25 kwietnia
czwartek
Marka, Jaroslawa, Wasyla
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Gdy umiera przyszłość

Ocena: 0
4620

Często dziś podnosi się kwestię życia dzieci niepełnosprawnych: czy nie lepiej byłoby dla rodziców, gdyby się w ogóle nie urodziły.

Zajmowałem się m.in. rodzicami, którzy swoje macierzyństwo i ojcostwo spędzili w szpitalu, przykuci do łóżka dziecka, które przez trzy miesiące po urodzeniu walczyło o życie i przegrało. I nie spotkałem ani jednego przypadku rodziców w tej i podobnych sytuacjach, którzy uważaliby, że lepiej byłoby, gdyby te dzieci się w ich życiu nie pojawiły. Wręcz przeciwnie – mimo trudu związanego z opieką nad tymi dziećmi, czasem na skraju wytrzymałości fizycznej i bez żadnej realnej pomocy – byli bardzo szczęśliwi, że te dzieci były. Niemniej jednak byłbym daleki od generalizowania lub jakiegokolwiek osądzania tych rodziców, którzy stwierdziliby, że nie daliby rady lub są u kresu sił. Każdy ma inną wrażliwość i wytrzymałość.

 

Przyszłość umiera także rodzicom, kiedy dochodzi do aborcji. Jest podobnie przeżywana?

Terapia takich osób, głównie kobiet, nie jest taka sama, co rodziców osieroconych, ponieważ żal dotyczy zarówno decyzji, jak i utraconego dziecka. Jednak syndrom postaborcyjny, jako konsekwencja dokonanej aborcji, jest faktem. I – co warto podkreślić – nie jest związany z wyznawanymi wartościami czy wiarą w Boga. Kobiety spowiadające się z aborcji, rozgrzeszone i przez kolejne 20 lat wciąż się z tego spowiadające – to smutna rzeczywistość. Ale i tu trzeba zastrzec, że ten syndrom nie występuje w każdym przypadku. Nie zajmowałem się syndromem postaborcyjnym w swojej praktyce.

 

Czasem słyszy się o radzeniu sobie z żałobą przez przelanie miłości do zmarłego dziecka na pozostałe dzieci. To możliwe?

Tak się nie da. Nie ma nikogo i niczego, co by mogło nam zrekompensować stratę kogoś, kogo kochamy. Tęsknota dotyczy zawsze konkretnego, niepowtarzalnego człowieka. I nieporozumieniem jest pocieszanie typu: „Na szczęście macie jeszcze inne dzieci”. Żałoba nie jest po tych dzieciach, ale po tym, którego nie ma. Jesteśmy rodzicami tych naszych dzieci, które żyją, i tych, które zmarły.

 

À propos różnych rad: jaka jest rola środowiska rodziców osieroconych?

Niebagatelna. Niestety, na ogół nie potrafimy pomagać. Raczej szkodzimy. Rodzina, znajomi mówią często po pewnym czasie: „Już koniec z tą żałobą, ogarnijcie się, musicie dalej żyć” itp. To w ogóle nie działa. Pojawiają się też ludzie, którzy świadomie lub nieświadomie ranią tych rodziców, mówiąc im: „A może to lepiej, że odeszło? Tak długo chorowało”. Są też sytuacje, kiedy śmierć dziecka następuje w okolicznościach trudnych do wytłumaczenia. Nie należy się np. zabierać za racjonalizowanie faktu, szukając iluzorycznie przyczyn, dlaczego np. ktoś ich córkę zgwałcił, a potem zabił. Wyjaśnieniem morderstwa zajmuje się policja lub organy do tego powołane. Taka racjonalizacja tylko dodatkowo rani osieroconych rodziców.

 

Jak więc sensownie pomagać?

