Reklama kreuje wizję świata przygody i niezawodnej przyjaźni, w którym głównym elementem wspólnototwórczym jest butelka z alkoholem.
– Tato, a piłeś piwo X? – zapytał kiedyś z głupia frant nasz znany z dociekliwości syn. Po czym kontynuował swój wywiad: – A piwo Y? Z? Ź? Ż? … – lista wymienianych marek stawała się coraz dłuższa, a nas ogarniała coraz większa konsternacja: skąd, u licha, taka znajomość piwa u ośmiolatka?!
Równie interesujące było jeszcze co innego: dlaczego pytał tylko tatę? A odpowiedź na oba te pytania była jedna: winna jest reklama alkoholu.
To reklama wbija do głowy wiedzę o produktach, na które w inny sposób nie zwrócilibyśmy uwagi. I co z tego, że w domu się nie pije, skoro przekaz chlusta nachalnie i z zabójczą systematycznością: w samych tylko polskojęzycznych telewizjach dwa i pół tysiąca godzin spotów reklamujących alkohol rocznie! Że reklama piwa nie leci w TVP ABC? Wystarczy, że dziecko interesuje się sportem, a już przerwy reklamowe w meczu nabiją mu głowę „ekstraktem czystego jęczmienia, goryczką chmielu i obfitą pianą” – ze wszystkich browarów.
Reklama kreuje wizję wspaniałego świata przygody, wyzwania i szczerej, niezawodnej przyjaźni, w którym głównym elementem wspólnototwórczym, symbolem inicjacji i dobrej zabawy jest butelka z alkoholem. Jest to ściśle męski świat, dobrze czytelny i, co tu dużo mówić, bardzo ponętny. Chcesz być prawdziwym mężczyzną? Wypij! Kto zafascynowanemu tym światem małolatowi w porę wytłumaczy to, co jest jasne dla każdego trzeźwiejącego alkoholika: że tu nie chodzi o fajne spotkanie z kolegami, tylko o okazję, żeby się napić?
Mimo reklamy dzieci odróżniają się jeszcze – przynajmniej czasem – od tych sześćdziesięciu procent polskiego społeczeństwa, w którym mamy milion uzależnionych od procentów i cztery miliony osób pijących w sposób ryzykowny, a które to społeczeństwo uważa, że alkohol to taki sam produkt spożywczy jak wszystkie inne. Otóż są zbyt uczciwe, by zaprzeczać, że alkohol jest produktem specjalnego niepokoju. Czy jednak tę wrażliwość zachowa ich równolatek pomagający tacie i wujkowi ładować kolejne szesnastopaki na taśmę kasową w supermarkecie? Grillujący przez całe wakacje z rodziną przy piwku? Nalewający na plaży wody do fosy zamku z piasku z butelki po browarku?
Dlatego całkowity zakaz reklamy alkoholu, o który upominają się polscy biskupi w swoim ostatnim liście – na sierpień, miesiąc trzeźwości – to ani rytuał z jednej strony, ani z drugiej strony próba wprowadzenia prohibicji czy zamach na wolność człowieka. To konieczność. I jedyne trzeźwe spojrzenie na sprawę.