16 kwietnia
wtorek
Kseni, Cecylii, Bernardety
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Szkolna walka klas

Ocena: 0
1945

Szkoły zapewnią miejsca wszystkim kandydatom – przekonywał MEN. Ale nawet nie zająknął się o tym, że nie w mieście, tylko na peryferiach, albo nie w liceum, tylko w szkole branżowej.

fot. PAP / Artur Reszko

W postępowaniu rekrutacyjnym do szkół średnich wśród kryteriów na pierwszym miejscu są wyniki egzaminu ósmoklasisty lub egzaminu gimnazjalnego, za nimi – oceny na świadectwie z języka polskiego, matematyki i innych dwóch obowiązkowych przedmiotów ustalonych przez dyrektora danej szkoły. Dalej są: świadectwa z wyróżnieniem i szczególne osiągnięcia: konkursy, wolontariat itp. Tyle ogłasza na swojej stronie MEN. Rodzice mówią, że w tym roku od wszystkich tych kryteriów ważniejsze jest szczęście – decydujące w bałaganie rekrutacyjnym, jaki zgotowała ostatnia reforma edukacyjna.

Nawet zwolennicy likwidacji gimnazjów i przywrócenia czteroletniego liceum nie zostawiają suchej nitki na konsekwencji tego posunięcia, jakim jest kandydowanie do szkół średnich uczniów z trzech roczników: 2003, 2004 i 2005.


 

Uczeń dla szkoły

Kiedy zamykaliśmy ten numer, pojawiły się już wstępne wyniki kwalifikacji uczniów do szkół średnich. Ze wstępnych szacunków wynikało, że miejsc zabrakło m.in. dla 2,5 tys. uczniów w Krakowie i dla 800 w Olsztynie. Urzędnicy uspokajali, że to nie są ostateczne wyniki mówiące, czy ktoś się do szkoły dostał, czy nie. Ponieważ w niektórych gminach uczniowie mogli aplikować do kilkunastu, a nawet więcej szkół, dopiero gdy złożą w nich dokumenty, będzie wiadomo, ilu uczniów jest w danej placówce i czy są jeszcze wolne miejsca. Rekordzista z Krakowa aplikował do 167 klas w różnych szkołach.

MEN szacował, że w roku szkolnym 2019/2020 kandydatów do szkół średnich będzie 641 tys. Nie doszacował: będą 772 tys. Najbardziej oblegane są licea, i to w nich zabraknie miejsc dla wielu chętnych. Najlepiej widać to na przykładzie Warszawy, gdzie w szkołach średnich przygotowano 43 tys. miejsc (w ubiegłym roku było ich 19,5 tys.). Kandydatów jest tyle samo, ale rozbieżności pojawiają się, gdy spojrzymy osobno na liczbę kandydatów do liceów, techników i szkół branżowych oraz liczbę w nich miejsc.

 

W Warszawie do szkół średnich idzie 43 tys. uczniów – trzy roczniki: 2003, 2004 i 2005, ósmoklasiści i absolwenci gimnazjum. Rok temu było to 19 tys. Nawet jeśli startują do różnych klas w tej samej szkole, to dotychczasowe lokale ich nie pomieszczą.

 

W liceach jest 28 tys. miejsc, kandydatów – 35 tys. W technikach odpowiednio 12,6 tys. i 10 tys., a w szkołach branżowych – 2,5 tys. i 1 tys. W województwie łódzkim liczba miejsc w szkołach nawet przewyższa liczbę kandydatów. – Nie ma obaw, że miejsc zbraknie – mówi Jarosław Owsiański z łódzkiego kuratorium. – Niestety, nie wszyscy będą mogli uczyć sie w wymarzonych szkołach, zwłaszcza tych, w których liczba kandydatów z pierwszego wyboru jest czasem dwa razy wyższa niż liczba miejsc; najwyższy wskaźnik to 2,58.

Wniosek? Ci, którzy nie dostaną się do ogólniaka, mają szansę realizować się w technikum lub branżówce. W nietórych z nich sale świecą pustkami i chętnie przyjmą one nadwyżkę kandydatów do ogólniaków. Ale ci nie po to uczyli się kilka lat, marząc o najlepszym liceum, by ze średnią ocen 4 czy 5 (są przypadki, że 5,5) wylądować w branżówce, obok ucznia ze średnią 3. Szkoła oczywiście ucieszy się z ucznia zawyżającego poziom. Tyle że to nie uczeń jest dla szkoły, ale szkoła dla ucznia – aby go rozwijać zgodnie z jego zainteresowaniami.


 

Bez zaświadczenia

Rozwiązanie alternatywne: liczniejsze klasy i nauka na zmiany, by pracownie specjalistyczne i sale gimnastyczne mogły „obsłużyć” potrójny rocznik uczniów. – Mimo że w szkołach dokonano adaptacji różnych pomieszczeń na cele dydaktyczne, należy liczyć się z tym, że oddziały będą liczyły więcej uczniów niż w latach ubiegłych, a czas pracy szkoły zostanie wydłużony – mówi Konrad Klimczak z biura prasowego stołecznego Ratusza. Łódź broni się przed tą opcją: – Przyjęcie większej liczby uczniów spowodowałoby konieczność podziału na grupy na zajęciach z fizyki, chemii, biologii, co skutkowałoby wydłużeniem planu poszczególnych klas – wyjasnia Jarosław Owsiański. – Zakładamy, że do każdej klasy trafi nie więcej niż 30 osób.

