29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Popiełuszko - prorok wolności

Ocena: 5
2165

Solidarność była narzędziem, którym Polacy mogliby realizować swoje cele. - mówi Andrzej Gwiazda, członek Prezydium MKS w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 i wiceprzewodniczącym NSZZ „Solidarność”, w rozmowie z Pawłem Kęską

fot. Paweł Kęska

Jakie były cele strajkujących na Wybrzeżu w sierpniu 1980 r.?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, zacytuję robotnika ze stoczni, który w czasie przerwy w rozmowach powiedział do mnie: „Andrzej, najważniejsze jest, żeby gazety prawdę pisały i żebyśmy mieli swoje związki zawodowe, a podwyżki to możecie olać, bo to sobie później załatwimy”. Solidarność była narzędziem, którym Polacy mogliby realizować swoje cele. I było to skuteczne narzędzie walki. Poszliśmy na daleko idący kompromis, bo nie zażądaliśmy wolnych wyborów i niepodległości. Z analizy ekonomiki nawet małej fabryczki wynikała konieczność uzyskania niepodległości, bo dopiero ona pozwoliłaby faktycznie realizować cele związkowe. Był to okres romantyczny, bo bycie na barykadach jest romantyczne. To fizyczne poczucie wspólnoty, że każdy człowiek, z którym rozmawiasz, z którym się mijasz, obok którego stoisz, to więcej niż przyjaciel. Można sobie wyobrazić, dlaczego komuna, mająca czołgi, ustępowała.

 

„Karnawał Solidarności” zniszczyła siła czy wewnętrzna erozja?

Ci, dla których Solidarność była karnawałem, byli przyczyną jej upadku. Dla mnie Solidarność to był chyba najcięższy okres pracy w życiu. Kiedyś pod rząd 31 nocy spędziłem w pociągu, jadąc, żeby nie tracić czasu. Bo człowiek miał do załatwienia sprawy Solidarności w różnych końcach Polski, a utrzymanie tego wszystkiego w ryzach nie było łatwe. I to zostało zagubione, nie przez czołgi, nie przez bandy ZOMO, tylko przez zdradę.

 

Na czym polegała ta zdrada?

Ponieważ „na bagnetach wygodnie jest się oprzeć, ale nie sposób usiedzieć”, „komuna”, która miała siłę, ale nie miała koniecznego do rządzenia zaufania, zaproponowała osobom, które zaufanie zyskały, handel: „My wam damy stanowiska i pieniądze, wy nam przekażecie zaufanie”. Po 30 latach znamy skutki. „Plan Balcerowicza”, czyli profesjonalny plan zniszczenia gospodarki, w rankingu ekonomistów zachodnich cofnął nas z 10. pozycji rozwiniętych gospodarek na 53. czy 67. miejsce. Polska była ostatnim krajem „wyzwolonym” spod okupacji ZSRR, w którym nastąpiły wolne wybory, w którym dokonano próby ujawnienia agentury.

 

Kiedy po raz pierwszy usłyszał Pan o księdzu Jerzym Popiełuszce?

Internowany byłem 13 grudnia w Gdańsku, ale naszą czternastkę przewieźli do Białołęki na oddział dla niebezpiecznych. Potem przenieśli nas do ośrodka, gdzie była większa swoboda. Informacje zza muru przenikały tam dość swobodnie. Przenikały również teksty kazań księdza Jerzego Popiełuszki z Mszy św. za Ojczyznę. Te kazania Seweryn Jaworski czytał głośno przez otwarte okno. Wszyscy ich słuchaliśmy. Człowiek na podstawie słów wyobraża sobie autora. Na podstawie ich głębokiej mądrości, wnikliwości i trafności wyobraziłem sobie… biblijnego proroka z długą, siwą brodą. W tych kazaniach było powiedziane wszystko, czego inni bali się mówić, ale w sposób nieprocesowy, tak że „czerwony” mógł zgrzytać zębami, a nie mógł się zaczepić. Na Mokotowie kiedyś mnie wezwali ubecy, cali w skowronkach: „No, panie Andrzeju, pozbieraliśmy wszystkie te pana przemówienia i teraz to sobie zsumujemy”. To ja im mówię: „No to życzę powodzenia i się cieszę, bo to wam zajmie miesiąc i będziecie musieli dać spokój kolegom z podziemia”. Po miesiącu mnie znowu wzywają. Siedzą takie te ubeki skapcaniałe. Ja mówię: „No to co, to żeście już przeczytali wszystko?”. „No, pan jeden wiedział jak to się skończy”.

 

Kiedy Pan spotkał „proroka”?

Dopiero w 1984 r. Ponieważ mama była bardzo chora, Kiszczak dał mi przepustkę. W pierwszym wywiadzie dla zachodniej prasy podziękowałem Kiszczakowi i powiedziałem, że jeżeli on znajdzie się w podobnej sytuacji, też może liczyć na moją pomoc. Nie wiem, czy była godzina 11 czy już 12, powlokłem się na Żoliborz, zastukałem. Otworzył mi młody chłopak w dżinsach, w koszuli khaki z zawiniętymi rękawami. Mówię: „Czy mógłbym się z księdzem Popiełuszką zobaczyć?”. A on odpowiada: „To ja”. Zamieniłem się w słup soli. Ten kontrast między biblijnym prorokiem a tym chłopakiem w dżinsach… No to mówię: „Jestem Andrzej Gwiazda, właśnie wyszedłem z Mokotowa”.

Byłem pierwszym więźniem zwolnionym z tej jedenastki oskarżonej o próbę obalenia ustroju. Byłem źródłem informacji, jak sprawy po tamtej stronie muru wyglądają. On miał skądś butelkę świetnego francuskiego wina… No więc żeśmy siedli i chyba przegadali do rana. Z nim się rozmawiało jak z kolegą, jak z przyjacielem. Zupełnie szczerze, bez żadnych póz. Miałem wrażenie, że on akceptuje moje poglądy, a w pewnej części na pewno podziela.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter