Bez konkursów?
Jan Pastwa w latach 1997-2006 pełnił funkcję Szefa Służby Cywilnej, którego zadaniem jest m.in. czuwanie nad przestrzeganiem zasad. Jak twierdzi, jednym z bolesnych problemów był wówczas nepotyzm. – Służba Cywilna wprowadziła maksymalnie przejrzysty system zatrudniania, wszystkie szczegóły są dostępne na stronie internetowej – podkreśla.Zupełnie inaczej jest jednak w przypadku obsadzania wysokich stanowisk. Tu zasada otwartości i konkurencyjności naboru w praktyce się nie sprawdza. – Konkursy na stanowiska kierownicze są czystą formalnością. Najczęściej przyjmuje się kogoś, kogo się zna – przyznaje Agnieszka Giebel. – Oczywiście, nie oznacza to, że ta osoba nie nadaje się na dane stanowisko. Dyrektorom generalnym zależy, żeby praca była dobrze wykonana, i właśnie dlatego chcą przyjąć kogoś, kto wcześniej sprawdził się we współpracy.
Jan Pastwa usprawiedliwia to zjawisko, wyjaśniając, że dziś konkursy nie są już potrzebne. – Na początku wprowadzono je, by pokazać, że kończy się czas, kiedy dyrektorem zostawało się z rekomendacji politycznej. Teraz, gdy podział na stanowiska urzędnicze i polityczne jest ustabilizowany, można by zrezygnować z restrykcyjnych konkursów – twierdzi. – Trafny dobór na stanowiska kierownicze nie polega na tym, by wywiesić ogłoszenia i sprawdzić wszystkich chętnych. Dyrektor generalny mógłby powoływać dyrektorów departamentów, kierując się ich dotychczasowym dorobkiem, a w przypadku gdy nie miałby żadnego dobrego kandydata, ogłaszałby konkurs. To powinno być szybkie i sprawne działanie, a obecnie dochodzi do sytuacji, w której przez rok jest wakat na jakimś stanowisku, bo przykładamy więcej wagi do formalności niż do realnego efektu – dodaje.
Wznoszą katedrę
Ściany korytarza przed gabinetem Jana Pastwy zdobią grupowe zdjęcia kolejnych roczników absolwentów KSAP. Dyrektor wskazuje osoby, które szczególnie się wyróżniają: wśród nich zarówno znani ministrowie i dyrektorzy, jak i zwykli urzędnicy niższego szczebla. – Oni po prostu robią swoje, nie żądają zaszczytów, mają przekonanie o misji i umiejętność jej realizacji – wyjaśnia dyrektor. Tacy właśnie absolwenci co roku są zapraszani do szkoły z okazji 20-lecia jej ukończenia, by podzielić się ze słuchaczami swoim doświadczeniem. – Często mówią, że nie było im łatwo, ale mają poczucie satysfakcji, bo dokonali czegoś ważnego. Jeden z absolwentów opowiadał, że dzięki swoim działaniom kontrolerskim zapobiegł stratom dla budżetu państwa. Ktoś inny poprzez pracę w ministerstwie przyczynił się do tego, że Polska weszła do NATO. Był wtedy szeregowym urzędnikiem, ale pisał istotne analizy, które były potem wykorzystywane przez ministrów. Jest wiele takich przykładów – zapewnia dyrektor.Średniowieczna anegdota opowiada o robotnikach pracujących przy budowie katedry, którym zadano pytanie: „co robicie?”. Pierwszy obojętnie odpowiedział: „tłukę kamienie”, drugi stwierdził: „buduję mur”, trzeci zaś z dumą ogłosił: „wznoszę katedrę na chwałę Pana”. – Tak naprawdę wszyscy tłukli kamienie, ale ich świadomość tego, co robią, była inna – konkluduje Jan Pastwa. – I o to właśnie chodzi. Jeśli nie dotrzemy do świadomości i sumienia osób, które mają pracować w administracji, to one pozostaną na poziomie tłuczenia kamieni. I w sytuacjach skrajnych nie powstrzyma ich żadna kara, jeśli nie będą się kierować własną wewnętrzną motywacją. W przedwojennych przepisach urzędniczych używało się pojęcia „sumienny”. Teraz to się spłyciło do pojęcia „rzetelny”, ale jednak źródło tkwi w słowie „sumienie”.
Hanna Dębska |