Kiedy brakuje miejsc w żłobkach i przedszkolach, gminy wchodzą we współpracę z prywatnymi placówkami. Czy istnieje możliwość, że państwo dofinansuje naukę w szkołach niepublicznych tym uczniom, dla których zabrakło miejsc w publicznych? Czy też jedni będą się tłoczyć w zbyt licznych klasach i chodzić na zmiany, a drudzy uczyć się w bardziej komfortowych warunkach w szkołach prywatnych? Albo… dojeżdżać do najbliższego „wolnego” liceum, do sąsiedniego miasta? Niestety, do czasu zamknięcia tego numeru MEN nie odpowiedział na nasze pytania.

 

W 2018 r. w liceach naukę rozpoczęło 45 proc. uczniów, w technikach i szkołach branżowych 55 proc. W roku szkolnym 2004/2005 w liceach było 746 tys. uczniów, w 2017/2018 – 474 tys. Na podstawie tych danych jeszcze w październiku 2018 r. MEN szacował, że w roku 2019/2020 będzie ich 641 tys. A będą 772 tys.

 

Jakby samych problemów z liczbą miejsc w szkole było mało, wyszła na jaw pomyłka w elektronicznym systemie oceniania egzaminów ósmoklasistów i gimnazjalistów na Mazowszu. W sytuacji, w której przy dostaniu się do wymarzonej szkoły liczy się każdy punkt, taka pomyłka mogła wiele kosztować, nic więc dziwnego, że zaczął się szturm na komisje egzaminacyjne. W całej Polsce do okręgowych komisji wpłynęło kilkanaście tysięcy wniosków o wgląd w prace – uczniowie chcą mieć pewność, że ich testy zostały rzetelnie ocenione. Przypomnijmy, że ci sami uczniowie jeszcze na kilka dni przed egzaminami nie byli pewni, czy się one odbędą, a jeśli, to w jakim terminie i z udziałem których nauczycieli. W tym przypadku MEN stanął na wysokości zadania i egzaminy odbyły się zgodnie z planem.

Do wspomnianych kłopotów dołączył ostatnio jeszcze jeden. Uczniowie, którzy dostali się do szkół branżowych i techników, mogą zostać skreśleni z list, jeśli nie zdążą donieść zaświadczeń o stanie zdrowia. Trzeba je złożyć najpóźniej do 24 lipca; problem w tym, że ośrodki medyczne wydające zaświadczenia często nie są w stanie tego terminu dotrzymać. Pozostają placówki prywatne – ale jeśli od zasobności portfela ma zależeć dostanie się do szkoły, to nie ma to nic wspólnego z równością w dostępie do edukacji, o której tak lubiła mówić minister Anna Zalewska. Poseł Zbigniew Gryglas (Porozumienie) złożył w tej sprawie interpelację poselską do ministra edukacji.


 

Wyborczy egzamin

Wydaje się, że to dopiero początek problemów. Do szkół średnich osobno kandydowali absolwenci podstawówek i gimnazjów. Zgodnie z założeniami reformy, mają się w nich uczyć także w różnych klasach – trzy- i czteroletnich, według odrębnych programów. Ale jeśli i klas ma być więcej, i czas nauki oraz programy różne, to nie sposób nie zapytać o nauczycieli. W województwie pomorskim poszukiwanych jest 352 pedagogów, w tym 23 matematyków, 17 anglistów, 14 polonistów, 18 nauczycieli przedmiotów zawodowych. Nie lepiej jest w Warszawie. – Dyrektorzy szkół prowadzonych przez miasto dokładają starań, by zapewnić odpowiednią liczbę nauczycieli, ale mogą wystąpić z tym trudności, dlatego prowadzimy kampanię „Praca szuka nauczyciela” – mówi Konrad Klimczak. A nauczyciele w dodatku od września szykują się do strajku. To może być wyjątkowo gorąca jesień…

Niejeden uczeń może mieć – słusznie – za złe władzy, że nie dostał się do wymarzonej szkoły nie dlatego, że był za słaby, ale dlatego, że na skutek źle przygotowanej reformy zabrakło w niej miejsc. Uczeń taki mógł otrzymać liczbę punktów, która jeszcze rok wcześniej pozwoliłaby mu się dostać do danej placówki, w tym roku wygrają tylko ci z najlepszymi wynikami. Mowa o uczniach ze średnią 5,5 i wynikami egzaminów na poziomie 90 proc. Niektórzy nie dostali się do żadnej z sześciu czy ośmiu wybranych szkół.

Wszystko to pokazuje, jaki chaos panuje w związku z reformą oświaty. Jakiś czas temu pisaliśmy także o tym, że w kontekście likwidowanych gimnazjów nie uwzględniono w niej szkół artystycznych, w ktorych dzieci odbywają jednocześnie edukację powszechną. Naprędce wówczas łatano skutki zaniedbania. Upomnieć się o to musieli rodzice. Rodzice mówią także: – Nikt nie zapyta, ile płacę za kursy angielskiego i informatyki, żeby syn podgonił uczniów z miast, bo chce iść dalej na studia – to głos Barbary Budzyńskiej-Korulczyk, mamy uczącego się w wiejskiej szkole ósmoklasisty. Wybrzmiał on podczas oświatowego okrągłego stołu pod koniec kwietnia. Jakkolwiek reforma była potrzebna, to pozostaje pytanie: czy musiała być wdrażana tak szybko i chaotycznie?

Dla urzędników ważne jest, by zgadzały się liczby. Ale uczeń to nie liczba i dla niego ma znaczenie, w jakiej szkole średniej będzie kontynuował naukę; nie jest mu obojętne, czy to technikum, branżówka, czy liceum.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Absolwentka polonistyki i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim, mężatka, matka dwóch córek. W "Idziemy" opublikowała kilkaset reportaży i wywiadów.

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 16 kwietnia

Wtorek, III Tydzień wielkanocny
Ja jestem chlebem życia.
Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 30-35
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter