Jeśli słyszymy, że uprzywilejowanie małżeństwa mężczyzny i kobiety przeczy sprawiedliwości, zapytać wypada: Kto zatem dzisiaj ustanawia jej wymogi?
fot. senivpetro/FreepikW toczonych dziś dyskusjach podnosi się, że małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety jest społeczną i kulturową konwencją, której prawna ochrona ma charakter dyskryminacyjny np. względem osób o innej orientacji lub tożsamości płciowej. W tle kryje się przekonanie, że ustanowione prawo chroniące małżeństwo i rodzinę ma charakter arbitralny i nie realizuje wymogów sprawiedliwości. Wiele wskazuje jednak na to, że jest odwrotnie.
SENS PRAWA
Już w starożytności rozwija się przekonanie, że prawo to zdecydowanie więcej niż arbitralna decyzja większości. Pogańscy filozofowie dostrzegali, że specyficznie ludzka jest zdolność do odkrycia uniwersalnych norm, które nie pochodzą od człowieka, lecz wynikają z natury bytu. Nazwali je prawem naturalnym, uznając, że – dzięki rozumowi – w porządku świata możemy odkryć obiektywne dobro, które wymaga ochrony. Platon i Arystoteles przejmują rozróżnienie wypracowane przez sofistów: na prawa mające swój początek w konwencji i te posiadające wartość „z natury”. Tylko te drugie obowiązują wszystkich, zawsze i wszędzie, zakreślając przestrzeń sprawiedliwych działań. Swoboda ustawodawcy poddana zostaje zatem obiektywnemu ograniczeniu: to, co przynależy do konwencji, nie może przeczyć naturze.
Powyższe przekonanie, rozwijane i pogłębiane przez wieki, umożliwiło przyjęcie po II wojnie światowej Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Nazywała ona „przyrodzone prawa”, mające chronić obiektywne – rozpoznane przez rozum i sumienie – dobra niezbędne do pełnego rozwoju człowieka. Właśnie te dobra wyznaczają granicę swobodzie działania ustawodawców narodowych, którzy stanowionym prawem nie mogą ich naruszać. Wśród tych praw znajduje się prawo mężczyzny i kobiety do zawarcia związku małżeńskiego, traktowanego jako fundament rodziny, będącej „podstawową komórką społeczną”.
WIARA I NATURA
Szczególnie istotnym etapem rozwoju prawa naturalnego była myśl chrześcijańska. Również u św. Tomasza z Akwinu podstawowa zasada prawa naturalnego opiera się na pojęciu dobra. Przykazanie „Dobro należy czynić i dążyć doń, a zła należy unikać” jest fundamentem, na którym opierają się wszystkie inne zasady prawa naturalnego, tzn. te wszystkie nakazy i zakazy, które prawy rozum uznaje za dobre dla człowieka. Tomasz wyjaśnia, że jako ludzie możemy poznać dobro, gdyż Bóg Stwórca, który jest dobry, każdemu człowiekowi daje udział w swoim rozumie. Ta czysto chrześcijańska teza była antycypowana już przez antycznych filozofów. Warto to zauważyć: istnienie prawa naturalnego, odkrycie moralnego wymiaru rzeczywistości wiąże się co najmniej z uznaniem możliwości istnienia bytu, który wpisał owe normy w naturę: istnienia Boga.
Właśnie św. Tomasz zarysował obszar antropologicznego minimum, na którego straży stoi prawo naturalne. Punktem wyjścia jego rozważań były skłonności czy pragnienia człowieka wpisane przez Boga w jego istotę.
SPRAWY FUNDAMENTALNE
W pierwszym rzędzie Akwinata wskazuje na wspólne dla wszystkich istot żywych pragnienie zachowania życia i zdrowia, które powoduje, że „do prawa naturalnego należy to wszystko, co służy utrzymaniu człowieka w istnieniu oraz oddaleniu tego, co jest temu przeciwne”. Szczególny szacunek dla życia ludzkiego jest pierwszą miarą człowieczeństwa wynikającą z prawa naturalnego. Zalążki tego myślenia możemy odnaleźć już w starożytnej przysiędze Hipokratesa. Wraz z chrześcijaństwem logika ta dochodzi do swojej pełni. Odsłania się bowiem sens przekonania o istotowej różnicy między człowiekiem a zwierzęciem.
Jako drugą naturalną skłonność Tomasz wskazuje łączenie się mężczyzny z kobietą i wychowanie dzieci. Czyniąc punktem wyjścia popęd seksualny, stojący u podstawy faktu, że całe nasze ciało jest nasycone relacją do płci drugiej, ukazuje monogamiczność i nierozerwalność małżeńską jako przejaw antropologicznej normalności, dobro samo w sobie i dobro społeczne.
