Z tematem przyszła czytelniczka, wprawdzie nie do redakcji, ale do mnie, bośmy są parafianki i w dodatku z jednego kółka różańcowego.
Toteż nie miała wątpliwości, tylko mnie złapała w kościele i stanąwszy w bocznej nawie, od razu jasno przedstawiła sprawę: musisz o tym napisać, dopóki trwa listopad i ludzie jeszcze chodzą na cmentarze. Bo potem pójdą dopiero na wiosnę. Rzuć hasło „grób sąsiada”: że każdy, kiedy stanie przy grobie swoich najbliższych, niech się rozejrzy, niech zobaczy, czy są jakieś groby zaniedbane od lat. I niech się nimi zainteresuje.
Bo opuszczonych grobów coraz więcej. Znajomej chodzi o wszystkie, nie tylko o takie, które pokazują naszą przeszłość, nierzadko jeszcze z XIX w., opowiadają swoimi napisami i pięknymi wciąż (choć nadgryzionymi zębem czasu i kwaśnym powietrzem) rzeźbami historie ludzi i miasta. I są nie tylko zaniedbane, bo krewni może już powymierali, ale w dodatku narażone na kradzieże tych pięknych elementów rzeźbiarskich czy metalowych, albo po prostu na zawłaszczenie miejsca na kolejny pochówek.
Znajoma, nierzadko z córką, zaczynała skromnie, nawet bez sekatora: skoro na sąsiednim grobie nikogo nie było od tak dawna, że zarasta zielskiem i pokrywa się coraz grubszą kołdrą z liści i pyłu, to nie wystarczy zapalić świeczkę. Tego zapewne każdego w dzieciństwie uczono: zapal świeczkę nie tylko u swego dziadka, ale także na opuszczonym grobie, wręcz go poszukaj, to jest twój chrześcijański obowiązek. – Ale teraz trzeba jeszcze wydobyć taki grób z nieistnienia – mówi z żarem znajoma.
Co wcale nie jest takie proste. Kiedyś nawet przeżyły niemiłe chwile, bo – jak się okazało – zabrały się za nagrobek upatrzony przez złodziei elementów metalowych, którzy wręcz grozili im sprowadzeniem cmentarnej administracji. – Po prostu popsułyśmy im szyki – opowiada – a to już jest „nagroda” z nieba. Któregoś razu z kolei „odzyskały” spod kilkudziesięcioletniej może warstwy liści i błota nagrobek z piękną, alabastrową płytą i zupełnie wyraźnym napisem.
Był tam pochowany ks. Władysław Magnuski (1833-1911), jak się okazało, postać wielce historyczna. Po studiach w latach 1852-1856 w Akademii Duchownej w Warszawie był wikariuszem w Wyszogrodzie i w Skierniewicach. Więzień X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej za to, że w październiku 1861 r. demonstrował przeciw wtargnięciu wojska do katedry św. Jana i kościoła św. Anny. Po upadku powstania styczniowego przeniesiony przez władze kościelne do parafii Świętego Krzyża w Warszawie. Później rektor warszawskiego Seminarium Duchownego 1883-1887. Coś takiego!
W sąsiednich krajach ludzie potrafią miesiącami nie zabierać szczątków swoich zmarłych po kremacji czy nawet z zamrażarek w szpitalach czy domach pogrzebowych! – Cieszmy się, że mamy takie piękne cmentarze – mówi znajoma – i wciąż żywą tradycję odwiedzania ich i modlitwy za zmarłych. Dlatego spójrzmy także na sąsiedni grób. I pomóżmy mu przetrwać!