Umie pisać, choć nikt go nie nauczył. Nie mówi, ale czyta książki telefoniczne i doskonale posługuje się mszałem. To tylko autyzm.

Bartek Kowalski urodził się 21 lat temu „prawie” jako zdrowe dziecko. „Prawie” – bo przyszedł na świat kilka dni po terminie. Za siny kolor skóry odjęto mu jeden punkt w skali Apgar. Ale wtedy nikt nie myślał jeszcze o autyzmie. To zaburzenie, które objawia się w zachowaniu, dlatego najwięcej przypadków diagnozuje się w wieku dwóch, trzech lat.
– Oficjalną diagnozę usłyszałam, kiedy Bartek miał pięć lat. Wcześniej zastanawiałam się, dlaczego nie gaworzy, potem dlaczego nie mówi. Kiedy skończył rok, zaczęliśmy jeździć po lekarzach i logopedach, ale powtarzali: chłopcy uczą się mówić później. Miał trzy lata i nadal mówili to samo, choć zaczęli podejrzewać, że coś jest nie tak. Nikt tylko nie chciał powiedzieć tego na głos i podpisać się pod diagnozą, bo wtedy musieliby wziąć za to odpowiedzialność i zrobić coś dalej – opowiada Ewa Kowalska, mama Bartka.
DWA SAMOCHODZIKI
Definicji autyzmu jest tyle, ile autystów. Istnieje zespół cech, który można uznać za charakterystyczny. Cechy te występują jednak w różnym natężeniu, co znacząco różnicuje przypadki. U autystów zaburzone są umiejętności społeczne, komunikacyjne i behawioralne. Dla Bartka oznacza to niemówienie, kwiki, trudności w nawiązywaniu relacji, niechęć do zmian, niezrozumienie otoczenia, agresję.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 47 (736), 24 listopada 2019 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 10 grudnia 2019 r.