Czy określenie zasad korzystania przez uczniów w szkole z telefonów, na co decyduje się coraz więcej placówek, faktycznie działa?
fot. FreepikW warszawskiej Społecznej Szkole Podstawowej nr 11 STO „Toruńska” na przerwach bywa tak gwarno, że w korytarzu zamontowano panele dźwiękoszczelne. Jedne dzieci biegają i skaczą na skakance, inne grają w piłkę, berka lub planszówki. Są i takie, które z książką zaszywają się w „kąciku ciszy”. Ani na korytarzu, ani na podwórzu nie widać nikogo, kto siedziałby z nosem w telefonie.
W Polsce nie istnieje odgórny zakaz używania smartfonów w szkołach, jednak każda placówka może sama regulować zasady korzystania z elektroniki. – My z tej możliwości korzystamy, i to od wielu lat – mówi Małgorzata Kamińska, dyrektor szkoły. – Uczniowie zostawiają telefony w przeznaczonych do tego skrzyneczkach, które na czas lekcji trafiają do szafki w pokoju nauczycielskim. Urządzenie przestaje rozpraszać dopiero, gdy zniknie z zasięgu wzroku – dodaje.
Telefony wracają do uczniów po ostatniej lekcji. Z wyjątkiem sytuacji, w których zachodzi potrzeba skorzystania z nich np. w celach edukacyjnych czy kontaktu z rodzicami.
ZAMIAST EKRANU
W Społecznej Szkole Podstawowej nr 96 im. Świętej Rodziny w Otwocku brak telefonów pobudza uczniów do kreatywnego myślenia. Nikogo nie dziwi widok dzieci, które jadąc autokarem na wycieczkę szkolną, grają w karty lub dziergają na szydełku. „Uczniowie z klas 0–3 nie posiadają własnych telefonów komórkowych, smartwatchy, komputerów. Dotyczy to także domu ucznia” – czytamy w broszurze „Polityka cyfrowa szkoły”, którą stworzono we współpracy nauczycieli z rodzicami. Dokument przypomina, że nauczyciele nie mogą obligować uczniów – poprzez prace domowe i przygotowywanie materiałów – do korzystania z wymienionych urządzeń. „Dziecko nie ma w domu komputera do własnej dyspozycji. Do kontroli czasu wystarcza analogowy zegarek” – to fragment programu profilaktyczno-wychowawczego. W otwockiej szkole uczniowie dopiero w czwartej klasie mogą dostać własny telefon komórkowy – klawiszowy, służący wyłącznie do dzwonienia i wysyłania SMS-ów. Korzystanie z urządzeń z funkcją smart i dostępem do internetu zarezerwowane jest dla ósmoklasistów. I to dopiero po zainstalowaniu narzędzi kontroli rodzicielskiej.
Bywa, że rodzice, którzy chcieliby opóźnić wiek wręczenia dziecku pierwszego telefonu, obawiają się, że ich pociecha będzie odstawała od grupy, a nawet zostanie z niej wykluczona. – Wprowadzając regulacje odnośnie do zasad korzystania z urządzeń elektronicznych, chcieliśmy stworzyć bezpieczne środowisko edukacyjne, w którym nie ma tego typu presji lub jest ona znacznie mniejsza – mówi ks. Sebastian Sobkowiak MSF, wicedyrektor otwockiej placówki. Tłumaczy, że takie zasady są rodzajem prewencji: – Opóźniając wiek regularnego korzystania z ekranów, opóźniamy też wiek kontaktu dziecka z niechcianymi treściami. Nie bez przyczyny konto w mediach społecznościowych formalnie założyć można dopiero po ukończeniu trzynastego roku życia. Wcześniej to narzędzie jest w rękach dziecka po prostu niebezpieczne.
Na podobne regulacje decyduje się coraz więcej polskich szkół. I to zarówno prywatnych, jak i państwowych. Najczęściej placówki te wychodzą jednak z założenia, że sam zakaz to za mało. Równie ważna jest edukacja w zakresie higieny cyfrowej. Stąd duża liczba szkół równolegle do zapisów statutowych realizuje rozmaite kampanie, programy, lekcje i warsztaty, z których dzieci i rodzice wychodzą z większą świadomością zagrożeń, jakie niesie korzystanie z urządzeń cyfrowych.
– Im więcej wiemy o niekorzystnym wpływie ekranów, tym większa szansa, że będziemy chcieli zmienić nasze podejście – mówi Aleksandra Gil, trener profilaktyki zdrowia psychicznego z Fundacji Edukacji Zdrowotnej i Psychoterapii (FEZiP). Zaznacza, że smartfon stał się jedną z najniebezpieczniejszych form ucieczki od trudnych emocji. Stąd droga do uzależnienia jest już bardzo krótka.