Przede wszystkim pamiętać, że natychmiastowa i łatwa pomoc takim rodzicom jest po prostu niemożliwa. A po wtóre: być obecnym! Nie próbujmy w żaden sposób osieroconym rodzicom ich cierpienia zabierać czy unikać tego tematu, bo się nie da. Często odczuwamy strach przed choćby wspominaniem przy rodzicach osieroconych o ich zmarłym dziecku, przed wymawianiem jego imienia. To jest wielkie nieporozumienie. Przeciwnie: należy rozmawiać z osieroconymi rodzicami o ich zmarłym dziecku, a zwłaszcza słuchać, kiedy po raz enty chcą o nim mówić. I nie bać się, gdy wzbudza to w nich emocje, np. płacz. „Wyżycie”, nawet po raz kolejny, tego tematu da im szansę na zaakceptowanie z czasem rzeczywistości, która się zdarzyła, i w ten sposób pozwalamy tym rodzicom na nowo siebie konstruować.

Gdy chodzi o obecność – rodzice osieroceni na pewno nie zadzwonią. To my mamy dzwonić, wysyłać SMS-y z informacją, że w każdej chwili chcemy i jesteśmy gotowi poświęcić im swój czas. Nawet jeśli nasze starania pozostaną bez odpowiedzi. I nie bać się usłyszeć od tych rodziców, że jest źle.

 

Trudne zadanie.

Trzeba się liczyć z tym, że część znajomych, a nawet członków rodzin rodziców osieroconych nie będzie w stanie sprostać tej sytuacji. Ze swoich doświadczeń pracy z małżeństwami osieroconymi w Niemczech mogę powiedzieć, że zmieniało im się nawet do 90 proc. środowiska. W miejsce dawnych kontaktów pojawiały się nowe, inne. To, czy będziemy w stanie dobrze się kontaktować z osieroconymi rodzicami, zależy od stopnia akceptacji faktu, że po śmierci dziecka są oni już innymi ludźmi.

 

Dotyczy to także wzajemnego zaakceptowania przez samych małżonków, że się zmienili?

Absolutnie tak. Osieroceni matka i ojciec nigdy nie przeżywają straty dziecka tak samo i równocześnie. Każda żałoba jest jak sinusoida: góry i doły, okresy cierpienia i uspokojenia. I nie przypuszczamy nawet, jak niepozorne elementy – jakieś skojarzenie, słowo, przedmiot, melodia – mogą wzbudzić w jednym z osieroconych rodziców wielką depresję, a w drugim nie. To powoduje, że mąż i żona nie rozumieją siebie nawzajem. W efekcie ponad 70 proc. takich par się rozstaje. Tym bardziej trzeba je otaczać troską i zrozumieniem, którego im brakuje najbardziej.

 


Prof. dr hab. Robert Cieśla (1963), muzyk, śpiewak operowy (tenor), psycholog. Od roku 1989 mieszkał z rodziną w Niemczech, związany z tamtejszymi scenami operowymi. Tam też z niewyjaśnionych od strony medycznej przyczyn stracił siedmioletniego syna. Rozpoczął wówczas terapię dla osób w żałobie po stracie dziecka i zainteresował się pomocą rodzicom osieroconym. Ukończył studia z zakresu psychologii klinicznej i osobowości na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Prowadził terapię przez kilka lat w Niemczech, a po powrocie do Polski, w latach 2006-2014, poradnię dla osieroconych rodziców przy ursynowskiej parafii Wniebowstąpienia Pańskiego. Prowadzi działalność akademicką na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Wcześniej związany z Uniwersytetem Rzeszowskim i UKSW.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Katolik, mąż, absolwent polonistyki UW, dziennikarz i publicysta, współtwórca "Idziemy" związany z tygodnikiem w latach 2005-2022. Były red. naczelny portalu idziemy.pl. radekmolenda7@gmail.com

 

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 24 kwietnia

Środa, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem światłością świata,
kto idzie za Mną, będzie miał światło życia.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 12, 44-50
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter