24 kwietnia
środa
Horacego, Feliksa, Grzegorza
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Krzyż od zarazy

Ocena: 0
3292

Krzyż ledwo stoi, próchno się sypie, nawet dwie obejmy na betonowym słupie go nie ochronią.

fot. Renata Zaborska

– A jaki tu napis wyryty: „Boże Ojcze od wszelkiej zarazy zachowaj nas, 1887”, aż ciarki chodzą po plecach – dyskutują młodzi rowerzyści. – Ciekawe, co tu się działo?

Krzyż przy ulicy Borowieckiej na Pradze – osada Zagóźdź w parafii Radość – wymaga natychmiastowej pomocy. To już zabytek! Wyróżnia się intencją do Boga Ojca o ochronę od zarazy. Jaki musiał być wtedy dramat tych ludzi! Krzyż był może jedynym sposobem na ratowanie wsi. Czy długo jeszcze wytrzyma?

 

Ludzie stamtąd

Józef Komorowski, najstarszy we wsi, już 95-latek, wspomina, że przed wojną mieszkało we wsi Zagóźdź czterech Jarosiewiczów, a tam, gdzie stoi krzyż, było ich pole. – Najstarszy Kazimierz już nie żyje, on i jego synowie postawili krzyż i go wzmocnili, żeby się nie przewrócił – opowiada. – Był też ksiądz z Radości, co chodził i odprawiał majówki pod krzyżem. Kiedyś nasz ksiądz święcił przy krzyżu święconki.

– Pewna pani – wspomina pani Eugenia – opowiadała mi pod krzyżem historię o trzech niemieckich żołnierzach w zestrzelonym w czasie wojny samolocie, tu nad Wisłą. Dwóch Niemców zastrzelili Rosjanie, i są tu gdzieś zakopani przez miejscowych, a jednego zabrali do obozu. Pewien historyk opowiadał, że tu jest jeszcze jeden mały krzyż, gdzieś na łąkach, może to ich wojenny grób?

Mówią, że krzyż przy drodze to replika krzyża z 1887 r. W XIX w. cholera szalała w całej Warszawie.

 

Pod opieką emerytów

Zawsze pod krzyżem palą się znicze i są świeże kwiaty, jak twierdzi pani Komorowska. – Tu nowe ludzie mieszkają, nie dbają, nie pamiętają, ja mam 84 lata, ale z mężem co piątek palimy znicze pod krzyżem, zmieniamy kwiatki.

Pani Eugenia twierdzi, że nie jest opiekunką krzyża. – Tu wszyscy się nim opiekujemy, ja mieszkam tu i w Warszawie i czasem wymienię wodę, dodam kwiatek. Widziałam w zeszłym roku pod tym krzyżem nawet róże i lilie, które składała para starszych ludzi, a obok stał samochód na niemieckiej rejestracji, kobieta nie mówiła po polsku, ale on zapalał znicz i chciał porozmawiać, może znał jego historię?

Starsi mieszkańcy solidarnie opiekują się krzyżem, jak mogą, bo stanowi dla nich nie tylko historię, ale i wyraz przydrożnej wiary. Leży im na sercu jego los. Drogę mają poszerzać i krzyż może być zagrożony.

 

Sięgamy do korzeni

– Ten krzyż zawsze był taki samotny – wspomina pani Eugenia – stał z dala od domów. Lubiłam się przy nim zatrzymać, pomodlić się sama. Przychodzę tu od lat, zapalę lampkę, dodam kwiatki. Widziałam, że inni też się tu zatrzymują.

Krzyż na Borowieckiej stoi na granicy pól między parafią w Radości i w Miedzeszynie. Rodzi to pytania o przynależność. Ksiądz Mirosław Mikulski, dawniej proboszcz parafii w Radości, widząc zdjęcie zmurszałego krzyża przy Bobrowieckiej, zastanawia się, czy można go zabrać, bo lada chwila runie. Może go przenieść do kościoła, pod dach? – Nie ma na co czekać, woda dostanie się w szczeliny, rozsadzi drewno. W kościele w Radości jest mało miejsca, ale w jego przedsionku można by go umieścić, po konserwacji, z jego historią obok na tablicy – zastanawia się.

Inną koncepcję ma ks. Marcin Ożóg, proboszcz z sąsiedniej parafii Dobrego Pasterza w Miedzeszynie. – Chodzę koło tego krzyża, miałem pomysł, by go obudować, ale stolarz odradził i woli postawić nowy. Może konserwator zabytków coś by poradził? Gdyby znalazł się właściciel działki…

Docieram do potomków fundatora krzyża. – Kiedy miałam 17 lat – wspomina Zenona Odolak – moja babcia Franciszka miała 75 lat i mówiła mi, że ten krzyż ufundował Walenty Jaroszewicz, mój pradziadek, gdy dziedzicem był Onyszko. Babcia mówiła, że ten krzyż jest od zatrzymania cholery. Pamiętam, jaka byłam wtedy przerażona, nie wiedziałam, co to za cholera, ale babcia mi wyjaśniła, że to choroba, która szła od Saskiej Kępy.

– Jak było majowe – opowiada – ubierałyśmy krzyż, były girlandy, jałowce, panowie dbali o ławeczki z modrzewia, siadaliśmy i śpiewaliśmy pieśni maryjne. Byli i tacy, co jak sobie popili, leżeli krzyżem pod krzyżem, takie czasy w latach 50.

Pani Zenona dobrze wie, że tamto był drewniany krzyż z 1887 r., a teraz, od ćwierć wieku, jest jego replika.

 

I co teraz?

Krzyż w tym miejscu stoi już 130 lat. Widziało go kilka pokoleń. Intencja do Boga Ojca o ochronę od zarazy upamiętnia historyczny i bolesny dramat mieszkańców.

Czy uda się go uratować? Konserwacja spróchniałego krzyża kosztowałby może kilkanaście tysięcy, trzeba go wyczyścić pod ciśnieniem, zaolejować. Można też oddać do zakładu stolarskiego, wyremontować, zabezpieczyć przed wilgocią i grzybem, byłoby taniej.

Czy w XXI w. znajdzie się sposób na uratowanie krzyża z XIX-wieczną historią?

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 24 kwietnia

Środa, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem światłością świata,
kto idzie za Mną, będzie miał światło życia.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 12, 44-50
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter