O swojej żonie nie powie inaczej jak „Urszulka”. Przeżyli razem 46 lat. – Nad miłością pracuje się do śmierci, patrząc każdego dnia, czy była „udokumentowana” przez czyny, słowa i gesty – mówi Jerzy Zelnik, aktor i reżyser.
fot. archiwum J. ZelnikaMałżeństwa z takim stażem to niebywała rzadkość, zwłaszcza w świecie artystów. Kiedy się spotkali, on znany był w całej Polsce jako Ramzes XIII z filmu Kawalerowicza „Faraon”. Ta rola sprawiła, że stał się bożyszczem kobiet. Odtąd próbowano zaszufladkować go w roli filmowych amantów, z czego nie był zadowolony.
Ona była licealistką. Ich miłość wytrzymała wszystkie próby. W ostatnich trzech latach życia żony Jerzy Zelnik zostawił pracę zawodową, by opiekować się ukochaną w chorobie. – Po jej śmierci nie chciałem wiązać się z żadną kobietą – wyznaje aktor i reżyser.
CUDOWNIE ZAKOCHANI
Z czarno-białej fotografii sprzed lat, w szkolnym mundurku licealistki, spogląda piękna dziewczyna. „Włosy – ciemny kasztan, oczy błękitne jak dwa jeziora. Absolutnie zjawiskowa, zaniemówiłem, jak zahipnotyzowany pobiegłem za nią, zapominając o kolegach” – opisał Jerzy Zelnik w autobiografii swoje zauroczenie przyszłą żoną. On był wtedy studentem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, ona – uczennicą Państwowego Liceum Techniki Teatralnej. W bibliotece, udając, że czyta gazetę – odwróconą z przejęcia do góry nogami – patrzył oszołomiony urokiem dziewczyny. Onieśmielony, nieporadnie próbował nawiązać rozmowę, co Urszula skitowała życzliwym uśmiechem i… pobiegła na lekcje.
Jej reakcja była rezolutna i przemyślana. Dwa miesiące wcześniej minęli się w trolejbusie. Wtedy wydawało się jej, że filmowy Ramzes skupia na niej wzrok, a on w miejskim tłoku po prostu jej nie zauważył.
Nie dał za wygraną, ubłagał bibliotekarkę i dostał adres nieznajomej. Był okres przedświąteczny, Wielki Czwartek. Zastał swoją piękność przy szorowaniu podłogi, w stroju stosownym do tej pracy. Zaskoczona niekomfortową sytuacją, nieskłonna była wpuścić kawalera, dopiero rodzice, rozpoznawszy gościa i doceniwszy podróż w pluchę przez całe miasto, otworzyli drzwi.
Po tym spotkaniu młodzi na pierwszą randkę umówili się w romantycznym parku – Łazienkach Królewskich. I tak zaczęła się wielka miłość, którą przerwało kilkumiesięczne rozstanie. Jerzy Zelnik wyjechał do Krakowa, gdzie dostał angaż w Teatrze Starym. Niedługo trwała rozłąka, zrozumieli, że nie potrafią bez siebie żyć. W czerwcu 1969 r. na warszawskim placu Na Rozdrożu aktor oświadczył się pannie Urszuli. Ona od razu postawiła warunek: „ślub musi być kościelny”. Zgodził się bez wahania, co oznaczało, że najpierw musi przyjąć w Kościele katolickim chrzest. Wychowany w rodzinie ateistycznej, nie miał potrzeby poznania wiary chrześcijańskiej jako takiej, ale chciał wejść w świat swojej ukochanej, zrozumieć jej filozofię życia. Przygotowania do przyjęcia sakramentów chrztu, Pierwszej Komunii Świętej i bierzmowania trwały cztery miesiące. Po nich stał się gorliwym neofitą, radykalnie zmienił swoje życie.
Ślub odbył się w kościele św. Marcina w Warszawie, w święto Podwyższenia Krzyża, 14 września 1969 r. W dniu, kiedy aktor obchodził swoje 24. urodziny. Jak wspominał w biografii, niestety wybitnemu fotografowi Erazmowi Ciołkowi zdarzyło się prześwietlić wszystkie zdjęcia ze ślubu. Zachowały się tylko pamiątki ze ślubu w Urzędzie Stanu Cywilnego.
KOBIETA ŻYCIA
Wspólne życie zaczęli na siedmiu metrach kwadratowych przydziałowego „mieszkania” przy Teatrze Starym w Krakowie.
– Zawodowo Urszulka była charakteryzatorką teatralną. Osobą obdarzoną wieloma talentami, lubiła rzeźbić. Była wielką domatorką, potrafiła wyczarować w domu coś z niczego – opowiada aktor. – Wielokrotnie zajmowaliśmy się urządzaniem naszych kolejnych domów. Podziwiałem jej pomysłowość, tak wiele rzeczy potrafiła wykonać: gobeliny, dywany, abażury. Świetnie szyła. Talent kulinarny odziedziczyła po swojej mamie. Posiadała ogromną wiedzę. Potrafiła nazwać wszystkie rośliny i zioła na łące. Przyciągała ludzi swoim ciepłem i serdecznością, wielokrotnie proszono ją o radę, liczono się z jej zdaniem. Łączyły nas wspólne pasje: teatr i lektury, była niezwykle oczytana. Lubiliśmy podróżować, jeździć na pielgrzymki do miejsc świętych. Wiele dzięki niej zyskałem, wielu rzeczy mogłem od niej się nauczyć – wspomina Jerzy Zelnik. – Dobre małżeństwo to także takie, w którym nie ma podziału na role. Mężczyzna robi to, co robi kobieta, nie zajmuje pozycji „Ja zarabiam, a żona zajmuje się pracą w domu” – ocenia.
Jak szczerze wyznaje aktor, codziennie trzeba zdawać trudny egzamin z miłości. – Patrząc z perspektywy czasu, chciałbym wiele zmienić w swoim życiu, ale nie da się życia przeżyć po raz drugi. Konflikty, zatargi są w każdym małżeństwie, ale ponad nimi jest cel nadrzędny – utrzymanie małżeństwa – mówi dziś aktor. – Nasze małżeństwo trwało 46 lat, chociaż nie było samą sielanką. Mnóstwo pretensji, niespełnionych oczekiwań, niedosytu – siła naszych osobowości czasem nas przyciągała do siebie, ale nieraz polaryzowała różnice – mówi aktor.