16 kwietnia
wtorek
Kseni, Cecylii, Bernardety
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Nie zapomnę o Tobie

Ocena: 5
1026

I znów rocznica Powstania Warszawskiego. I znów coroczny dylemat, o czym napisać, kiedy podobno wszystko już zostało opisane, upamiętnione, przekazane. Może więc o towarzyszach broni, którzy pozostawili ślad w mojej pamięci, byli dla mnie ważni…

fot. Barbara Sułek-Kowalska

Dzisiaj napiszę o Tobie, Jureczku. O Tobie, który zawsze zostaniesz dla mnie symbolem rycerza: świętym Jerzym walczącym ze smokiem, ze złem, ze zniewoleniem tego świata bez Boga.

A zaczęło się wszystko tak niewinnie, tak zwyczajnie. Ostatnie przedwojenne wakacje miały się ku końcowi. Sierpień 1939 roku był bardzo upalny. W niewielkiej miejscowości letniskowej – Józefowie pod Otwockiem – leniwie upływał czas. Nikt jakoś nie dawał wiary pogłoskom, że Niemcy szykują się do ataku na nasz kraj. A już najmniej my sami, międzywojenne pokolenie wychowane jak najstaranniej – po harcersku, patriotycznie, mające zakodowany obowiązek służby Ojczyźnie i walki z najeźdźcą. Przyjmowaliśmy te pogłoski dość niefrasobliwie, nie przejmując się tym, co czaiło się tuż, tuż. Naszą dewizą była radość życia, korzystanie ze swobody i beztroski, póki czas pozwala. Stąd różne młodzieńcze brewerie, szalone pomysły, tańce, śpiewanki itd. Dowiedziałam się od mamy, że na wakacje przybyli znajomi rodziców, doktorostwo Surkontowie z dziećmi – Irenką i Jurkiem. Zakotwiczyli po sąsiedzku, tuż przy nasypie kolejowym „ciuchci” Otwock-Warszawa, w niedużym, drewnianym domku, w stylu żartobliwie zwanym „świdermajerem”.

Mieliśmy, Jureczku, tyle wolnego czasu i tyle swobody, były nawet tańce na werandzie. Zgadzałeś się na nasze figle i propozycje siostry, aby udawać dziewczynę w jej ciuchach, ze swą delikatną urodą i chmurą jasnych kędziorów. Spacerowaliśmy pylistymi dróżkami, niemiłosiernie katując liście akacji, z których wróżyliśmy: kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie dba, żartuje… Będąc właśnie po maturze ze zdanym celująco językiem francuskim, usiłowałam Tobie – maturzysto z językiem niemieckim – przedstawić francuską wersję podobnej wyliczanki, lepszą według mnie i bogatszą: il m’aime (on mnie kocha), un peu (troszeczkę), beaucoup (bardzo), a la folie (do szaleństwa) itd. Nijak jednak nie potrafiłeś ułożyć ust do prawidłowej wymowy i w Twoim wykonaniu wciąż brzmiało to twardo, z niemiecka, bez finezji: en pe! A wszystko to działo się w oparach przedwojennych, tanecznych melodii: „Najmilszą była mi bluzeczka twa zamszowa”, „Tango milonga”, „Ta ostatnia niedziela”, która miała stać się dla nas rzeczywiście ostatnią normalną niedzielą…

We wtorek pierwszego września 1939 roku wybuchła druga wojna światowa. Kontakty z rodziną Surkontów nawiązałam dopiero po dwóch latach okupacji, bardzo dla mnie intensywnych, bo to i praca, i AK, i uniwersyteckie, tajne komplety. Oboje byliśmy już dojrzalsi – ja wydoroślałam, Jureczek zmężniał – a przez tę okupacyjną rzeczywistość już nie byliśmy tacy beztroscy… Nasze urocze, niegdyś jakże niewinne przekomarzanki, zmieniły się w poważne rozmowy. Przestałeś być wówczas jednym z moich wakacyjnych zauroczeń. Stałeś się przyjacielem, towarzyszem broni. Tylko ja jedna wiedziałam, że zaliczasz tajną, rzecz jasna, podchorążówkę, która mieściła się na Krakowskim Przedmieściu, w budynku Straży Pożarnej.

A oto ostatnia część moich wojennych wspominków: nasze Powstanie. Pod koniec sierpnia, biegając z meldunkami, spojrzałam uważniej na mijaną kilkakroć przeze mnie powstańczą kwaterę mogił. Wyrósł na niej nowy kopczyk ziemi, gdzie wisząca na krzyżu tabliczka informowała, że w ataku na Cristal (znany okupacyjny niemiecki lokal restauracyjny na Brackiej) zginął kapral podchorąży „Brzeszczot”, lat 19.

Dlaczego nie zabiło mi wówczas mocniej serce? Dlaczego nie zatrzymałam się przy tym krzyżu? Pseudonim „Brzeszczot” nic mi nie mówił, nie znałam nikogo z takim pseudonimem…Dopiero później się dowiedziałam, że to był Twój grób, koło którego kilkakrotnie przebiegałam, nie będąc tego świadoma. Nie byłam przy Twojej śmierci. Dużo, dużo później, dowiedziałam się, że biorąc udział w tym ataku dostałeś postrzał w tętnicę szyjną i z powodu niemożności zatamowania krwotoku wykrwawiłeś się na śmierć.

Nie byłam przy Twojej śmierci, Jureczku. Mogę sobie tylko wyobrazić, że wyglądałeś jak święty Jerzy (mam w domu teraz taką ikonę), chociaż hełm miałeś zdobyczny, niemiecki, owinięty biało-czerwoną opaską, a jasne kędziory być może poplamione krwią.

Nie mam już siły jechać na Wojskowe Powązki, by położyć Ci przy pamiątkowej tablicy Batalionu „Kiliński” parę goździków. Mogę tylko ofiarować artykuł w znajomym tygodniku. Takie małe literackie epitafium. Takie małe un peu…

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 16 kwietnia

Wtorek, III Tydzień wielkanocny
Ja jestem chlebem życia.
Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 30-35
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter