Jedną z najlepszych rzeczy, jakie możemy zrobić dla naszych dzieci, to nauczyć je dobrze pracować.

Dyslaboria – ktoś dowcipny nazwał tak chroniczną niechęć do pracy, niewątpliwie plasującą się wysoko na liście spotykanych powszechnie dysfunkcji. Praca hartuje, lenistwo marnuje – mówi przysłowie. Znamy osoby, które faktycznie zmarnowały swoje talenty i zaprzepaściły życiowe szanse przez własne lenistwo. Nauczyciele twierdzą, że większe sukcesy odnoszą uczniowie mniej zdolni, lecz pracowici niż utalentowane obiboki. Ludzie zdolni, lecz leniwi często źle kończą, próbując iść na skróty. Czują też frustrację z powodu przepaści między tym, co mogliby osiągnąć, a miejscem, gdzie wylądowali poniekąd na własne życzenie.
Jedną z najlepszych rzeczy, jakie możemy zrobić dla naszych dzieci, to nauczyć je dobrze pracować. W encyklice „Laborem exercens” Jan Paweł II pisze, że praca stanowi podstawowy wymiar bytowania człowieka i przez nią w dużej mierze urzeczywistnia się jego człowieczeństwo, a w książce „Osoba i czyn” zauważa, że praca przemienia nie tylko rzeczywistość wokół, lecz kształtuje wnętrze. Stąd od najmłodszych lat warto uczyć dzieci pracować dobrze, solidnie, do końca i… chętnie. Jasne, że skażona natura będzie stawiać opór. Ale nie dajmy się i małymi krokami idźmy w dobrym kierunku. Domowe dyżury, wspólna praca („wspólny czas” nie musi oznaczać tylko rozrywki), szukanie okazji, by starsze dzieci pracowały zarobkowo, docenianie dobrze wykonanej pracy i samego włożonego w nią wysiłku, bycie przykładem osób, które nie marnują czasu i wykonują pracę dobrze i do końca… Oprócz tego nieustępowanie „dla świętego spokoju”, gdy dziecko głośno protestuje lub jęczy, próbując wymigać się od pracy albo stwierdza, że „nie umie” (po angielsku taką postawę żartobliwie określa się: weaponised incompetence, czyli: niekompetencja używana jako broń). Nasz syn próbował ostatnio zastosować ją, żeby wykręcić się od dyżuru w kuchni. Bezskutecznie! „Nie umiesz? To tym bardziej warto się nauczyć. Chodź, pokażę ci jak”. Krótki instruktaż, test praktyczny, małe poprawki i… sukces! Kolejna życiowa sprawność zdobyta, poczucie satysfakcji, sprawczości i samoocena – szybują w górę.
Uczmy dzieci pracować, bo wśród różnych życiowych dysfunkcji dyslaboria jest jedną z tych, które mogą najbardziej skomplikować życie. I co gorsza, nie pomoże tu żadne zaświadczenie.