DOBRO MAŁŻONKÓW
Po pierwsze, małżeństwo odpowiada osobowemu charakterowi człowieka. Męskość i kobiecość oznacza nie tylko dwoistą postać konstytucji somatycznej człowieka, ale również nowe poczucie sensu własnego ciała: „kobiecość niejako odnajduje siebie w obliczu męskości, podczas gdy męskość potwierdza się przez kobiecość” (M.A. Krąpiec OP). Płeć ma tutaj rolę „osobotwórczą”, ukazując, jak głęboko człowiek – przy całej swej jedyności i niepowtarzalności właściwej osobie – jest ukonstytuowany przez ciało jako „ten” lub „ta”. Akt seksualny w ramach małżeństwa nie jest jedynie działaniem powodowanym instynktem, ale jednym z wielu wymiarów osobowego związku.
Czy takiej relacji nie można byłoby zbudować poza małżeństwem? Wydaje się, że nie jest to w pełni możliwe. „Jedność poprzez ciało – zauważał Jan Paweł II – wskazuje od początku nie tylko na «ciało», ale na «wcieloną» komunię osób – i tę komunię od początku postuluje”. Jest zatem w sposób konieczny związana z wyborem drugiej osoby jako strony na stałe, nieodwołalnie, czyli zawarcia małżeństwa. Komunia nie jest tymczasowa. Wyabstrahowanie przeżywania seksualności z małżeńskiej relacji kobiety i mężczyzny stanowiłoby przykład, opisanego już przez Platona, obchodzenia obiektywnego celu związku między kobietą i mężczyzną w poszukiwaniu przyjemności. Można to zrobić, ale przeczy to dobru, które jest związane ze związkiem małżeńskim; podobnie jak – zauważa C.S. Lewis – przeczyłoby mu czerpanie przyjemności z jedzenia bez połykania i trawienia, wyłącznie przeżuwanie pokarmu i wypluwanie go.
WARUNEK DOBRA WSPÓLNEGO
Jest to tym istotniejsze, że małżeństwo nie jest dobrem tylko dla tworzących je osób. Rozważony „z całym obiektywizmem stosunek małżeński – pisał Karol Wojtyła – nie jest tylko zjednoczeniem osób, mężczyzny i kobiety, w ich wzajemnej relacji, ale jest ze swej natury (istoty) zjednoczeniem osób w relacji do procreatio”. Porządek natury (zmierzający ku rozrodczości) i porządek osobowy (wyrażający się w miłości osób) są ze sobą ściśle związane: „jeden zależy od drugiego, w szczególnej mierze odniesienie do rozrodczości (procreatio) warunkuje realizację miłości”. Potomstwo, będące owocem i znakiem miłości małżeńskiej, sprawia, że małżeństwo i rodzina są, w świetle prawa naturalnego, nierozerwalnie ze sobą złączone.
Małżeństwo jest nie tylko warunkiem powstania dzieci, ale również ich rozwoju osobowego. Jak zauważa Chantal Delsol, kwestia wychowania w rodzinie opartej na małżeństwie to ostatecznie kwestia zaistnienia, lub nie, ludzkiej podmiotowości. Właśnie monogamiczne małżeństwo – także w świetle współczesnych badań – daje największe szanse na „normalny, psychiczny rozwój człowieka (od urodzenia do wejścia w samodzielny, dojrzały okres ludzkiego życia)”, pozwalając na wychowanie do miłości odpowiedzialnej za życie drugiego.
Powyższe stanowisko nie stanowi „nowości” tradycji chrześcijańskiej. Dość zauważyć, że również w starożytnym Rzymie małżeństwo miało charakter monogamiczny. Modestyn opisywał związek mężczyzny i kobiety na całe życie jako wspólnotę prawa boskiego i ludzkiego. Wcześniej Platon upominał rodaków, by nie byli gorsi od zwierząt, które łączą się w pary dla spłodzenia potomstwa „i nadal już trzymają się siebie obyczajnie i wiernie, nie zrywając raz między sobą zadzierzgniętej więzi”. Niemniej rozwój spojrzenia na wyjątkowość związku monogamicznego związany jest ściśle z tradycją chrześcijańską, rozwijającą i pogłębiającą odkryte w antyku prawnonaturalne intuicje odnośnie do znaczenia relacji kobiety i mężczyzny.
SIŁA PRAWA CZY PRAWO SIŁY
Jeśli słyszymy, że prawna ochrona i uprzywilejowanie małżeństwa mężczyzny i kobiety przeczy sprawiedliwości, zapytać wypada: Kto zatem dziś ustanawia jej wymogi? Czyżby człowiek z homo sapiens, bytu myślącego, a zatem również zdolnego do odkrycia prawdy o dobru i słuszności, próbował stać się homo deus i dekretować kryteria sprawiedliwości? Gdyby tak się stało, to już nie siła prawa, ale prawo siły wyznaczać będzie reguły życia w państwie. Troska o poszanowanie prawa naturalnego, w tym praw małżeństwa i rodziny, stanowi istotną linię obrony przed arbitralnością władzy.