Rodzicielska czujność często ogranicza się tylko do zewnętrznej kontroli, zamiast kształtowania w dzieciach odpowiedzialności
Słyszeliście o „rodzicach helikopterach”? Termin ten oznacza rodziców nadmiernie kontrolujących swoje dzieci. Od niedawna mówi się też o „rodzicach kosiarkach” – nie tylko krążących nad dzieckiem, lecz również usuwających sprzed jego stóp każde źdźbło. Mój mąż, pracując w szkole, żartował, że niektórzy rodzice chętnie owinęliby swoje dzieci w folię bąbelkową, żeby nie zmarzły, nie przewróciły się ani nie zaznały żadnej innej życiowej przykrości. Często jednak ta rodzicielska czujność ogranicza się tylko do zewnętrznej kontroli, zamiast kształtowania w dzieciach wewnątrzsterowności i odpowiedzialności za własne życie.
Pewna nauczycielka opowiadała, że rodzice, bacznie śledzący każde drgnienie średniej w dzienniku elektronicznym, na pytanie, czym tak naprawdę żyje ich dziecko, odpowiadają: „nie wiem, cały czas siedzi w telefonie”. Rodzice kosiarki zaś w imię doraźnego komfortu dziecka wyręczają, załatwiają, rozwiązują problemy (mama, która, słysząc sprzeczkę syna z kolegami, dzwoni z pretensjami do ich matek) – czyli generalnie chronią je przed życiem, nie dając szansy, by dojrzało i zaprawiło się do życiowych zmagań.
Przykładów jest multum. Od odkrajania skórki z chleba, bo za twarda (słyszałam o chłopcu, który na wycieczce szkolnej doznał szoku, bo zobaczył, że chleb ma skórkę), wręczania urodzinowych zaproszeń w konspiracji, bo pozostałym będzie przykro, i próśb rodziców, aby nie urządzać w szkole konkursów, bo to trauma dla tych, którzy przegrają. Poprzez grupy whatsappowe, gdzie mamy piątoklasistów szczegółowo wypytują o prace domowe, planowane klasówki i lektury. Dzieci codziennie są w szkole, mają telefony, żeby ewentualnie kogoś dopytać. Ale po co się martwić, skoro mama się tym zajmie? Tylko że przez życie nie da się przejść w futerale z folii bąbelkowej. Prędzej czy później nastąpi zderzenie ze ścianą.
Czytałam, że w Szwajcarii nauczyciele protestują, słusznie uznając, że w zakresie ich obowiązków nie leży zmienianie uczniom pampersów. Szefowa szwajcarskiej federacji nauczycieli Dagmar Rösler przyznaje, że to problem, który nauczyciele coraz częściej widzą wśród uczniów: „To obowiązek rodziców, by dzieci w wieku szkolnym nie nosiły już pieluch”. Rodzice na szczęście nie pozostają na ten problem obojętni: „Przez to, że nauczyciele odmawiają zmieniania pieluch, wśród szwajcarskich rodziców można zaobserwować pewien zwrot: wielu szuka niani, która nie tylko po zajęciach zajmie się dzieckiem, ale też w ciągu lekcji będzie w stanie przyjść do szkoły, by zmienić uczniowi pieluchę, bo nauczyciel odmawia robienia tego, a dziecko samo nie potrafi”. W sumie niezły pomysł, warto zapamiętać, bo może i u nas kiedyś się przyda.