To z ignorancji – w każdej dziedzinie – biorą się największe strachy
Wszyscy nas straszą: sfery brukselskie kontrolami i karami za różne wyimaginowane braki, totalna opozycją wizją upadku, sfery rządowe pełzającą rekonstrukcją, sfery belwederskie brakiem kontaktu z rządem, handlowcy perspektywą zamkniętych sklepów, banki długami, a starsi młodszych upadkiem wszystkiego. Wiadomo, że na dłuższa metę człowiek w strachu żyć nie może, więc jakoś musimy sobie radzić.
Co jednak robić, kiedy straszą nas bardzo konkretnie i indywidualnie? Rzecz dzieje się w podwarszawskiej Zielonce: młoda mama idzie z dzieckiem do lekarza: mały ma kaszel i lekką temperaturę, więc lepiej go osłuchać. Dziecko jest żywe, mimo przeziębienia ciekawe świata, a gabinet lekarski to przestrzeń interesująca: tu można zajrzeć, tam wsadzić głowę, tamto chwycić do ręki. Biedna mama spięta, co dziecko wyczuwa i tym bardziej się nie poddaje napominaniom. Wzięte w żelazny uścisk maminej ręki jak nie wrzaśnie! Jak tylko uparty dwulatek potrafi! Na co pan doktor rzuca lekkim tonem: „Ojej, a może to autyzm poszczepienny?!”.
Młoda mama doznaje wstrząsu, wychodzi z gabinetu i dzwoni z płaczem do męża. Chociaż – niby – wie, że całe te internetowe histerie o autyzmach poszczepiennych to bzdury, to jednak uwaga lekarza robi swoje. Bo jak się bronić przed taką przemocą?
Jakim prawem lekarz – nazwisko i adres znane redakcji – rozsiewa niesprawdzone wieści, żeby nie powiedzieć: plotki? Jakim prawem straszy młodą mamę? Co można zrobić, żeby nie straszył kolejnych?
Inna lekarka osłuchała dwulatka, przepisała syrop na kaszel i wysłuchała historii o nieznanym koledze. Po czym uspokoiła młodych rodziców i zaproponowała im, by napisali skargę do Izby Lekarskiej. Pękła bariera fałszywej solidarności!
Bo może lekarze też mają dość tego straszenia, o czym świadczy opisywana dziś na naszych łamach konferencja „szczepionkowa”. Oparta na niewiedzy plotka, która krąży już od kilku lat, zrobiła przecież swoje. Ale najgorsza jest inna choroba: niewiedza, niechęć do rzetelnego zgłębienia faktów, wiara w nagłe i niespodziewane – a niepotwierdzone – badania, wiara w szarlatanów, w zabobony, w „czerwone tasiemki” i inne przesądy. To z ignorancji – w każdej dziedzinie – biorą się największe strachy. Z tym, że w sprawach życia i zdrowia mają one znaczenie nieporównywalne z niczym innym.
Kiedy byłam młodą dziennikarką, wybitni popularyzatorzy nauki – a nigdy nie była to łatwa dziedzina – ostrzegali, że pole działalności popularyzatorskiej wyznaczają dwie granice: nie wolno straszyć i nie wolno budować fałszywej nadziei. Pisać, że już oto jest cudowny lek na nieuleczalną chorobę albo że szczepionka niesie tragiczne w skutkach zagrożenie. Sprawdzać, sprawdzać i jeszcze raz sprawdzać!
Owszem, nie było wtedy internetu. Czy to nas jednak zwalnia z odpowiedzialności? Żyjemy w chrześcijańskim wciąż świecie, w którym przesłanie jest jasne: nie bój się, nie lękaj się – Bóg sam wystarczy. Ale Bóg przecież posługuje się nami.