Co prowadzi zrównoważonych ludzi do nieracjonalnej agresji?
Obraźliwe czy agresywne wpisy w internecie nie są wyłącznym dziełem zawziętych „trolli”. Chociaż ich zaangażowanie obniża poziom dyskusji, liczba kulturalnych ludzi, którzy pozwalają sobie na wulgarne wpisy, jest pokaźna. Do takich konkluzji doszli badacze zachowań w internecie ze Stanford University (Anyone Can Become a Troll – każdy może zostać trollem).
Pozostawmy na boku, kto i kiedy zasługuje na określenie „trolla” oraz kiedy już uprawia się trolling, a kiedy tylko odważną wymianę zdań. Jest też oczywiste, że na niektórych portalach są osoby zajmujące się zawodowo, a nawet odpłatnie, wywoływaniem burzy poprzez skrajnie radykalne wypowiedzi. Chociaż jest ich niewiele, czynią dużo szumu i wiele szkodzą, ale badania ze Stanford University wskazują, że każdy użytkownik może czasami stać się agresywnym trollem. Ale co prowadzi zrównoważonych ludzi do nieracjonalnej agresji?
Na pierwszym miejscu anonimowość! To ona sprawia, że padają naturalne hamulce. W rozmowie twarzą w twarz wiele słów łatwo pisanych by nie padło. Mocno wpływa też nastrój, temat i kontekst komentowanego tekstu. Badania wskazują na decydujący wpływ innych zastanych wpisów. Prawdopodobieństwo zapisania rzeczy obraźliwych wzrasta, jeżeli takie komentarze już się pojawiły. Czyli niekulturalne zachowania są zaraźliwe. Została również wykryta korelacja pomiędzy godzinami i dniami tygodnia, kiedy dokonały się wpisy. Godziny późnowieczorne oraz poniedziałki są szczytowe dla obraźliwych komentarzy. Poranki i weekendy sprzyjają rozsądkowi w wymianie poglądów.
Niektóre portale wprowadziły krótkie testy – kilka pytań związanych z artykułem – by sprawdzić, czy on został przeczytany. Wtedy dopiero pojawia się możliwość wpisania własnego komentarza. Taki system eliminuje komentarze całkowicie nie na temat. Inne portale stosują algorytmy usuwające niepożądane wpisy. Twitter wypróbowuje system penalizacji niecywilizowanego komentatora jednym dniem blokowania widoczności jego wpisów. Jednak takie rozwiązania są jeszcze wysoko niedoskonałe i wydaje się, że są skazane na arbitralność.
„Zły przykład jest bardziej zaraźliwy niż dobry” – do takiego pesymistycznego wniosku dochodzą autorzy opracowania ze Stanford University. Można z tym wnioskiem polemizować. Wydaje się ciekawszą następująca teza: „wszędzie, gdzie się da, uczyć dobrego zachowania, szczególnie młodych ludzi”. Promocja niekulturalnego zachowania, niezależnie od tego, kto za nim stoi, zawsze wystawia słony rachunek.