Zdaniem trenerki uczeń, który zabiera ze sobą do szkoły smartfon, nie daje sobie szansy na odpoczynek. – Rozbrzmiewa dzwonek na przerwę, a z kieszeni i plecaków uczniów zaczynają wychodzić telefony z grami, aplikacjami i niezmierzoną ilością wiadomości i powiadomień, na które trzeba niezwłocznie odpowiedzieć. Po 45 minutach intensywnej pracy intelektualnej – dodaje Aleksandra Gil – młody mózg, zamiast odpocząć, zostaje zbombardowany kolejną porcją bodźców. Jeżeli dołożymy do tego epidemię zaburzeń snu, trudno się dziwić, że mamy wysyp stanów lękowych i depresji wśród dzieci i młodzieży.
SKUPIĆ SIĘ? ALE JAK?
Stan ciągłego rozproszenia uwagi wynikający z oczekiwania na wiadomości i powiadomienia to kolejny skutek nadużywania ekranów. – W ramach promocji higieny cyfrowej FEZiP prowadzi w szkołach warsztaty profilaktyczno-diagnostyczne. Okazuje się, że na rozwiązanie tego samego zadania młodsze grupy (12.–13. r.ż.), w których zasady korzystania z ekranów są ustalone i egzekwowane, potrzebują kilkunastu minut, a starsza młodzież (ok. 16. r.ż.), której już nikt nie pomaga w zarządzaniu ilością aktywności online, potrzebuje dwa razy więcej czasu. To potwierdza, że im częstszy i dłuższy kontakt z elektroniką, tym mózg staje się bardziej przebodźcowany, a co za tym idzie – rozproszony i mniej sprawny. Wpatrywanie się w ekran niekorzystnie wpływa na umiejętności poznawcze, m.in. myślenie, kreatywność i podejmowanie decyzji, co skutkuje spadkiem ilorazu inteligencji.
Nie mówiąc już o cichym wrogu dzieci i młodzieży, jakim jest zespół stresu elektronicznego (ZSE). Objawia się on jednocześnie nadaktywnością i apatią, brakiem zainteresowania i nieustannym poczuciem znużenia. – Nadmierny kontakt z ekranem zaburza prawidłową pracę mózgu i neuroprzekaźników do tego stopnia, że dochodzi do fizycznych zmian w strukturach organu – tłumaczy Aleksandra Gil. – Niemiecki neurobiolog i psychiatra prof. Manfred Spitzer porównał skan mózgu narkomana uzależnionego od kokainy ze skanem mózgu osoby uzależnionej od mediów społecznościowych. W obu przypadkach zdegradowane były te same obszary mózgu. To zastanawiające, że dostęp do nikotyny czy alkoholu obwarowany jest ograniczeniami, ale obostrzenia nie dotyczą urządzeń elektronicznych, których skutki nadużywania są porównywalne z nadużywaniem substancji psychoaktywnych. Nie mówiąc już o tym, że na siedzenie z nosem w smartfonie istnieje przyzwolenie społeczne.
Za tym, że warto regulować zasady korzystania z telefonów w szkołach, przemawiają liczne przykłady krajów, które na taki krok się zdecydowały. We francuskich placówkach już po roku od wprowadzenia w 2018 r. zakazu użytkowania smartfonów odnotowano znaczną poprawę w obszarze edukacji i przyswajania wiedzy. We Włoszech, gdzie uczniowie oddają smartfony na początku dnia szkolnego i odbierają po lekcjach, zaobserwowano zwiększoną umiejętność skupienia i koncentracji. W wielu stanach USA (Ohio, Kolorado, Maryland, Connecticut, Pensylwania, Wirginia i Kalifornia) wprowadzenie zakazu zniwelowało problem cyberprzemocy w szkołach. Odgórny zakaz używania smartfonów obowiązuje również w placówkach w Holandii, Finlandii, Australii (Tasmania), Wielkiej Brytanii i Chinach.
Rzecznik praw dziecka Monika Horna-Cieślak zapowiada, że w najbliższym czasie w polskich szkołach taki zakaz nie zostanie oficjalnie wprowadzony. Pytanie, czy w obliczu niekorzystnych zmian – nie tylko społecznych i psychicznych, ale wręcz ewolucyjnych – które pojawiają się w następstwie nieregulowanego korzystania z ekranów, profilaktyka w postaci takiego zakazu nie staje się koniecznością.