekli z miejsca zamieszkania do innej wioski przed IS. Często mieszkają w lepiankach z gliny i trzciny, w namiotach z worków po ryżu. Kobieta, którą spotkałem, nie dostała statusu uchodźcy, ponieważ czekała na córkę przebywającą w niewoli u terrorystów z IS, przez których ta zresztą była gwałcona. Po status zgłosiły się za późno. Przesiedleńcy mają ogromny problem uzyskaniem pomocy dużych organizacji.

 

A czego potrzebują?

Przede wszystkim pomocy humanitarnej, bo cierpią chłód, głód, brud, brak dostępu do opieki lekarskiej. Dla nich 50 kg ryżu za 18 dolarów to realna pomoc. Teraz zebrałem pieniądze na leczenie pięcioletniego Quassima, który cierpi na chorobę jelit i ma założoną stomię, a mieszka w namiocie. Ludzie potrzebują tam pieniędzy, bo okupy za członków rodziny, jakich żądają od nich terroryści z IS, rujnują ich. Przy mnie kobieta otrzymała MMS: zdjęcie pobitej córki klęczącej pod ścianą z informacją: wróci do ciebie za 12 tys. dolarów. Więc organizują pieniądze, ale potem nie mają na jedzenie czy środki higieny. Kurdystan jest w fatalnej sytuacji – na 5 mln mieszkańców blisko 2 mln to uchodźcy lub przesiedleńcy. Kraj jest w ciężkim kryzysie ekonomicznym. I to nie z winy rządu, bo jego urzędnicy już obcięli swoje dochody o 70 proc. Przy kasach w sklepach stoją puszki na datki dla żołnierzy, którzy czasem od paru miesięcy walczą bez żołdu, nie mając nawet apteczek!

 

Nie stać ich?

Kiedy wyjechałem do Iraku po raz drugi, w czerwcu, odwiedziłem oddział, w którym na 105 żołnierzy nie było ani jednej apteczki. Zostawiłem im swoją. Tam niezbędna jest pomoc militarna: broń i szkolenia, by mogli sami zadbać o swoje bezpieczeństwo. Oni chcą walczyć i błagają o broń! Potrzebują wyposażenia, począwszy od hełmów i kamizelek kuloodpornych. Załatwiłem z ich rządem zgodę na przewiezienie środków medycznych używanych na polu walki. Koszt jednej takiej apteczki to blisko 500 zł, większych – ponad 2000 zł, ale pozwolą one medykowi utworzyć minipunkt pomocy i opatrywać jednocześnie rany krwotoczne, rany po oderwaniu kończyny czy zabezpieczyć klatkę piersiową po postrzale. Chcę też zawieźć hełmy dla nastolatków.

 

Czy należy wyposażać żołnierzy, którzy idą zabijać?

Wiele fundacji odcina się od pomagania żołnierzom i skupia się na ratowaniu dzieci. Ale za każdym dzieckiem musi stać żołnierz, by było ono bezpieczne! Wiara katolicka, której jestem wyznawcą, akceptuje prowadzenie wojen sprawiedliwych. „Nie zabijaj” tłumaczy się jako „nie morduj bez powodu”.

Abp Baszszar Warda CSsR, arcybiskup Irbilu, tłumaczył mi, że dyplomacja na nic się tu zda. Morderców albo się zatrzyma i uratuje rzeszę cywilów, albo się im odda wszystko. Tamtejsze chrześcijaństwo sięga II w. Są świątynie liczące 1700 lat, dokumenty sprzed 1500 lat. I oddać to na zniszczenie? W imię bajek o humanitaryzmie? Ze względu na strach? Taką postawą skazujemy konkretnych ludzi na niewolę lub śmierć. Tu nie ma z kim się dogadywać. W imię wiary jedni podrzynają gardła, a drudzy są gotowi bronić niewinnych. Państwo kurdyjskie chce przetrwać i chce być państwem wieloetnicznym, jak było dotychczas, zanim najechali na nie terroryści z IS. Zbieram też środki na wdowy i sieroty po żołnierzach muzułmańskich, którzy zginęli pomagając chrześcijanom.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 16 kwietnia

Wtorek, III Tydzień wielkanocny
Ja jestem chlebem życia.
Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 30-35
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter