25 kwietnia
czwartek
Marka, Jaroslawa, Wasyla
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Wspomnienia łączniczki

Ocena: 0
1519

Na postumencie zastygła w biegu młoda dziewczyna z brązu, schludnie ubrana, z torebką pod pachą. Tak wyglądałyśmy bardzo rzadko.

Kilkanaście lat temu zostałam zaproszona na uroczystość odsłonięcia pomnika łączniczki w Józefowie pod Warszawą. Ucieszyłam się niezmiernie – byłam wszak jedną z nich, a nikt wcześniej nie wpadł na pomysł, aby nas tak uczcić. Był to chyba pierwszy taki pomnik w Polsce. Opiekę nad nim objęli harcerze, bliscy memu sercu, ponieważ z tego ruchu się wywodzę. Atmosfera panowała odświętna, wzruszająca, wspaniała.

Pomnikowa dziewczyna przyciągała oczy zebranej publiczności. Rozśmieszyła mnie jednak trochę wizja twórcy pomnika, bo tak wyglądałyśmy może przy specjalnych okazjach, np. podczas odprawy w sztabie dowódcy. Na co dzień my, łączniczki, gońcy, biegaliśmy w tym, co się miało od początku powstania: w niepranych spódnicach, pogniecionych bluzkach, w przybrudzonych pyłem z sypiących się murów swetrach lub kurtkach, ledwo trzymających się letnich pantoflach – powstanie miało potrwać tylko kilka dni – no i bez żadnych torebek (rozkazy trzymało się konspiracyjnie po kieszeniach, za biustonoszem itp.). Trzeba było jak najszybciej dotrzeć do celu i załatwić sprawę, nie patrząc na deszcz, błoto, ogień czy pył. O elegancji można było myśleć jedynie w pierwszych tygodniach powstania. A wracając na kwaterę, trzeba było jeszcze zdobyć się na uśmiech, aby pomimo zmęczenia, tragicznych warunków i przeżyć bractwo mogło się pozbierać. Uśmiech i humor i nam pozwalały przeżyć i podnosiły na duchu. Zwłaszcza gdy któraś została ranna.

W niewielkim, zaimprowizowanym szpitaliku, pośród noszy z rannymi chodzi kapelan. Zatrzymuje się przy niektórych, udziela rozgrzeszenia in articulo mortis. – A co tobie, synku? – robi leżącemu krzyżyk na czole. Ale spod koca wysuwa się warkoczyk. – Ja nie synek – szepcze ranna łączniczka. – O! Przepraszam, przepraszam, przecież to najprawdziwsza Emilia Plater – odpowiada niestropiony ksiądz.

Mija już 72. rocznica Powstania Warszawskiego i jak co roku pojawią się zapewne w radiu, telewizji i prasie echa tamtych wydarzeń. Pisałam już o tym wielokroć. Czym się wobec tego mogę jeszcze podzielić z czytelnikami, z młodszym już wszelako pokoleniem dzisiejszych zapędzonych, zagonionych przez przelotowość i pośpiech współczesnego świata, zasypywanych mnóstwem rocznic i upamiętnień?

A może jednak coś mi się uda? Dlaczego właściwie nie miałabym napisać o służbie łączności wojskowej – radio, telefon, telegraf – bez której żadna walka odbyć się nie może. Traktowanej jakby trochę na uboczu, trochę na marginesie szumnych zwycięstw, a nawet i klęsk, służbie bez łopotu sztandarów, bez bitewnego męstwa.

Kazimierz Malinowski ps. „Mirski” tak napisał we wstępie do swej obszernej monografii, poświęconej działalności oddziałów łączności Komendy Głównej AK w czasie okupacji hitlerowskiej i Powstania Warszawskiego: „Łączność jest niezwykłym środkiem dowodzenia. Dowódca jej pozbawiony jest w położeniu człowieka ślepego i jednocześnie niemego, a więc niezdolnego do dowodzenia”. A zakończył stwierdzeniem, że „żołnierze służby łączności zaszczytnie wypełnili powierzone im zadanie”.

W czasie walk powstańczych łączność była bronią konieczną. Pociski bowiem rozrywały połączenia naziemne, rozwalały centrale telefoniczne, a wtedy najskuteczniejsza okazywała się praca łączniczek.

Jak co roku odwiedzę wojskowe Powązki, by zapalić znicze na grobach towarzyszy broni. Niech będzie mi wolno ostatnie słowa tego artykułu poświęcić memu dowódcy. Tylko bowiem jemu nie będę mogła znicza zapalić. Po wielu latach jego prochy wróciły z Londynu do kraju, do rodzinnego miasta – do Łodzi. Jemu, wspaniałemu człowiekowi, który był dla nas troskliwym ojcem, a nie tylko autorytetem.

Bo Pan, Panie Pułkowniku, był z typu ludzi, których się nie podtrzymuje; to Pan nas podtrzymywał. To Pan – gdy Powstanie upadło – w tragicznych dniach kapitulacji – nie pozwolił, aby „wkradło się rozprężenie, zwątpienie i gorycz”, tłumacząc nam cierpliwie, „jakie są obowiązki żołnierza, w najbardziej krytycznej nawet chwili”. To Pan napisał te piękne słowa w moim pamiętniku, które stały się mottem życiowym łączniczki „Aliki”. To Panu jestem za to wszystko wdzięczna, Pułkowniku Edwardzie Pfeiferze ps. „Radwan”, Dowódco I Obwodu Śródmieście Północ.

Halina Cieszkowska ps. "Alika"
fot. Michał Ziółkowski

Idziemy nr 34 (568), 21 sierpnia 2016 r.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 25 kwietnia

Czwartek, IV Tydzień wielkanocny
Święto św. Marka, ewangelisty
My głosimy Chrystusa ukrzyżowanego,
który jest mocą i mądrością Bożą.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Mk 16, 15-20
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter